Wołają na nich „jąkały” lub uważają za głupców. O ludziach, którzy nie potrafią uwolnić słów
Ponad 600 tysięcy osób w Polsce nie może płynnie mówić z powodu problemów na podłożu emocjonalnym. Wśród nich Sylwia Żelazny z Łużnej pod Gorlicami.
Wyobraź sobie, że idziesz do cukierni, by kupić drożdżówkę. W drodze zastanawiasz się, którą wybierzesz.
To słowo - drożdżówka - staje się dla ciebie ważne. Z każdym krokiem czujesz narastające napięcie w ciele i ścisk w gardle. Popychasz drzwi, a w środku widzisz długą kolejkę. Zaczynasz rozumieć - nic z tego.
Masz dwa wyjścia: możesz całkowicie wycofać się z cukierni (no i już trudno), albo zostać i kupić coś innego (uf, przynajmniej to się udało). Jeżeli na co dzień nie stajesz przed takim wyborem, prawdopodobnie nie zdajesz sobie sprawy, że milczenie nie zawsze jest złotem.
Blokada
Sylwia Żelazny ma 18 lat, długie brązowe włosy i zielone oczy. Od tego roku ma też mowę. Nową i płynną, o jakiej zawsze marzyła. Wywalczyła ją sobie na prezent z okazji dorosłości.
Wcześniej jej codzienne wybory przypominały drogę do cukierni. Decyzje determinowało to, co mogła powiedzieć, albo - częściej - czego nie mogła. Minęło wiele lat, zanim dowiedziała się, że jej problemem są emocje, a nie aparat mowy.
Sylwia przez długi czas bezskutecznie walczyła z ESBS, Zespołem Emocjonalnych Bloków Mowy. Problem widoczny jest o tyle, o ile podczas rozmowy dostrzega się urywanie słowa w połowie i zaczynanie go od nowa, kilkukrotnie. Osoba z zewnątrz słyszy jąkanie.
O tym, co dzieje się w środku, wie tylko Sylwia. Niewypowiedziane słowa znikają w próżni.
Dzisiaj nie boi się już egzaminu ustnego. Właśnie przygotowuje się do matury. Na spotkanie przyszła zaraz po próbnym teście, jest elegancko ubrana. Kiedy kelner pyta, czego się napije, rzuca wzrok na kartę i bez wahania zamawia kawę.
- Nie zawsze tak było - uśmiecha się, widząc zdziwienie. - Byłam u znajomych i ktoś mnie zapytał, czy napiję się kawy. I mimo że ją uwielbiam, odpowiadałam, że nie chcę, ponieważ nie byłam w stanie odpowiedzieć twierdząco. Dlatego że na słowie „tak” miałam blokadę albo chciałam uniknąć dalszych pytań: czy z cukrem, jaka dokładnie, czy piję z mlekiem?
Lekcja pierwsza: trzymaj język za zębami
Sylwia nie pamięta takiego etapu w życiu, w którym mówiło jej się całkiem płynnie. W pierwszych mglistych wspomnieniach jest poczucie, że coś idzie nie tak. Jeszcze nie wiedziała, co to znaczy się jąkać ani na czym polega poprawne mówienie. - Po prostu czujesz, że mówienie nie jest fajne. A tym bardziej nie jest komfortowe - mówi.
W szkole wystarczyło trzymać język za zębami. Kiedy nauczyciel nie pytał jej, nie podnosiła ręki. Wolała się nie narażać, nawet jeśli też chciała opowiedzieć, co tego roku przyniósł jej Mikołaj. Dużo łatwiejsze niż obmyślanie nowej strategii gry między lekcjami było czytanie książek. Inny świat nie oczekiwał odpowiedzi i odkładał problemy na później. A przede wszystkim - zapewniał całą masę nieznanych słów, którymi potrafiła zastąpić te zbyt ważne, w danym momencie nie do wypowiedzenia.
- W pierwszych klasach jakoś to szło. Jąkanie było wstydliwe, ale wiele rzeczy potrafiłam opowiedzieć w inny sposób, tak by znajomi się nie zorientowali - wspomina.
Osoby z Emocjonalnymi Blokami Mowy stosują tzw. kamuflaż.
Metoda polega na ułożeniu wypowiedzi w ten sposób, by słowo-klucz poprzedzić kilkoma nieistotnymi zdaniami. Wtedy wychodzi na wolność śladem innych. Dzieci z ESBS nikt tego nie uczy, ale metodą prób i błędów same orientują się, że tak jest najłatwiej. Kamuflując się, Sylwia nie zwracała na siebie uwagi do klasy piątej.
