Wszyscy wszędzie i do wszystkiego używają internetu. Czas go ucywilizować
Felieton ten przeczytają Państwo w Wielki Piątek. W Dniu dla chrześcijan przypominającym dramat ukrzyżowania Chrystusa. Nie będę się tu odnosił do Jego męki i do jej doniosłego znaczenia, w które wierzą chrześcijanie, bo o tym będzie z pewnością dużo różnych tekstów. Natomiast rozważanie wydarzeń, które miały miejsce dwa tysiące lat temu w Jerozolimie, przywołuje ogólną refleksję: Otóż barbarzyńskie formy egzekucji, które w tamtych czasach uważano za normalne - z upływem czasu zostały porzucone.
Chrystus był biczowany, wleczony, a potem przybity gwoździami do krzyża i zawieszony na wielogodzinne publiczne konanie na owych poranionych rękach.
Rzecz dziś nie do wyobrażenia! Wprawdzie nadal wymierza się różne kary za rzeczywiste lub domniemane przestępstwa - ale nikt nigdzie nie stosuje dziś tak barbarzyńskich egzekucji. Zwyciężyła cywilizacja!
To w świecie realnym. A w wirtualnym?
Wszyscy wszędzie i do wszystkiego używają Internetu. Ten ogromny system został jednak obecnie skolonizowany - jak kiedyś kraje Afryki - przez serwisy społecznościowe. Mało kto obecnie obcuje z Internetem jako takim, tylko dołącza się do Google, Facebooka, Instagramu, WhatsAppa, TikToka, zawłaszczonego przez Muska serwisu X itp.
A czy dzisiejszy Internet spełnia kryteria cywilizowanego obszaru aktywności publicznej? Obawiam się, że nie!
Rozważmy pokrótce najbardziej podstawowe aspekty tego zagadnienia.
Bezpieczeństwo. Spustoszenie czynione co jakiś czas przez wirusy oraz powtarzające się włamania i kradzieże danych każą wątpić w spełnienie tego kryterium. Internet jest czymś w rodzaju ziemi niczyjej, na której możni budują sobie nieźle zabezpieczone przed inwazją warownie, ale na traktach publicznych panuje kompletna anarchia dająca niczym nieskrępowane możliwości chcącym czynić zło. Bezpieczeństwo powinno być immanentną cechą sieci, a nie produktem kupowanym dodatkowo za spore pieniądze! To pierwszy postulat.
Prawo. W Internecie prawo winno działać tak samo jak w „realu”, w którym nawet najbardziej liberalne prawo ogranicza rozpowszechnianie treści takich, jak kryminalne instruktaże, opisy konstrukcji niebezpiecznej broni czy szerzenie nienawiści. Zwolennicy internetowej wolności absolutnej, których jest niemało, powinni zrozumieć, że w sieci tak samo jak w życiu absolutna wolność oznacza również bezkarność i niczym nieograniczoną swobodę działania dla przestępcy i terrorysty. Sieciowy włamywacz jest w społecznym odbiorze bliższy Robin Hoodowi niż terroryście. To nie jest dobre!
Rozwój. Tu spory kamień do naszego krajowego ogródka. Katastrofalne opóźnienie rozwoju infrastruktury telekomunikacyjnej w Polsce kładzie się głębokim cieniem na wszystkich ekipach rządzących krajem w ciągu ostatnich lat. Nie wiem, czy to się nie nadaje do Trybunału Stanu jako rażące zaniedbanie podstawowych obowiązków przez sprawujących władzę, ale dobrze w tym zakresie nie jest.
Obyczajowość. Nie ma już dziś żadnego powodu, by widzieć istotną różnicę pomiędzy regułami zachowania w miejscach publicznych - na ulicy, w urzędzie, w szkole, w pracy - i w publicznie dostępnych obszarach Internetu. Wystarczy kilka cytatów z dowolnego czatu żeby przekonać się, ile pospolitego chamstwa wypełnia ten wspaniały twór cywilizacji. Tak naprawdę być nie powinno.
Remedium. Proces odrodzenia obywatelskich wartości wolnego świata niewątpliwie obejmie również internet. Dobrze by było, gdyby również polscy przywódcy zaczęli wreszcie dawać dowody zrozumienia wszystkich konsekwencji faktu, że Internet to już nie jest tylko gadżet dla „zdolnawych” małolatów, lecz fundamentalnie istotna część infrastruktury nowoczesnego państwa i jeden z warunków kontynuowania rozwoju!