Wójt dostał po kieszeni, ale i tak będzie zarabiał 5 tysięcy złotych
OSTROWICE. Nietypowa sesja Rady Gminy. Uchwały podejmował komisarz. Mieszkańcy pytali o przyszłość zadłużonej gminy i zastanawiali się, czy komisarz sobie poradzi.
To nie była typowa sesja, na której radni podejmują uchwały. Tym razem w głównej roli wystąpił komisarz rządowy Marek Kukie, który po zawieszeniu wójta i rady przejął ich kompetencje.
Na środową sesję zaproszeni zostali wszyscy sołtysi, stawili się dyrektorzy szkół i pracownicy Urzędu Gminy, odpowiedzialni za przygotowanie uchwał na sesję. Osobnych zaproszeń nie wysyłano ani radnym, ani zawieszonemu w obowiązkach wójtowi. Nie oznacza to jednak, że radnych na sesji nie było.
Pojawiło się pięć osób, które łączą funkcję sołtysa z funkcją radnego, a na krzesłach dla publiczności zasiadł Zbigniew Puchalski, pełniący wcześniej obowiązki przewodniczącego komisji rewizyjnej Rady Gminy. Sesja rozpoczęła się punktualnie i przebiegała bardzo sprawnie, bo nie było dyskusji.
Procedura była następująca: pracownicy odczytywali treść kolejnych uchwał, a komisarz za każdym razem wypowiadał formułkę „Nie mam uwag do przedstawionego projektu, podejmuję uchwałę”. Jedna z uchwał, wprowadzona do prządku obrad zaraz po otwarciu sesji, wcześniej nie było jej w programie, dotyczyła pensji byłego wójta, który do tej pory otrzymywał wynagrodzenie w wysokości 9.955 zł brutto miesięcznie.
Zgodnie z przepisami zawieszonemu w obowiązkach wójtowi nadal przysługuje wynagrodzenie zasadnicze i dodatek specjalny, z czym wielu osobom trudno się pogodzić. I słusznie. Komisarz zrobił to, na co pozwalały mu przepisy: maksymalnie obniżył wynagrodzenie w tej kategorii zaszeregowania, w której do tej pory mieściła się pensja wójta.
W efekcie Wacław M. w kolejnych miesiącach będzie otrzymywał z kasy gminnej 5.040 zł brutto, to i tak sporo, ale jednak prawie o połowę mniej, niż do tej pory. Zmiany wprowadzone w uchwale z 2014 r. dotyczącej diet radnych sprawiły, że miesięcznego ryczałtu nie będą otrzymywali zawieszony w obowiązkach przewodniczący rady Roman Bany i wiceprzewodniczący Jan Błachuta.
Oczywiście pozostali radni również nie będą otrzymywali diet, ale o tym wiadomo było już od razu po wprowadzeniu zarządu komisarycznego w gminie Ostrowice. Wprowadzając zmiany w budżecie na ten rok komisarz skorygował budżet sporządzony przez Wacława M.
Na zmianach skorzystają przede wszystkim dzieci i młodzież szkolna, bo na oświatę i wychowanie przeznaczono dodatkowo ponad 700 tys. zł. Taki zabieg był konieczny, bo wójt planując budżet na 2016 r. zakładał oszczędności z tytułu przekształcenia szkół publicznych w szkoły społeczne. Z przekształceń nic nie wyszło, bo okazało się, że kurator oświaty nie zgodził się na zmiany.
Teraz dodatkowe pieniądze przeznaczone zostały na uzupełnienie niedoszacowanych budżetów szkół, a także na dowożenie uczniów, na stołówki i świetlice szkolne. Ale budżet jest jak naczynia połączone. Jeżeli komuś się dodaje, to komuś innemu trzeba zabrać. W tym wypadku zmniejszono o ponad 1 mln zł kwotę przeznaczoną na spłatę długu publicznego.
Komisarz uchwalił również stawki podatku od nieruchomości i stawki podatku od środków transportu. Nie sprawdziły się wcześniejsze pogłoski, że wszystkie stawki podatku będą na maksymalnym poziomie, bo gminy nie stać na ulgi. Poszczególne stawki podatku od środków transportu są o kilkaset zł niższe od maksymalnych.
W przypadku podatku od nieruchomości za budynki mieszkalne trzeba będzie zapłacić 75 gr za każdy metr kw., za budynki, w których prowadzona jest działalność gospodarcza 22,66 zł za każdy metr kw., a za pozostałe budynki 7,62 zł za metr kw. Podatek od gruntów na działalność gospodarczą wynosi 89 gr za metr kw., a od pozostałych gruntów 47 gr. Po przyjęciu uchwał rozpoczęła się dyskusja.
Zdzisław Gładosz i przedsiębiorca Bronisław Sech, liderzy gminnej opozycji ostrzegli komisarza przed niebezpieczeństwami, jakie na niego czyhają.
- To że wyprowadzi pan tę gminę na prostą jest tak samo prawdopodobne, jak to, że wejdzie pan w pantoflach na Mount Everest - mówił Zdzisław Gładosz. A sołtys Bolegorzyna Bożena Kulicz pytała, co powiedzieć ma mieszkańcom po przyjeździe do domu.
- Ja mieszkam w Gronowie od 1956 r. Tutaj się wychowałam i nie chcę, żeby moja gmina została zlikwidowana - mówiła z kolei Krystyna Piwowarska, sołtys Gronowa.
- Zdaję sobie sprawę, że oczekujecie państwo konkretnych działań, które poprawią wasze życie. Będę to robił sukcesywnie. W piątek spotykam się z wojewodą. W grudniu planuję konsultacje z mieszkańcami. Na razie jestem na etapie badania. Nie mam gotowej recepty i nie mogę powiedzieć, czy gmina dalej będzie istniała, czy raczej zostanie zlikwidowana i przyłączona do innej, bądź innych gmin - powiedział Marek Kukie.