Lekcja druga: kot może być czarny
Najgorsze były językowe łamańce. - Nie potrafiłam wypowiedzieć najprostszych słów, a co dopiero długich i skomplikowanych połączeń sylabowych - wspomina wizyty u logopedy.
Na problem zwróciła uwagę nauczycielka szkoły podstawowej w Łużnej. Doradziła, żeby jej mowie przyjrzał się specjalista.
Na początku wizyty odbywały się trzy razy w tygodniu. - Musiałam opisać obrazek, na którym głównym elementem był szary kot. Kombinowałam. I nieważne, że ja powiedziałam, że kot jest czarny, najważniejsze, że się nie zacięłam. Najwyżej wyszłam na daltonistkę - śmieje się. I po chwili dodaje: - Logopeda był zadowolony, bo widział efekty pracy, a ja byłam szczęśliwa, że udało mi się nie zająknąć. I jednocześnie zła, bo wiedziałam, że się blokuję.
Przed drzwiami gabinetu czekała jej mama. Po godzinie ćwiczeń Sylwia wiedziała, że padnie rytualne pytanie o to, jak tym razem poszło jej na zajęciach. Kiedy próbowała odpowiedzieć, nie była już w stanie dokończyć zdania.
Słowa utykały w połowie drogi.
Teoretycznie Emocjonalne Bloki Mowy pojawiają się bez względu na sytuację, miejsce czy osoby. W praktyce osobom z dysfunkcją - bo tak mówi się o tym problemie - łatwiej jest rozmawiać z bliskimi, którzy rozumieją problem i potrafią zapewnić wsparcie. W takich sytuacjach czują się swobodniej, a ich ciał nie przeszywa ścisk. Ale i to nie jest regułą.
- Z mamą rozmawiało mi się okropnie - przyznaje Sylwia. - Wiedziałam, jak ona się męczy, słuchając mnie. Widziałam, że mamie to sprawia ból. Dlatego chciałam wypaść dobrze. I to działało przeciwko nam - mówi. Jej zielone oczy się szklą.
Lekcja trzecia: rozbij bank słów
Prościej było rozmawiać samej ze sobą. Prowadzić nieemocjonalny monolog z lustrem. Sylwia w ten sposób przygotowywała się do spektaklu szkolnego, w którym dostała główną rolę. W szóstej klasie została księżniczką. Kiedy ćwiczyła w domu, potrafiła bez zająknięcia wypowiedzieć swoją rolę, a bez większego problemu powtórzyć sporą część pozostałych. Słowa płynęły na wolności.
Przygotowania w szkole wspomina tak: na scenie poza nią znajduje się kilka osób. To próba generalna, dwa dni przed spektaklem. Aktorzy spacerują po deskach w dopracowanych strojach. Pierwszy akt mija zgodnie ze scenariuszem. Nauczycielka komentuje z aprobatą. Ze sceny pada kwestia za kwestią, a spektakl zaczyna przypominać zręczną grę w ping-ponga. Szybka zmiana ustawienia i kolejna scena. Wystarcza moment, ciało Sylwii staje w bezruchu. Zza kulis słyszy cichy szept, którym koleżanka podpowiada rolę.
Dobrze zna ten tekst. Nic z tego. Nie jest w stanie wydobyć głosu. Piłeczka spada i toczy się po ziemi. Sylwia wychodzi z klasy.
Nagrodzony Oscarami film „Jak zostać królem” przypomniał w 2010 roku historię króla Jerzego VI (ojca królowej Elżbiety) i jego ekscentrycznego terapeuty. Książę jąkał się od piątego roku życia, a problem nie ustępował mimo wieloletnich terapii u logopedów. Kompleks wywoływał panikę na myśl o objęciu tronu, paraliżował go strach przed wystąpieniem publicznym. Lionel Logue, australijki aktor (niespełniony) i logopeda (niekonwencjonalny) zaproponował mu trochę inną i nietypową jak na tamte lata kurację - chodziło o codzienne ćwiczenia relaksacyjne i wokalne. Próbował z nim przemówienia publiczne i pewność głosu. I to, po wielu miesiącach pracy, poskutkowało.
Sylwia też długo walczyła z własnym głosem, zanim z księżniczki stała się królową. Po nieudanej próbie nauczycielka zapytała, o co chodzi. - Nie mogła mi uwierzyć, że nie byłam w stanie wypowiedzieć słowa. Klasie wytłumaczyła, że nie nauczyłam się scenariusza - dziś Sylwia opowiada o tym z uśmiechem. Wtedy zacisnęła zęby i przez dwa dni siedziała ze słownikiem, pracując nad alternatywnym scenariuszem. Stworzyła bank synonimów, które mogła wykorzystać, gdyby słowa ze scenariusza pozostały na uwięzi. Spektakl się udał. No, może w nieco innej wersji.
