„Wschodni Express” pokazuje nam nowy literacki świat
Z Aleksandrą Zińczuk i Andrijem Saweneciem, redaktorami serii wydawniczej „Wschodni Express”, rozmawiamy o literackim wymiarze wielokulturowości Lublina.
Kiedy pojawił się pomysł na serię? Najpierw pojawiło się zainteresowanie tematami wschodnimi a później pomysł, że zaczniecie wydawać książki? Co było przyczyną działania?
Andrij Saweneć: Pomysł zaczął się krystalizować w trakcie starań Lublina o tytuł Europejskiej Stolicy Kultury. Przy Warsztatach Kultury powstała pracownia „Wobec Wschodu” skupiająca aktywistów, którzy dołożyli swoje pomysły do tej lubelskiej aplikacji. Wówczas pojawił się tytuł „Wschodni Express” jako element szerszego działania. W tym się zawierał element wydawniczy, ale to był pomysł bardziej rozbudowany m.in. o warsztaty dla tłumaczy, co miało doprowadzić do bliższego poznania literatur krajów Partnerstwa Wschodniego. Po przegranej Lublina - może to za mocne słowo, że to była przegrana, bo my na tym jednak skorzystaliśmy jako miasto i jako środowisko - nasze pomysły nie przepadły. Spotkaliśmy się więc z dyrektorem Warsztatów Kultury Grzegorzem Rzepeckim i sięgnęliśmy po te pomysły. Drugim elementem tej układanki jest Festiwal Inne Brzmienia. Festiwal od początku pomyślany był jako wydarzenie multidyscyplinarne, jako miejsce spotkań różnych dziedzin sztuki, jako miejsce debat intelektualistów i pisarzy, które organizował o. Tomasz Dostatni. Gdy w 2014 roku Warsztaty Kultury przejęły pieczę nad festiwalem, poprzednia formuła znalazła swoją kontynuację w cyklu debat i spotkań „Wschodni Express”, który w tamtym roku, tuż po Rewolucji Godności na Ukrainie, zyskał mocne ukraińskie akcenty. Zaprosiliśmy kilkunastu uczestników debat - pisarzy, artystów, dziennikarzy, aktywistów. Odbyło się kilka debat i spotkań poświęconych literaturze i kulturze ukraińskiej, ale też sytuacji politycznej. W trakcie przygotowań do tych wydarzeń napomknąłem dyrektorowi Rzepeckiemu o poemacie ukraińskiego poety Jurko Gudzia „Barykady na Krzyżu”, który kiedyś tłumaczyłem na język angielski. W tym profetycznym poemacie napisanym krótko przed swoją tragiczną śmiercią w 2002 roku, Gudź opisał krwawe starcie protestujących i żołnierzy służb mundurowych w centrum Kijowa. Dlatego właśnie była to mocna puenta literacka do wydarzeń na Ukrainie i pomyślałem, że powinien on wybrzmieć.
Czyli od poematu „Barykady na Krzyżu” zaczęły się działania wydawnicze?
AS: Tak. Jednak ta książka, która była wówczas wydana, nie wygląda jak wszystkie pozostałe z serii. Nasz kolega z Żytomierza - Mykola Sobolivskyi, który jest krajanem moim ale i Jurko Gudzia, stworzył projekt okładki i zilustrował książkę. To był jego hołd dla postaci Jurko Gudzia. Mykola przygotował to wydawnictwo od strony wizualnej. Ja ekspresowo przetłumaczyłem poemat na język polski, napisałem posłowie i w taki sposób w ramach cyklu spotkań „Wschodni Express” ukazała się książka, która zapoczątkowała serię wydawniczą…
Aleksandra Zińczuk: …. którą od strony graficznej przejęła Ewelina Kruszewska. Nowa, znana wszystkim szata graficzna zaczęła się od książki „50 procent racji” Ołeksandra Bojczenki. Z tą książką wiąże się ciekawa historia, bo akurat byłam w Kostiuchnówce na Wołyniu. Realizowaliśmy projekt z ukraińską młodzieżą „Pojednanie przez trudną pamięć”, mówiliśmy o naszych wspólnych relacjach i o ludziach ratujących siebie wzajemnie w okresie czystek etnicznych, i w programie spotkań był też wieczór autorski z Oleksandrem Bojczenką. Spotkaliśmy się na odludziu, o zmierzchu, na schodach olbrzymiej willi, okazało się, że Sasza będzie opowiadał studentom o swojej nowej książce. Zasugerowałam, że może warto wydać ją w Polsce. Przywiozłam egzemplarz do Lublina, dyrektor Rzepecki entuzjastycznie zareagował, że wydajemy, a jeszcze szybciej zareagował Bohdan Zadura, któremu zaproponowałam przekład. Bohdan odpisał od razu na maila, że przecież Bojczenko to czysta esencja inteligencji i żywy humor i takie były początki. Później powoli seria się rozwijała. Pojawiła się także poezja, składem której zajął się Robert Zając. Seria poetycka jest dwujęzyczna, co ją wyróżnia i jest pewnym atutem.
Zaczynaliście od Ukrainy, a dzisiaj wydajecie szeroko wschodnich autorów, chyba wykraczając za to wspomniane Partnerstwo Wschodnie…
AS: …na którego rozwój w tej dawnej formule politycznej chyba już nie ma pomysłu.
