Wojna z dopalaczami trwa. I nie jest to równa walka
20-letni Adrian zabił swoją 6-letnią siostrę. Zadał jej kilka ciosów nożem, bo myślał, że dziewczynka ma nadprzyrodzone moce, które mu zagrażają. Tę tragedię prawdopodobnie spowodowało zażywanie dopalaczy. Nie wydarzyła się w Podlaskiem, ale i u nas problem dopalaczy jest coraz poważniejszy.
Do wspomnianej tragedii doszło w listopadzie br., niedaleko Szczecina. Wydarzenie wstrząsnęło całą Polską. I przypomniało o problemie dopalaczy. Tym mianem określa się różnego rodzaju substancje lub ich mieszanki o działaniu psychoaktywnym - stymulującym, relaksującym, czy też halucynogennym. Nie znajdują się one na liście substancji kontrolowanych przez ustawę o przeciwdziałaniu narkomanii. Teoretycznie są więc legalne. Co gorsza, coraz to nowe powstają jak grzyby po deszczu. Początkowo znanych było kilka, potem kilkanaście, a obecnie jest już ponad setka różnych środków określanych mianem dopalaczy.
Dramaty związane z dopalaczami widzą pracownicy Szpitalnego Oddziału Ratunkowego w Uniwersyteckim Szpitalu Klinicznym w Białymstoku. Jeszcze kilkanaście lat temu pijane czy odurzone dziecko na izbie przyjęć było rzadkością. Dziś słaniający się na nogach bądź nieprzytomny z powodu zatrucia 12-, 13-latek nie wywołuje zdziwienia ani wśród personelu, ani w swoim środowisku.
- Z zatruciem dopalaczami jest jak z przemocą domową, czy wypadkami samochodowymi, one nie znikają - nie pozostawia złudzeń dr Witold Olański, kierownik SOR. - W 2014 roku mieliśmy znacznie mniej pacjentów z podejrzeniem zatrucia dopalaczami niż w ubiegłym roku. Na szczęście nie mieliśmy zgonów. Mamy jedynie do czynienia z mniej lub bardziej uciążliwymi pacjentami. Proszę pamiętać, że nie są to ludzie, którzy leżą i cierpliwie czekają na badania. Oni są trudni, nieprzyjemni, agresywni. A do tego muszą być pod stałą obserwacją.
Pomoc to leczenie objawowe
Postępowanie z pacjentami po dopalaczach przypomina błądzenie we mgle. Nie wiadomo, co taki pacjent zażył, ani czy to, co powiedział jest prawdą. Wiadomo jedynie, że reakcja organizmu jest nieprzewidywalna. Dużo prostsze jest postępowanie w przypadku zażycia tradycyjnych narkotyków - zawierają one bowiem góra trzy składniki. Łatwiejszy jest też dostęp do testów i można skorzystać z dawno wypracowanego modelu postępowania i leczenia. - W przypadku dopalaczy zaś pomoc polega na leczeniu objawowym, czyli na zwalczaniu zaburzeń termoregulacji, na korekcji układu krążenia, oddychania, układu moczowego czy funkcji nerek, wątroby, funkcji centralnego układu nerwowego - wylicza dr Olański. - Niwelujemy negatywne objawy, które powstały. Bo leczenie przyczynowe to jest blokowanie środka np. przez podaż odtrutek. W tym przypadku ciężko ją podać, bo jest wiele składników aktywnych.
800 100 100 - telefon dla rodziców i nauczycieli w sprawach bezpieczeństwa dzieci. To bezpłatna i anonimowa pomoc telefoniczna i online dla tych, którzy potrzebują wsparcia i informacji w zakresie przeciwdziałania i pomocy dzieciom przeżywającym kłopoty i trudności wynikające z problemów i zachowań ryzykownych.
Można też zadzwonić pod 112 - jednolity numer alarmowy obowiązujący w całej Unii Europejskiej.
Jakie są objawy po zażyciu dopalaczy? Niepokój, gonitwa myśli, trudność w skupieniu uwagi, ból głowy, pobudzenie psychoruchowe, a także agresja, halucynacje wzrokowe i słuchowe oraz bezsenność i drgawki. Mogą również wywołać śpiączkę, zaburzenia rytmu serca, migotanie przedsionków. Źrenice osoby będącej pod ich wpływem są poszerzone. Może występować też bladość i nadmierna potliwość. Dopalacze mogą wywołać nieodwracalne zmiany w organizmie, zwłaszcza jeśli zażywa się je w połączeniu z alkoholem, lekami czy innymi narkotykami. Długotrwałe zażywanie powoduje uszkodzenie mózgu, wątroby czy nerek. Szczególnie niebezpieczne są dla dzieci, choćby z uwagi na większą podatność ich narządów na toksyny i mniej wydajne wydalanie toksyn przez nerki. U około 30 proc. dzieci zatrutych dopalaczami w późniejszym okresie życia występują bóle głowy, nadpobudliwość, trudności w nauce i trudności wychowawcze. Badania pokazują, że częściej sięgają po nie chłopcy, niż dziewczynki. 11 proc. gimnazjalistów przyznaje się do zażycia dopalaczy przynajmniej raz w życiu.
