Wśród wyborców panuje przekonanie, że gminą powinien rządzić fachowiec, a nie partyjny funkcjonariusz
Partie polityczne coraz częściej stawiają na apolitycznych kandydatów, a niezależni samorządowcy przestają zabiegać o poparcie oficjalnych stronnictw. W wyborach szyld partyjny raczej szkodzi, niż pomaga.
Platforma Obywatelska w Kędzierzynie-Koźlu od dawna lubi stawiać na bezpartyjnych. Już cztery lata temu działacze PO przymierzali do roli prezydenta Wojciecha Jagiełłę.
Ostatecznie postawili na mocniejszą kartę i namówili do startu w wyborach ówczesną wiceprezes grupy Azoty ZAK SA Sabinę Nowosielską. Wybory prezydenckie wygrała, startując z list PO, ale legitymacji nigdy nie wyrobiła.
Platforma mogła jednak mówić, że w jednym z dwóch prezydenckich miast ma swojego człowieka. Ale już w 2017 roku urzędująca prezydent Kędzierzyna-Koźla zapowiadała, że nosi się z zamiarem startowania z własnego komitetu w 2018 roku.
Działacze PO za wszelką cenę próbowali ją jednak namówić do współpracy i tworzenia wspólnego frontu. Nagrali nawet film, który miał uwypuklać korzyści z takiego układu. Działaczom partii dużo bardziej zależało na Nowosielskiej niż Nowosielskiej na partii. Kilka dni temu okazało się, że obie strony pójdą jednak do wyborów osobno.
W dalszej części artykułu m.in.
- W Opolu Platforma i Nowoczesna także postawiły na niezależnego kandydata na prezydenta - będzie nim prof. Kazimierz Ożóg.
- Ciekawie wygląda również sytuacja w Krapkowicach. Maciej Sonik jeszcze tego oficjalnie nie ogłosił, ale będzie walczył o władzę w gminie pod szyldem własnego komitetu, będąc jednocześnie ważnym działaczem PO.
- W Kędzierzynie-Koźu działacze PO za wszelką cenę próbowali namówić do współpracy Sabinę Nowosielską i tworzenia wspólnego frontu.
Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.
-
Prenumerata cyfrowa
Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.
już od
3,69 ZŁ /dzień