Lekcja czwarta: coś za coś
Po skończeniu gimnazjum w Łużnej Sylwia zamieszkała w internacie XVI Liceum Ogólnokształcącego w Tarnowie. To szkoła wojskowa. - Uznałam, że w wojsku za wiele się nie rozmawia, a sportem interesowałam się już wcześniej. Lubiłam też chodzić na strzelnicę - tłumaczy swój wybór sprzed ponad dwóch lat.
Na to liceum nie zdecydował się nikt z jej dawnej klasy. Była sama. I wierzyła, że nowe otoczenie pomoże jej się zdobyć na płynne słowa. Albo w jej mowie zmieni się cokolwiek. A może z tego wyrośnie? Wiedziała na pewno, że wojskowa szkoła ćwiczy charakter.
- Było lepiej? - pytam.
- Nie, było gorzej. Kiedy w jednym miejscu nagle pojawiło się tyle nowych osób, ich pierwszą reakcją na moje jąkanie był zazwyczaj śmiech.
Z lekcji na lekcję ESBS uczyło ją pokory, ale odbierało pewność siebie. Weryfikowało dawne znajomości i ucinało większość z nich. Dawało satysfakcję z kilku płynnie wypowiedzianych słów oraz bezradność w większości sytuacji. Złośliwa zasada równowagi nie zadziałała, gdy szło o akceptację. Sylwia po prostu nie chciała myśleć, że w ten sposób będzie już mówić zawsze.
Z drugiej strony mijały lata, a terapie u kolejnych logopedów nie przynosiły efektów.
Codzienny trening
Dawid Tomaszewski nie mówił przez 20 lat. - Dotychczas wszystkie zabiegi związane z korekcją problemu opierały się na ćwiczeniach artykulacji, oddychaniu, powtarzaniu głosek. Tymczasem problem leżał w emocjach, i to nad nimi trzeba było pracować - tłumaczy, a w jego głosie nie słychać, że kiedykolwiek miał z nim problem.
W podstawówce nie był w stanie odezwać się podczas sprawdzania obecności. Nauczycielka musiała odrywać wzrok od dziennika, bo chociaż był, to jakby go nie było.
Po godzinach u logopedy zaczął szukać pomocy od nowa. Był rok 1999. W różnych miastach Polski uczestniczył w wielu terapiach. Każda przynosiła jakiś efekt, każdy efekt był na jakiś czas. - Paręnaście lat temu odkryłem, że to musi być ciągła praca nad sobą. Zamiast obiecujących wiele terapii zacząłem pilnować siebie, zająłem się codziennym treningiem mowy w różnych sytuacjach. Szukałem rozmowy z ludźmi, mimo że wcześniej przecież unikałem jakichkolwiek kontaktów. Łatwiej było rozmawiać przez komunikator internetowy - wspomina.
Przełom nastąpił po spotkaniu ze specjalistką z Moskwy, Lilią Arutiunian, która mówiła, że jąkania się nie koryguje, ale można je zastąpić inną mową - nową. Tomaszewski opracował dla siebie codzienny plan treningowy i zaplanował proces rozwijania jej w pełne zdania. Nie spodziewał się, że efekt przyjdzie tak szybko.
Lekcja piąta: wcale nie musisz się akceptować
- Były chwile, że wątpiłam w zmianę - mówi Sylwia. - Dziś społeczeństwo ucieka do akceptacji siebie. Tylko nie wiem, czy można zaakceptować ograniczenie, które sprawia, że nie czerpiemy w ogóle przyjemności z codziennych relacji z innymi? - zastanawia się.
Dotąd z wielu rzeczy po prostu rezygnowała. Dużo lepiej było zostać w domu, niż milczeć mimo wszystko. Sylwia: - Zaczęły mi chodzić po głowie różne pytania. W dodatku kompletnie nie miałam pomysłu na przyszłość: bo jaki kierunek studiów wybrać, żeby mało mówić? Czy będę w stanie pracować, skoro nie wypowiem płynnie nazwy firmy? Jak założę rodzinę, jeśli moje relacje będą oparte na kłamstwie? Jak nauczę mówić swoje dzieci, skoro sama tego nie umiem?