W politycznej nie ma, ale lubimy mówić o Lublinie jako o bramie na Wschód, każdy samorządowiec czy polityk to będzie powtarzał i słusznie, bo myślmy o partnerstwie w tym wymiarze politycznym i gospodarczym, ale Wy się zajęliście tym wymiarem, który od początku towarzyszył Lublinowi jako miejscu spotkania kultur. Przykładem jest chociażby kaplica św. Trójcy, która w wymiarze kultury jest najlepszym przykładem na to, że jesteśmy na ten Wschód otwarci. Dziś promujecie kulturę poprzez literaturę, chcąc kogoś dobrze poznać wypada przyjrzeć się temu jak on myśli i jak czuje. Wydajecie prozę, dzięki której poznajemy myśli, ale i poezję gdzie znajdujemy uczucia.
AZ: Poznajemy rezonans emocji społecznych. Czytając współczesną literaturę naszych sąsiadów dotykamy dziedzictwa niematerialnego tych narodów, w tym współczesne myślenie o różnych zagadnieniach, na które my też szukamy odpowiedzi. Każda książka jest w zasadzie o jakimś innym problemie. Gdy nie będziemy się wzajemnie tłumaczyć i czytać, to nie za wiele będziemy rozumieć. Politycy za nas tego nie zrobią. Literatura pełni taką rolę, że jednak pozwala tłumaczyć siebie wspólnie.
A w którym momencie wyszliście spoza Ukrainy w poszukiwaniach?
AZ: Bardzo szybko. Bo zaraz była też Białoruś. Akurat Bohdan Zadura tłumaczył Andreja Adamowicza. Poza tym wydaliśmy Alhierda Bacharewicza, który jest w tym momencie chyba jednym z ważniejszych białoruskich prozaików i poetów. Także żonę Bacharewicza Julię Cimafiejewą, poetkę. Oboje są najbardziej wyróżniający się literacko, teraz również dostrzegani na Zachodzie. I później pojawiły się inne nazwiska z kręgu białoruskiego: Siarhiej Pryłucki, Uładzimir Arłou.
I pojawiły się kraje bałtyckie. Wydajecie przecież literaturę litewską czy łotewską. Wracając do autorów, fakt, że wydajecie literaturę współczesną powoduje, że autorów możemy spotykać w Lublinie.
AZ: Te dwie działalności wyrastały z jednego korzenia, o czym wspominał Andrij. Zaplecze wydawnictwa powoli się rozwijało, łącznie z dystrybucją książek, a obok, swoją drogą szły wydarzenia w ramach festiwalu Wschód Kultury Inne Brzmienia. Co do krajów bałtyckich to czułam taką potrzebę by w Lublinie, mieście Unii Lubelskiej pojawiały się akcenty chociażby litewskie. Ile my mamy tych możliwości spotkania się z Litwinami czy poczytania ich współczesnej literatury? Początkowo Kamil Pacela przetłumaczył Herkus Kunčiusa, a za chwilę mieliśmy już tom Mariusa Burokasa w przekładzie Agnieszki Rembiałkowskiej, tłumaczki w tym roku nominowanej do Nagrody Literackiej GDYNIA. Dzięki stosunkowo młodej tłumaczce Oldze Wiewiórze mamy również poezję łotewską. Są też już pomysły na Estonię, bo podrzucił nam je prof. Andrzej Niewiadomski, być może wydamy jakąś prozę. Mamy w zanadrzu antologię poezji słoweńskiej i prozy ormiańskiej.
Jakie plany na przyszłość?
AS: Padło już zdanie o antologii ormiańskiej, nad którą zastanawialiśmy się od dłuższego czasu. Mamy dobre kontakty w Erywaniu, dzięki którym doszło do ułożenia i przetłumaczenia dość pokaźniej antologii. Przed nami jeszcze prace redakcyjne. Wierzymy, że to będzie jedno z większych wydarzeń jeśli chodzi o prezentację współczesnej literatury ormiańskiej w Polsce.
AZ: Wciąż będzie sporo przekładów z jezyka ukraińskiego poezji (Leś Belej, Wano Krüger) i prozy (Kateryna Babkina), a także z rosyjskiego (Igor Pomierancew). Od dwóch lat czynimy starania w kierunku wydania antologii młodej poezji litewskiej. Dużo zależy jednak od tłumaczy. Kiedy mówimy o literaturze ukraińskiej czy białoruskiej, to łatwiej nam znaleźć tłumaczy. Natomiast gdy mówimy o językach mniejszych krajów, jest to większe wyzwanie. Tłumacze są obłożeni pracą. Od tego roku rozpoczęliśmy nową serię wydawniczą „Zakotwiczone”, która z kolei skupia się na autorach lokalnych, polskich oraz zagranicznych. Zainicjuje ją dwóch autorów. Wydamy pierwszą polską antologię tekstów z różnych tomów poetyckich Jacoba Glatsteina, który urodził się w Lublinie, emigrował do Stanów Zjednoczonych i pisał w języku jidysz. W zasadzie znamy go w Lublinie, Brama Grodzka podejmowała upamiętnienia miejsca jego zamieszkania na dawnej głównej ulicy żydowskiej, „Akcent” publikował fragmenty przekładów jego prozy i poezji, ale tak na dobrą sprawę tej poezji nie możemy dotknąć. Jidysz jest dla nas nie do przeskoczenia. I na szczęście udało się namówić panią Bellę Szwarcman-Czarnotę, niezwykłą tłumaczkę, ale także pisarkę, która udowodniła nam jak bardzo to trudna i wymagająca poezja. Drugim autorem będzie Józef Łobodowski. Otrzymaliśmy wstępną zgodę spadkobierców na wydanie jego niepublikowanego dotąd dramatu pt. „Wyzwolenie”. W Muzeum im. Józefa Czechowicza znajduje się maszynopis opatrzony pseudonimem „Cyrano” (pseudonim Łobodowskiego jeszcze z czasów licealnych w rodzinnym Lublinie), który przygotowaliśmy do pierwszego wydania.