Wspólnota Emaus, czyli szansa na odrodzenie. Niektórzy mówią o tym miejscu: dom

Czytaj dalej
Fot. Anna Kaczmarz / Dziennik Polski / Polska Press
Anna Piątkowska

Wspólnota Emaus, czyli szansa na odrodzenie. Niektórzy mówią o tym miejscu: dom

Anna Piątkowska

Trafiają tu ludzie po przejściach. Alkohol, narkotyki, czasem więzienie. Zawsze bezdomność. Znajdują tu swoją bezpieczną przystań. Każdy ma swoje zadania. Pracę. Bo praca prowadzi do wolności i odrodzenia.

Na Czeczeńskiej w Krakowie - gdzie mieści się wspólnota Emaus - mężczyźni w kryzysie bezdomności znajdują coś więcej niż dach nad głową. Są tacy, którzy mówią o tym miejscu: dom.

Farmer

Pierwszego spotykam pana Jacka. Mówią na niego: Farmer. To on dogląda kur, kaczek, gęsi, które hodują mieszkańcy domu i dba o ogródek warzywny.

- Marchew, pietruszka, pory, selery - Farmer wskazuje miejsca, w których wyrosną warzywa. Teraz czeka aż wykiełkuje kapusta. Wszystko ekologiczne, bez pryskania.

W czerwcu miną dwa lata od dnia, w którym tu trafił. Czy to długo?

- Na razie nie myślę o tym, żeby odchodzić, nie narzekam, jest mi tu dobrze, jak u Pana Boga za piecem: cisza, spokój, robota - jak nie rola, to remonty w domu - mówi Farmer.

Droga do Emaus

Dziś mieszka tu 12 mężczyzn, ale dom przy ul. Czeczeńskiej może pomieścić 20 osób.
Trafiają tu ludzie z ulicy. Przychodzą, pytają czy jest miejsce i - jeżeli jest - zostają.

- Staram się, by wspólnota liczyła 10-15 osób. Przy mniejszej liczbie mieszkańcy bywają przeciążeni pracą. A jak jest ich więcej, musimy szukać im zajęcia - mówi Grzegorz Hajduk, kierownik wspólnoty.

Bo we wspólnocie Emaus każdy pracuje. Tu praca ma być drogą powrotu do normalności. Wspólnota utrzymuje się z tej pracy, a członkowie dostają za to wikt, opierunek, drobne kieszonkowe.

Emaus nie jest schroniskiem dla bezdomnych ani DPS-em. To miejsce dla ludzi, którzy chcą coś w życiu zmienić.

Pan Zbyszek

Jak to jest w takim miejscu jak Emaus? - Trzeba nauczyć się szanować przestrzeń drugiej osoby - tłumaczy pan Zbyszek. - Można komuś pomóc tylko, jeśli on sam tego chce, bez tego się nie uda. Trzeba też wiedzieć, gdzie jest granica, za którą wchodzi się z butami w czyjeś życie. Każdy z mieszkańców Emaus ma przecież za sobą trudne doświadczenia, cierpienie.

Kiedyś, na innym etapie życia, pan Zbyszek wyczytał to z książek psychologicznych, w Emaus - doświadczył. Wie już też, że każdy ma taki guzik - jak się go naciśnie, człowiek eksploduje.

- Trzeba wiedzieć, kiedy być przezroczystym - wyjaśnia pan Zbyszek, szlifując stolik w zakładzie stolarskim. Ta praca bardzo go uspokaja, uczy bycia tu i teraz. I bycia samemu ze sobą, a to - zdaniem pana Zbyszka - jedna z najtrudniejszych lekcji.

Pan Zbyszek w Emaus jest przeszło rok, za długo, jak mówi, chciałby się już usamodzielnić. Ma plan, w którego realizacji, póki co, przeszkodziła mu pandemia. Jest nadzieja na kawałek ziemi, własny domek drewniany - pomoże siostrzenica. Uważa, że to nie brak pracy jest głównym problemem w powrocie do tamtego świata, ale relacje - a właściwie ich brak. Samotność, pustka, brak wsparcia.

Bywa więc, że mieszkańcom Emaus nie spieszy się, żeby stąd odchodzić.

On sam przeszedł kawał świata, prowadził interesy na Białorusi i Ukrainie, przeżył wojnę w Donbasie. W Mińsku została jego żona. Była żona, ale utrzymują kontakt, może będą znów razem...

- Nie zawsze jest łatwo, lekko i przyjemnie, ale to też jakaś lekcja. Doceniam Emaus, że mogłem w momencie kryzysowym znaleźć tu schronienie.

Wspólnota

- To nie są ludzie idealni, którzy nie zaliczają upadków, nie mają problemów. Ale starają się, podnoszą się i to jest godne szacunku - mówi Hajduk.

Do Emaus trafia cała gama postaci ludzkich; każdy niesie ze sobą niełatwą historię. Łączy ich to, że znaleźli się w kryzysie bezdomności.

