Przypominam, że jeśli głosowałeś na Dudę w I turze, to nie musisz już iść na głosowanie, ponieważ wygrał on I turę. W II turze głosują tylko osoby, które zaznaczyły innych kandydatów – mem takiej treści krąży po Polsce od wtorku, bawiąc po wygolone pachwiny i pachy środowisko wielkomiejskich wykształciuchów. W komentarzach czytam, że lwia część elektoratu Dudy mogłaby się na to nabrać, gdyby używała Instagrama i WhatsAppa. Albo gdyby jakiś POjętny haker umieścił toto na paskach TVP. No i nagle - bach: sama TVP wyświetliła mema w swoich serwisach! Ostrzegając, że jest to… „dezinformacja”.
Mój doktoryzowany kolega z Krakówka zobaczył informację TVP o „dezinformacji” na ekranie smartfonu podczas zakupów w Dino i dostał takiego napadu śmiechu, że przez siedem minut turlał się między kasą a lodówką z jajami BIO. Potem wstał i - nadal się krztusząc – stwierdził, że równie dobrze TVP mogłaby w swoich serwisach infamacyjnych prostować rysunki Sawki i Mleczki oraz skecze Ani Mru Mru. Oraz – ma się rozumieć – sceny z „Misia”, jako żywo przypominające to, co robi TVP.
Chwilę potem nadeszła wieść, że Andrzej Duda odmówił udziału w debacie wyborczej proponowanej przez TVN, TVN24, Onet i WP. Równocześnie TVP planuje debatę „w formule city hall w Końskich” - pytania kandydatom mieliby zadawać „zwykli mieszkańcy, Polki i Polacy”.
Dwie kwestie mnie tutaj niepokoją. Pierwsza: dla prezydenta mej Ojczyzny wzorcem obiektywizmu dziennikarskiego jest obecna TVP. Czyli opłacana przez podatników telewizja, w której praca i płaca tzw. dziennikarzy zależy w pełni od polityków władzy. W efekcie „dziennikarze” przypominają Jarząbka, trenera II klasy: „łubu dubu, łubu dubu, niech żyje nam prezes…”. Przeciwników prezesa (i jego wynalazku, Dudy) okładają paskami w stylu „wbijają prezesowi szpilki, to nie ludzie, to wilki”.
Kwestia druga: stoimy u progu wojny, którą już kiedyś między sobą toczyliśmy i której finał opisał naturalistycznie Żeromski w finałowej części „Rozdzióbią nas kruki, wrony”.
Oto inteligenci z metropolii na wieść o „city hall w Końskich” irytują się: a czemu pytań w imieniu Polek i Polaków nie mogą zadać krakusi, gdańszczanie, albo chociaż rzeszowianie? Równocześnie Zbigniew Boniek, bez zbędnego kiwania, strzela na Twitterze sentencją, która – nie czarujmy się – odzwierciedla myślenie wielu przeciwników obozu władzy: „Prezydent Polski może być wybrany głosami ludzi środowiska wiejskiego, głosami emerytów i ludzi z podstawowym wykształceniem. To chyba trochę dziwne w tak pięknym i rozwijającym się kraju jak nasza Polska”.
Tak, wielkomiejską inteligencję boli, że „j… wioskowe głupki”, biorące serio zarówno jajcarskie memy, jak i infamacje TVP, mogą nam narzucić SWOJEGO prezydenta i mieć nadal całą władzę w NASZYM państwie. Mieszkańców wsi i miasteczek przeraża, że „p… miastowe wykształciuchy” mogą nam narzucić SWOJEGO prezydenta i odzyskać władzę w NASZYM państwie.
Marzy mi się, by moi rodacy ze wsi, miasteczek i metropolii ogarnęli się i zauważyli, że zostali obsadzeni w klasycznym „dziel i rządź” przez cwaniaków, którym zależy wyłącznie na władzy. A potem sięgnęli choćby po nowelę Żeromskiego, by sobie przypomnieć, jak to się kończy.