Wóz na dachu stodoły, czyli jak przodkowie Nowy Rok witali

Czytaj dalej
Fot. Łukasz Gardas
Krzysztof Ogiolda

Wóz na dachu stodoły, czyli jak przodkowie Nowy Rok witali

Krzysztof Ogiolda

Nie ma wątpliwości, że przełom roku jeszcze sto lat temu świętowano inaczej niż dzisiaj. W śląskiej ludowej tradycji nie było sylwestrowych balów. Ale - podobnie jak teraz - w nocy musiało być jasno i głośno. A skoro nie było fajerwerków, strzelano z... batów.

Świętowanie sylwestra na Zachodzie Europy jest tradycją niebywale dawną i związaną z dwoma papieżami noszącymi imię Sylwester. Pierwszy z nich zmarł 31 grudnia 335 roku i miał – według pobożnej legendy – nawrócić kilkunastu pogańskich kapłanów, pokonując i zamykając w podziemiach Lateranu potężnego potwora – Lewiatana. Owe Lewiatany miały zagrażać ładowi ustanowionemu przez Boga, a rozmnożone pochłonąć świat.

Lęki przed zniszczeniem świata narosły na przełomie lat 999-1000. Na watykańskim tronie znów zasiadał papież noszący imię Sylwester. Magia okrągłej liczby lat od narodzenia Chrystusa prowokowała do tworzenia mniej lub bardziej strasznych proroctw i przepowiedni. Obawiano się, że Bóg uzna tysiąc lat od przyjścia Chrystusa na Ziemię za wystarczający czas dla ludzkości na przyjęcie Ewangelii i definitywnie zakończy funkcjonowanie świata.

Spodziewano się zatem apokaliptycznych zdarzeń. Zgodnie z wyroczniami Sybilli uważano, że w roku 1000 nastąpi zagłada ludzkości. Krążyła legenda, że zagłady tej dokona Lewiatan, który zbudzi się z wielowiekowego letargu w nocy na przełomie wieków.

Sylwester II uznawany za najwybitniejszego matematyka swoich czasów (rozpowszechnił w chrześcijańskiej Europie cyfry arabskie i system dziesiętny), posługiwał się organami, liczydłem oraz globusami Ziemi i Nieba. Nie brakowało takich, którzy uważali, że skoro umie tak wiele, mogą mu pomagać siły nieczyste. Stąd był już tylko krok od przeświadczenia, że jeden Sylwester zamknął Lewiatana w lochu, a drugi go wypuści. Kiedy nic takiego się nie stało, a świat ocalał, zapanowała wielka radość, bawiono się powszechnie i hucznie. Papież udzielił błogosławieństwa „miastu i światu”.

Oddałeś długi? Pogodziłeś się

- Łatwo sobie przypomnieć, że podobne millenarystyczne (związane z zakończeniem tysiąclecia) nastroje pojawiły się także około roku 2000. Szczególnie w Stanach Zjednoczonych były całe środowiska oczekujących jakichś nieszczęść na przełomie wieku, robiących zapasy żywności – mówi prof. Teresa Smolińska z Katedry Nauki o Kulturze i Religii Uniwersytetu Opolskiego oraz członek Komitetu Nauk Etnologicznych Polskiej Akademii Nauk. - Ale zwyczaj wieczornych i nocnych zabaw tanecznych z toastami z okazji sylwestra i Nowego Roku do kultury mieszczańskiej na Śląsku - zresztą podobnie jak do Polski – dotarł dopiero w wieku XIX. Dzisiaj znaczenie słowa sylwester na oznaczenie głośnej publicznej zabawy jest na pewno najbardziej rozpowszechnione. Dla naszych przodków sylwester był przede wszystkim Wigilią Nowego Roku.

Pani profesor zwraca uwagę, że na początku huczne zabawy z alkoholem i tańcami, zwłaszcza w sylwestra, były krytycznie oceniane przez Kościół. Pilnowano bardzo, by chrześcijanie raczej żegnali stary rok modlitwą w kościele na nabożeństwie dziękczynno-pokutno-przebłagalnym. Na dowód cytuje tekst z „Katolika” dokładnie sprzed stu lat, z 1920 roku: „Panoszy się w wielkiej mierze w miastach brzydki zwyczaj – pisał autor tego tekstu – bawienia się przy kieliszku i tańcach”.

- Nim mieszkańcy domu udali się do świątyni – notuje prof. Dorota Simonides w książce „Mądrość ludowa. Dziedzictwo kulturowe Śląska Opolskiego” - byli przez najstarszych członków rodziny napominani: Czy oddali długi za stary rok? Czy przebaczyli zatargi i gniewy sąsiedzkie? Czy mogą wejść w Nowy Rok z czystym sumieniem? Mamy tu do czynienia z bardzo częstym w obrzędach procesem oczyszczania się, ponownego przeżywania własnego aktu stworzenia”.

- Michał Przywara na przełomie XIX i XX wieku pisał, że w ostatnim dniu starego roku wszystko, co ma nogi, idzie do kościoła. Niektóre elementy tych nabożeństw zostały do dzisiaj – dodaje pani profesor Smolińska – śpiewa się w ich trakcie „Ciebie Boże wielbimy”, dziękując Bogu za cały rok, czy pieśń: „Nie tak bystro płynie rzeka, Jak nam prędko czas ucieka;/ Dzień za dniem, a rok za rokiem/ Przemija niezwrotnym tokiem”. Ludzie ją znają, choć śpiewa się ją tylko jeden raz w roku. Ta dawna tradycja spotyka się ze współczesnymi wymogami kultury, by się w ten wieczór bawić, tańczyć i witać Nowy Rok z wielką radością. Część osób przychodzi do kościoła już w eleganckich strojach i prosto z nabożeństwa idą na zabawę czy bal. Tak się dzieje i w miastach, i na wioskach.

W XIX wieku i na początku XX w sylwestra wieczorem siadano w domu do kolacji, na którą podawano podobne potrawy jak w Wigilię. Jedzenia musiało być na tyle dużo, żeby coś zastało na 1 stycznia, to zapowiadało, że w nowym roku nikt nie będzie cierpiał niedostatku.

Kawaler będzie kowalem czy myśliwym?

Współczesne świętowanie sylwestra i Nowego Roku jest o wiele bardziej beztroskie, zabawowe, nawet bezrefleksyjne. Nie tak było w pokoleniu naszych pradziadków czy jeszcze wcześniejszych przodków.

Pozostało jeszcze 65% treści.

Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.

Zaloguj się, by czytać artykuł w całości
  • Prenumerata cyfrowa

    Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.

    już od
    3,69
    /dzień
Krzysztof Ogiolda

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.