Jego chrzestnym miał być Władysław Anders. Jednak generał, zamiast podawać dziecko do chrztu, ruszył na Monte Cassino.
Cezary Rembowski jest łodzianinem. Ale na świat przyszedł w Palestynie. Śmieje się, że gdyby urodził się wcześniej, to pewnie generał Anders byłyby jego chrzestnym. Tak było już ustalone. Rozpoczęła się jednak aliancka ofensywa...
- Po generale zostało mi drugie imię - Władysław - mówi pan Cezary.
W jego dowodzie jako miejsce urodzenia zapisano Jaffę, która dziś leży w Izraelu. Przyszedł tam na świat 4 kwietnia 1944 r.
- Tak się zdarzyło, że w marcu 1968 roku studiowałem w Warszawie - wspomina Cezary Rembowski. - Podczas wydarzeń marcowych zatrzymała mnie milicja. Gdy milicjanci zobaczyli, że w dowodzie jako miejsce urodzenia mam wpisaną izraelską Jaffę, to od razu zabrali mnie na komisariat. Długo musiałem się tłumaczyć, zanim mnie wypuścili.
Droga rodziców pana Cezarego do Palestyny była długa. Jego ojciec Jerzy Rembowski urodził się w 1914 r. w Łodzi. Ale jego rodzice - Bronisława i Józef - pochodzili z Warszawy. Byli związani z PPS. Uciekli do Łodzi. Jerzy Rembowski miał kilka miesięcy, gdy za działalność konspiracyjną, niepodległościową zostali zesłani na Syberię. Do Polski wrócili w 1921 r. Jerzy miał wtedy 7 lat. W Łodzi, przy ul. Napiórkowskiego, zamieszkała tylko matka pana Jerzego z dwójką dzieci. Józef Rembowski wybrał inną drogę życia.
Jerzy Rembowski zdał w Łodzi tzw. małą maturę i za namową mamy zaciągnął się do wojska, do stacjonującego w jego rodzinnym mieście 28. Pułku Strzelców Kaniowskich. Potem skończył szkołę pod-oficerską. Jego starsza siostra Janina pracowała w łódzkim magistracie. Dzięki niej znalazł się w szeregach Policji Państwowej. Było to w połowie lat 30. minionego wieku.
- Tata podczas pobytu na Syberii nauczył się dobrze rosyjskiego, dialektów żyjących tam ludów - opowiada Cezary Rembowski. - Został więc niemundurowym funkcjonariuszem policji, czyli tajnym agentem. Wysłano go, by bronił wschodnich rubieży kraju. Tata bardzo dobrze zarabiał. Gdy przyjeżdżał do Łodzi na urlop, to spotykał się z kolegami z gimnazjum w „Esplanadzie”, chodził w palcie z borsuków. Był bardzo wysportowany. Został mistrzem Polski w narciarskie nizinnym, czyli biegowym. Uprawiał boks, sparował nawet z Henrykiem Chmielewskim, łodzianinem, który został mistrzem Europy w boksie.
Ale wybuchła wojna. Po 17 września 1939 r., gdy Polskę zaatakowali Rosjanie, Jerzy Rembowski przekroczył granicę polsko-litewską. Został internowany na terenie Litwy. Razem z nim ponad tysiąc Polaków.
- Zostali umieszczeni w Połądze, litewskim kurorcie nad Bałtykiem - wspomina Cezary Rembowski. - Kiedy jednak Litwa została republiką Związku Radzieckiego, to tata i inni internowani stali się sowieckimi więźniami. Zostali umieszczeni w obozie Kozielsk II. Tata opowiadał, że na pryczach widzieli polskie napisy. Potem, tuż przed tym, jak ZSRR zaatakował Niemcy, zapakowali wszystkich w wagony i wywieźli do Murmańska. Tam rozładowywali statki, które przypływały z Kanady, USA.
