Wolna rzeka jest życiodajna, pozwólmy Wiśle dawać życie
- Mam takie marzenie, by cała Wisła została uznana za Park Narodowy. Wtedy moglibyśmy zadbać o całe jej bogactwo - o cenne rośliny, chronione gatunki zwierząt, które chętnie w jej pobliżu żyją - mówi Hanna Rzadkosz-Florkowska ze Stowarzyszenia Miłośników Starego Fordonu.
Jak długo trwa pani przyjaźń z Wisłą?
Jestem z Fordonu, miasteczka nad Wisłą, do rzeki mam blisko. Jako mała dziewczynka, w latach 70. minionego wieku, często przychodziłam z rodzicami nad Wisłę. Spacerowaliśmy wzdłuż brzegu, plażowaliśmy, bawiłam się w piasku, cieszyliśmy się przyrodą. Potem nasze relacje się rozluźniły, ale nie z winy rzeki, a człowieka - mówiąc prosto z mostu: Wisła śmierdziała z powodu zanieczyszczeń. Potem wyjechałam z rodzinnego domu, który stoi parę minut spacerem od rzeki, na studia. Przy Wiśle został mój tata, Czesław Rzadkosz, który ma we krwi potrzebę angażowania się w życie społeczne - tworzył klub sportowy Wisła, działał w radzie osiedla i kwestie zadbania o wiślany brzeg, oddania go mieszkańcom, podnosił, kiedy tylko mógł. Temat wpływu żwirowni na wygląd fordońskiego nabrzeża Wisły, temat zaniedbań w Starym Fordonie, które powodowały, że dzielnica zamierała były stale obecne w naszych rodzinnych rozmowach. Z czasem i ja się w te działania włączyłam w Stowarzyszeniu Miłośników Starego Fordonu. Dziś, kiedy trwa rewitalizacja (zapowiadana przecież od 20 lat!) i budowane są bulwary nad Wisłą, pojawiła się realna szansa, że Fordon wróci na mapę wiślanej wędrówki po Polsce.
Dziś potrzebna jest mądra ochrona rzeki - zgodnie z aktualną wiedzą, także przyrodniczą, współczesnymi potrzebami i możliwościami. Nie można już jednak zostawić rzeki samej sobie, nie o to chodzi, nie odetniemy nagle, np., oczyszczalni ścieków. Jesteśmy z rzeką nierozerwalnie związani i trzeba o nią zadbać, ingerować, gdzie to konieczne, ale nie niszczyć tego, co unikatowe.
Co regionowi da ta rewitalizacja? Może to ważne tylko dla mieszkańców Starego Fordonu?
Dziś, choć przez Bydgoszcz przepływają kajakarze, pływacy, amatorzy wodnej turystyki z kraju i ze świata, nie zawsze się u nas zatrzymują. Nie mamy czynnego portu - nie jest też ujęty w realizowanym właśnie planie budowy bulwarów - a szkoda, bo Stary Fordon to świetny punkt wypadowy dla tych, którzy czerpią przyjemność z długich wodnych wędrówek po Wiśle. Gdyby nasza hafa, jak na port mówimy w Fordonie, był nam oddany i odnowiony, ci wodniacy mogliby bezpiecznie zacumować łódź i ruszyć na zakupy, by zaopatrzyć się w benzynę czy inne artykuły potrzebne w dalszej podróży, ale też zwiedzać miasto, wyjść na obiad do pobliskiej, klimatycznej restauracji (której nie ma, a przed wojną było tu takich siedem!) czy na lody do budki ustawionej tuż przy plaży (której nie ma, ale może będzie?) lub też przenocować w hotelu z pięknym widokiem na rzekę i most (którego na razie brak). Mogliby też zapoznać się z historią (godnego miejsca pamięci też nie ma), zagłębić się w trójkulturową tożsamość Starego Fordonu i poczuć się niemal jak w krakowskim Kazimierzu. Wszystkie wiślane miasta zwracają się ku rzece. Nabrzeże jest właśnie w ten sposób zagospodarowane choćby w Warszawie (gdzie owocuje świetna współpraca samorządu i organizacji pozarządowych w tej dziedzinie). Zresztą, nie trzeba tak daleko szukać, wystarczy spojrzeć na toruńskie bulwary, które po prostu żyją, a potwierdza to Festiwal Wisły organizowany właśnie w Toruniu, promujący atrakcje związane z tradycjami rzecznymi. To jest widok - na rzece kilkadziesiąt łodzi, w łodziach - ludzie zafascynowani Wisłą i jej historią. To impuls do powrotu do dawnych tradycji rzemieślniczych, do minionych zawodów związanych np. z budową łodzi (ginącym zawodem szkutniczym). Dzieje się tak i w mniejszych miejscowościach jak np. Solec nad Wisłą czy Czerwińsk. Wisła daje wiele możliwości. Marzę o powrocie łodzi wiślanych do Fordonu.
Kiedyś rodzinne spacery, a dziś - co daje pani Wisła?
Nadal spacery wzdłuż Wisły, ale i podróże po Wiśle. Sama jeszcze nie pływam, ale chętnie sadowię się jako pasażerka. Wisła daje mi możliwość zanurzenia się w przyrodzie. To są takie chwile kontaktu z naturą, w których czuję, jakie jest moje w niej miejsce i czuję, że wszystko odzyskuje dobre, życiowe proporcje - ile w niej człowieka, ile całej reszty.