- Są one stosunkowo tanie w porównaniu do twardych narkotyków, gdzie może sobie na nie pozwolić młodzież bardziej majętna albo dorośli - zauważa Elżbieta Kraszewska, dyrektor Wojewódzkiej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej w Białymstoku, która niedawno organizowała konferencję na temat dopalaczy. - Są też bardziej dostępne. Młodzi bez trudu mogą je kupić np. w internecie.
Handlarze coraz sprytniejsi
Rynek dopalaczy rozwija się niezwykle dynamicznie. Z producentami i handlarzami wspólnie walczą przedstawiciele różnych służb - sanepidu, policji czy też celnicy. Ci ostatni mają na swoim koncie wiele sukcesów. Ale ci pierwsi nieustannie próbują ich przechytrzyć. Ogłaszają się na różne sposoby: „Firma X jest jedną z nielicznych firm internetowych, która dostarcza bardzo czyste substancje chemiczne do badań i analiz laboratoryjnych. Oferta sklepu zawiera wysokiej jakości odczynniki chemiczne, o czystości co najmniej 98 proc., między innymi takie jak 3MMC Metafedron, Pentedron, Alfa Big Crystal. (...) Produkty tracą wartość kolekcjonerską po uszkodzeniu plomby. Trzymać z daleka od dzieci”. Albo: „Oferowane przez nas produkty przeznaczone są do badań laboratoryjnych, jako substrat środków piorących lub jako przedmiot kolekcjonerski”. Kilka lat temu produkty oferowane przez tego typu sklepy nazywały się Tajfun, Lord Koks albo Czarna Wdowa. Dość łatwo więc kojarzyły się ze środkami odurzającymi. Jednak kilka lat temu, po zmasowanych atakach policji, wielu właścicieli sklepów z dopalaczami musiało je zamknąć.
- Substancje psychoaktywne często są składnikami produktów wykorzystywanych do legalnej działalności - przestrzega Maciej Zalewski ze Służby Celnej w Białymstoku. - I właśnie pod płaszczem legalnej działalności niektóre osoby próbują rozprowadzać te substancje w innym celu. Jednak dzięki niedawnym zmianom przepisów, taki proceder jest nielegalny. Pierwsza sprawa, jaka mi przychodzi do głowy, to skonfiskowanie 1,5 kg substancji 3MMC, która jeszcze wtedy nie była na liście narkotyków, a teraz już jest. Człowiek, który dokonywał wprowadzania jej na rynek robił to sprzedając ów produkt jako żywicę epoksydową, sprowadzaną z Chin. Deklarował więc towar, który nim nie był.
Ponieważ handel dopalaczami odbywa się w dużej mierze w sieci, policjanci i celnicy nieustannie monitorują np. przesyłki kurierskie. Współpracują też z Pocztą Polską. Na przykład w lipcu ubiegłego roku funkcjonariusze ujawnili 34 nieodebrane przesyłki kurierskie. Znaleźli tam ponad 500 gramów różnych substancji, które po przebadaniu okazały się środkami odurzającymi i substancjami psychotropowymi. Także zatrzymany w październiku ubiegłego roku mieszkaniec Ełku korzystał z usług firm kurierskich. Był podejrzewany o wprowadzanie do obrotu znacznych ilości środków odurzających, które wysyłał w paczkach do osób z całej Polski, a nawet za granicę. Z kolei w lipcu tego roku dzięki podlaskim policjantom zlikwidowano na Słowacji profesjonalne laboratorium, w którym można było wyprodukować dowolne substancje psychotropowe.
Na rozmowę o narkotykach nigdy nie jest za wcześnie
- Należy uczulać społeczeństwo, począwszy od rodziców i nauczycieli, a poprzez pracowników pomocy społecznej, na zagrożenie, jakie niosą dopalacze - nie ma wątpliwości Elżbieta Kraszewska, dyrektor WSSE w Białymstoku. - Koszty ich zażywania są zarówno ekonomiczne, czyli te ponoszone przez służbę zdrowia, jak i społeczne. Nierzadko dopalacze powodują udary i trwałe kalectwo. Profilaktyka to najtańszy i najlepszy sposób, bo dość skuteczny.
Pracownicy sanepidu prowadzą szereg akcji edukacyjnych w postaci warsztatów czy konkursów, rozdają materiały informacyjne. I podpowiadają, że jeżeli podejrzewamy, że nasze dziecko mogło mieć kontakt z substancjami psychoaktywnymi, pomocny będzie lekarz rodzinny.
- Na rozmowę o narkotykach nigdy nie jest za wcześnie, a profilaktyka prowadzona przez lekarzy pierwszego kontaktu może być ważnym uzupełnieniem działań podejmowanych przez szkoły i rodziców - uważa dr Witold Olański.