W końcu dotarła do nich informacja, że generał Władysław Anders tworzy w Związku Radzieckim polskie wojsko. Zaczęli więc trwającą wiele dni podróż na południe tego kraju. Wędrowali pieszo, czasem udało się im pojechać pociągiem. Podczas tej podróży Jerzy Rembowski zachorował na tyfus. Na szczęście wyzdrowiał i dotarł do Buzułuku, gdzie stacjonował sztab armii Andersa. Tam zaciągnął się do polskiego wojska. Został przydzielony do 1. szwadronu żandarmerii. - Wzięli pod uwagę to, co tata robił przed wojną - wyjaśnia Cezary Rembowski. - Znalazł się w 8-osobowej ochronie sztabu. Od tego czasu towarzyszył gen. Andersowi. Obserwował spotkania generała z Józefem Stalinem w czernyszewskim dworku. Był na nich też Andrej Wyszyński, który był sowieckim wicekomisarzem spraw zagranicznych. Podobno bardzo dobrze mówił po polsku. Ostrzegał polskich żołnierzy, by uważali z piciem wódki, bo może się to źle skończyć...
Potem z armią Andersa przez Morze Kaspijskie przedostał się do Teheranu. Tam w parku Rezy Pahlaviego zobaczył piękną dziewczynę, która w polskim mundurze szła z koleżankami. Była to Zofia Wójcik. Pochodziła z ziemiańskiej rodziny z okolic Wołkowyska koło Grodna. Gdy wybuchła wojna uczyła się w gimnazjum. Mieszkała w bursie w Wołkowysku. Kiedyś wszystkim uczennicom kazano się pakować i załadowano do wagonów. W transporcie odnalazła rodziców. Znaleźli się pod Archangielskiem. Potem wywieziono ich do Kazachstanu. Podczas jednego z postojów Zosia z kilkoma koleżankami poszła kupić pierogi. Kiedy wróciła pociągu, którym wieziono jej rodziców, już nie było. Ale niedługo po tym koło dworca zobaczyła żołnierzy w polskich mundurach. Tak znalazła się w armii Andersa, w Pomocniczej Służbie Kobiet. Zajmowała się administracją.
Zofia Wójcik i Jerzy Rembowski wzięli ślub 7 sierpnia 1943 r. w kaplicy polowej w Kirkuku pod Mosulem, na terenie dzisiejszego Iraku. Zofia miała 21 lat. Wiosną kolejnego roku w Jaffie na świat przyszedł ich syn Cezary. Jerzy razem z innymi żołnierzami szykował się do ataku na Monte Cassino.
- Mama oceniała, że w Jaffie urodziło się ok. 600 polskich dzieci - mówi Cezary Rembowski. - W tym samy czasie na świat przyszła też Basia, córka znakomitej aktorki Jadwigi Andrzejewskiej, też łodzianki. Razem z Basią się wychowaliśmy. W Jaffie zajmowali się nami Arabowie. Polskie kobiety, które urodziły dzieci, miały po porodzie dojść do siebie.
Z Jaffy pan Cezary i jego mama przenieśli się do Betanii. Ojcowie i mężowie walczyli, ale czasem przyjeżdżali odwiedzać rodziny. Potem wyjechali do Jerozolimy. Tam dziećmi zajmowali się Hindusi.
- Byliśmy w Jerozolimie do końca 1946 r. - opowiada Cezary Rembowski. - Po zdobyciu Bolonii do Jerozolimy przyjechał tata, który dostał przydział do tamtejszego garnizonu. Był jednak cały czas w kontrwywiadzie, więc otrzymał z czasem rozkaz, by wyjechać do Polski. Zamieszkaliśmy w rodzinnej Łodzi. Dokładnie w Rudzie Pabianickiej.
Jerzy Rembowski pracował w administracji łódzkich Wodociągów i Kanalizacji, centrali tekstylnej, a w końcu został inspektorem Wojewódzkiej Rady Narodowej. Nie należał do partii, więc musiał odejść. Do emerytury pracował w Przedsiębiorstwie Polskie Warzywa i Kwiaty. Zmarł w 1991 r., jego żona umarła w 2015 r.
Cezary Rembowski został geodetą. Wiele lat pracował w Miejskim Przedsiębiorstwie Geodezyjnym. W 1990 r. został wybrany na łódzkiego radnego. Pracował w Urzędzie Wojewódzkim, Urzędzie Miasta Łodzi.