Wisła co jakiś czas wywołuje dyskusje: a to na temat przekopu Mierzei Wiślanej, a to na temat budowy stopnia wodnego Siarzewo. I przy okazji widzimy, ilu z nas czuje się ekspertami w temacie. Rzece służą takie dysputy?
Wisła ma swoje problemy, o których warto rozmawiać, tak jak o planowanych inwestycjach. Szkodzi jej jednak co innego - merytoryczne rozmowy ze specjalistami zastępuje ideologizacja, walka na poglądy, przekonania. Różnice pojawiają się już w punkcie wyjścia. Dla mnie zysk ekonomiczny nie jest ostatecznym argumentem, może tak było w erze przemysłu, ale mamy XXI w. z jego problemami i musimy widzieć aspekty ekologiczne i społeczne inwestycji. Ale i tak nie widziałam żadnego wyczerpującego biznesplanu, który pokazywałby ekonomiczne korzyści, np. zapory w Siarzewie. A brak wiedzy na temat natury Wisły skutkuje tym, że wielu patrzy na nią z wąskiej perspektywy. Gdybyśmy znali flisackie tradycje, wiedzielibyśmy, że nie ma co planować całorocznych wodnych autostrad po Wiśle, bo to rzeka, na której nie można pływać przez cały rok. Wielkie porty przeładunkowe i planowanie dróg wodnych przeznaczonych dla transportu to już nie te czasy, to pomysł, który miałby racje bytu jakoś na przełomie XIX i XX wieku.
Czyli co z tym stopniem w Siarzewie - stawiać, nie stawiać?
Posiłkuję się opiniami ekspertów, bo sama nie jestem hydrtechnikiem. I na ich podstawie jestem przekonana, że to byłby błąd. Grodzenie rzeki to ślepa uliczka. Jeśli postawimy tę zaporę, za kilka lat trzeba będzie stawiać następną. Wpłynie to na świat przyrody, ale i na ludzi. Wolna rzeka jest życiodajna, to prawdziwe bogactwo. Powinniśmy pozwolić jej to życie dawać, a nie kanalizować bieg rzeki, by sunęła wprost do morza i nie wykonywała żadnego nieprzewidzianego ruchu. Dla Polaków Wisła jest także ważnym symbolem, przez wieki nabrała wiele kulturowych znaczeń, dlatego nie można pozwolić na wykorzystanie jej dla interesów wąskiej grupy ludzi. Bo jeśli mówimy o zaporze, to przyniesie wymierne korzyści tylko spółce energetycznej. Energię na pewno można pozyskać w inny sposób niż podporządkowując sobie rzeki. Ponad połowa polskich rzek wpada do Wisły, wodę czerpie z niej wiele miast i miejscowości. Jest nasza, wspólna.
Więc co: żegluga turystyczna czy może dzika rzeka?
Wisła nie jest całkowicie dzika. To cecha występująca z rożnym nasileniem. W wielu miejscach jej brzegi są wylesione (to pozostałość po złotej erze transportu...), a zamiast naturalnych terenów zalewowych, mamy nad Wisłą osiedla domków, bo działki tam tanie. Wisła jest najbardziej dzika w części, która płynie przez tereny dawnego zaboru rosyjskiego. W zaborze pruskim rzekę starano się regulować: budowano ostrogi, zawężano koryto rzeki, by pogłębić jej nurt i właśnie umożliwić transport. Dziś potrzebna jest mądra ochrona rzeki - zgodnie z aktualną wiedzą, także przyrodniczą, współczesnymi potrzebami i możliwościami. Nie można już jednak zostawić rzeki samej sobie, nie o to chodzi, nie odetniemy nagle, np., oczyszczalni ścieków. Jesteśmy z rzeką nierozerwalnie związani i trzeba o nią zadbać, ingerować, gdzie to konieczne, ale nie niszczyć tego, co unikatowe. Błędem jest próba przystosowania rzeki do swoich potrzeb, do potrzeb konkretnych łodzi. Ci, którzy Wisłę znają (a to niełatwa rzeka), wiedzą, z której strony opłynąć wysepkę, by nie utknąć na mieliźnie, co oznacza czarna woda, gdzie są łachy piasku, gdzie nurt. Umiejętność „czytania” rzeki to jedna z tych minionych, o których wspominałam. Do tego też warto wrócić. Mam takie marzenie, by cała Wisła została uznana za Park Narodowy. Wtedy moglibyśmy zadbać o całe jej bogactwo - o cenne rośliny, chronione gatunki zwierząt, które chętnie w jej pobliżu żyją.
A jeśli turystyka, to jaka?
Mam kontakt z wieloma osobami, które pływają po rzece. Nas w Fordonie odwiedzali kajakarze nawet z Norwegii, Irlandii, RPA. Zgodnie mówią, że Wisła jest zachwycająca i jedyna w swoim rodzaju. Żegluga rekreacyjna może być jej świetlaną przyszłością. Turystyka i zwrócenie się ku lokalnemu, jedynemu w swoim rodzaju dziedzictwu kulturowemu to też ważny impuls do rozwoju gospodarki (bo przecież nie ciężki, oleisty przemysł!). Niebezpieczeństwo jest takie, że kiedy Wisła stanie się popularna, kiedy żegluga po niej stanie się powszechnym sposobem na relaks (polecam!), przybędzie i śmieci. Dziś rzeka jest naprawdę w dobrym stanie w porównaniu z jej obrazem sprzed kilkudziesięciu lat. Rzeka ma naturalne skłonności do oczyszczania się, poradzi sobie, gorzej ze śmieciami na nabrzeżu, te same nie znikną, a pojawią się na pewno wraz z człowiekiem.