Kiedy zablokowane słowa stawiały mur jej planom na przyszłość, mama Sylwii zadzwoniła, żeby spróbować ten mur rozbić. Było styczniowe popołudnie. Powiedziała, żeby tym razem spróbowała ze szkołą Nowej Mowy. Jeżeli jeszcze ma siłę. O metodzie Dawida Tomaszewskiego dowiedziała się dzięki telewizji śniadaniowej. Występował tam razem z jedną ze swoich kursantek.
Od nowa
- Od 20 lat staram się pomóc innym w porzucaniu jąkania czy bloków mowy - mówi Tomaszewski. Sam po treningu wrócił na studia. Innym tłumaczył, że wymienił starą mowę na nową. Zaczął interesować się problemem i śledził badania prowadzone w tym temacie na świecie. W 2015 roku udowodniono, że problem to Zespół Emocjonalnych Bloków Mowy (Emotional Speech Block Syndrome), a nie samo jąkanie.
- To całkowicie zmieniło światowe podejście do leczenia jąkania - opowiada. - Stąd też Szkoła Nowej Mowy. Bo osoba, która blokowała się i jąkała, uczy się mówić jeszcze raz, tak jakby była dzieckiem. Albo jakby uczyła się języka obcego - wyjaśnia.
- Odzyskanie swobody w mówieniu można porównać do odzyskania wolności niesprawiedliwie ukaranego więźnia. Gdy można mówić płynnie i spokojnie, sytuacje z dnia codziennego dają niesamowitą radość - mówi.
I ciągnie: Na świecie problem z blokami mowy i jąkaniem się ma około 70 milionów osób. W Polsce według różnych danych od 600 tysięcy do miliona osób ma problem z mową na podłożu emocjonalnym. I nadal większość z nich leczy problem u logopedy, a kiedy to nie przynosi efektów, traktuje dysfunkcję jak wyrok. Na 100 osób tylko 10 szuka pomocy w innych miejscach - dodaje.
Lekcja szósta: porzuć poprzednie lekcje
Sylwia najpierw poznawała techniki relaksacji, które pozwalały trzymać na wodzy ciało, gdy to nie chciało wydobyć z siebie dźwięku. Zrelaksowane, dawało nowe możliwości. Wtedy mogła jeszcze raz nauczyć się artykułować to, co miała na myśli.
Ale najważniejsze to wyjść z nowym mówieniem w świat. Wtedy treningiem okazuje się codzienność i każde zdanie wypowiedziane w cukierni, bilet kupiony na stacji kolejowej, odpowiedź ustna w szkole. To ćwiczenia nie tylko pozwalające na próbowanie sił w stresujących momentach, ale także odbudowujące pewność siebie. Sylwia zaczęła rozumieć, że staje się taka, jak inni. Komunikatywna. Przestała szukać zastępczych słów i wstrzymywać się od odpowiedzi.
Lekcja siódma: powiedz to
Trening pozwala na kontrolowanie ciała i wprowadzanie je w natychmiastowy stan relaksacji, ale nie eliminuje jąkania ani bloków mowy. Nowa mowa jest alternatywą dla starej, ale ta dawna i tak pozostaje. Sztuka polega na wypracowaniu nawyków. Dzięki nim dawnego sposobu mówienia po prostu nie dopuszcza się do głosu.
- Myślisz o tym, żeby być zrelaksowana?
- Codzienne rozmowy nie sprawiają mi trudności - twierdzi Sylwia - tylko nowe sytuacje, jak udzielanie wywiadu albo mówienie do kamery. To wymaga większej koncentracji.
Sylwia podjęła też wyzwanie: założyła kanał na youtubie, aby dzielić się swoją nauką z innymi. Opowiada o tym, jak nie dać się pokonać własnym ograniczeniom. Widzowie mogą zobaczyć, jak jej mowa, ćwiczona każdego dnia, zmienia się z miesiąca na miesiąc. Kiedyś nie byłaby w stanie uwierzyć, że będzie opowiadać o mówieniu. Teraz nadrabia zaległości.
- To jest uczucie nie do opisania. Jestem z siebie dumna i mam w sobie dużo motywacji, żeby mówić o tym innym - tłumaczy. I dodaje natychmiast: Chcę pomóc innym. Niektórzy nie wierzą, że mogą coś z tym zrobić. Albo myślą, że jeśli poczekają, to przejdzie. Ale na co czekać? Co musi się wydarzyć w życiu, żeby zacząć coś zmieniać?
Kanał zobaczyli też znajomi, z którymi przyjaźń dawno się rozsypała. Chcieli ją posklejać, ale Sylwia twierdzi, że to był test, do którego nie ma poprawek. Cieszy się, że wiele osób ten egzamin zdało.
Sylwia też zdała test, z płynnej mowy. Została jeszcze matura.