- Wiem o nich tyle, ile powiedzą. Najczęściej musi minąć sporo czasu, żeby się otworzyli. Grupa, która teraz tu mieszka, jest zgrana. Potrafią sami rozwiązać różne problemy - a w tym objawia się duch wspólnoty. Ciężko nazwać wspólnotą coś, co funkcjonuje tylko pod batem nadzorcy - wyjaśnia Grzegorz Hajduk.

Każdego nowego przybysza w Emaus czeka miesięczny okres próbny. Jeśli w tym czasie złamie regulamin wspólnoty (na przykład sięgnie po używki) - musi odejść.

- Życie we wspólnocie nie jest takie, jak życie wolnego człowieka. Bycie w Emaus wiąże się z ograniczeniami, ale ci ludzie są tego świadomi. Trochę coś za coś - wyjaśnia Hajduk.

W czerwcu miną dwa lata, od kiedy Jacek - zwany też Farmerem - mieszka we wspólnocie Emaus. Kiedyś, w „poprzednim życiu”, pracował na gospodarce, odpowiada
Anna Kaczmarz / Dziennik Polski / Polska Press Członkowie krakowskiej wspólnoty Emaus pracują między innymi w stolarni. Na zdjęciu pan Artur

Życie poza Emaus

Grzegorz Hajduk opowiada historię byłego mieszkańca wspólnoty - świetnego stolarza, który do Emaus przyszedł na piechotę z Poznania. Był alkoholikiem, jak wielu tutaj. Przeszedł terapię, doskonale funkcjonował, pracował w stolarni. Potem stwierdził, że jest gotowy, by odejść.

- Wsparliśmy go w tym. Podjął pracę, wynajął mieszkanie, kupił telewizor, wszystko funkcjonowało bardzo dobrze przez pół roku. Potem straciliśmy kontakt, bo szło mu już całkiem nieźle - mówi.

Kiedy znowu zaczął pić, było mu wstyd, że sobie nie poradził. Zmarł na parkingu przy centrum handlowym, gdzie wyciągał monety z wózków.

- Gdyby funkcjonował we Wspólnocie, mógłby jeszcze pożyć - mówi Grzegorz Hajduk.

- Dla niektórych wspólnota może być normalnym życiem, na pewno dużo lepszym niż takie prowadzone na własny rachunek. Emaus z ideą życia wspólnotowego można traktować jako alternatywę dla modelu wybujałego indywidualizmu, z którego efektami - wyobcowaniem, brakiem więzi - nie wszyscy sobie radzą - tłumaczy.

Zgredzik

Zgredzik ma na imię Kamil (nie żaden pan Kamil). Jest tu najmłodszy, ma 30 lat, ale sporo już w życiu nabroił: alkohol, narkotyki, więzienie.

- Jak miałem 18 lat wyjechałem do Anglii, potem do Holandii. Narobiłem głupot, krzywdziłem ludzi. Teraz staram się być porządnym obywatelem - mówi.

Nadmiar energii stara się wykorzystać na ćwiczenia fizyczne. Kiedy inni po pracy odpoczywają, on zaczyna swoją siłownię. W Emaus dwa dni w tygodniu pracuje jako tapicer, w pozostałe w transporcie - przenosi meble, które ktoś przekazuje wspólnocie albo te do renowacji.

Tapicerowania nauczył się tu, na Czeczeńskiej. Najpierw kompletnie mu nie szło, bo do tego zajęcia trzeba cierpliwości, a Kamil z cierpliwością jest na bakier.

- Czasem klnę i rzucam narzędziami, ale zaczęło mi to wychodzić, ludzie chwalą - cieszy się. Kamil mógłby się zajmować tapicerką w życiu po Emaus.

- To nie jest dla mnie poczekalnia, tylko dom - mówi.

Dać szansę

Wspólnota Emaus to międzynarodowa organizacja charytatywna założona w 1949 roku we Francji przez ojca Piotra (wł. Henri Grouèsa). Duchowny spotkał mężczyznę, który chciał popełnić samobójstwo. Nakłonił go do porzucenia tego zamiaru, zyskując w ten sposób pierwszego kompaniona (od francuskiego compagnon, współtowarzysz). Tak to się zaczęło. Dziś Emaus to 300 grup w ponad 40 krajach. W Polsce działa od 1995 roku, ma domy w Krakowie, Nowym Sączu, Lublinie, Rzeszowie.

Kiedy na początku wspólnota borykała się z problemami finansowymi, jej członkowie utrzymywali się z segregacji odpadów, zbierania złomu. Z czasem - z renowacji i sprzedaży używanych mebli, ubrań, sprzętów. Tak działa również krakowski oddział Emaus.

W sklepie wspólnoty na os. Willowym 29 można kupić niedrogo odnowione meble, sprzęt AGD, ubrania, książki, bibeloty. Podarowane przez ludzi przedmioty są własnoręcznie odnawiane w warsztatach wspólnoty. Szukając niebanalnego wyposażenia, warto odwiedzić sklep i profil wspólnoty na Facebooku. A wymieniając meble, zamiast wyrzucać stare na śmietnik, zadzwonić do Emaus - zabiorą, odnowią, dadzą drugie życie.

Anna Piątkowska

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.