Wojna o plac im. Władysława Bartoszewskiego
Radni PO przygotowują uchwałę ws. placu upamiętniającego Władysława Bartoszewskiego. Protestuje już PiS, zastrzeżenia mają historycy.
Polityczne awantury o patronów miejsc publicznych w Gdańsku zdają się nie mieć końca. Ledwie ucichła afera o rondo im. Tadeusza Mazowieckiego w Letnicy czy Güntera Grassa we Wrzeszczu, a już rozpętała się kolejna burza. Tym razem chodzi o Władysława Bartoszewskiego.
Paweł Machcewicz, dyrektor Muzeum II Wojny Światowej, zwrócił się do władz Gdańska z prośbą o nadanie imienia Bartoszewskiego placowi, na którym wzniesiono instytucję. - To bardzo dobry pomysł! - stwierdził prezydent Paweł Adamowicz. Poparli go także radni Klubu PO.
Władysław Bartoszewski zasługuje na szczególną pamięć w Gdańsku, także w kontekście Muzeum II Wojny Światowej, jako postać bardzo symboliczna, osoba, która budowała Żegotę i była jednym ze współarchitektów porozumienia polsko-niemieckiego
- informuje Aleksandra Dulkiewicz, szefowa Klubu PO, i zapowiada, że uchwała w tej sprawie trafi na grudniową sesję, tak by z nadaniem nowej nazwy zdążyć przed otwarciem muzeum zaplanowanym na początek 2017 r.
Oburzenia nie kryją już jednak przedstawiciele prawicy. Zdaniem Łukasza Hamadyka, radnego PiS, pomysł upamiętnienia w ten sposób Bartoszewskiego to „kolejna prowokacja polityczna”.
Po honorach dla Mazowieckiego, autora grubej kreski, i SS-mana Grassa, teraz czas na profesora, który nie był profesorem. Człowieka, który gardził Polakami, nazywał ich motłochem, twierdził, że podczas wojny to ich się obawiał bardziej niż Niemców. Patrząc na kilka ostatnich nadanych patronów, chciałbym, aby chociaż byli to ludzie, którzy urodzili się jako Polacy- mówi Hamadyk. - To oczywiste, że nigdy nie poprę uchwały ws. placu Bartoszewskiego. Na szczęście nawet najbardziej polityczne decyzje można w przyszłości zmienić
- zaznacza.
Wątpliwości co do honorowania Bartoszewskiego akurat w miejscu Muzeum II Wojny Światowej mają też historycy: - Bartoszewski tak, ale niekoniecznie w tym miejscu - mówią.
Pomysłowi sprzeciwia się m.in. Andrzej Januszajtis, badacz i znawca historii Gdańska.
Teren ten jest prastarą Wiadrownią. Już i tak przez budowę muzeum wszelkie ślady dawnej siatki ulic zatarto, ale nazwa Wiadrownia powinna dalej istnieć. Uważam, że prof. Bartoszewskiego należy uczcić, ale np. pomnikiem czy płytą pamiątkową, a nie nazewnictwem ulic - wskazuje Januszajtis. - Nie po to po 1990 r. przywracaliśmy stare nazwy ulic, żeby teraz działać w odwrotnym kierunku - dodaje i podkreśla, że zasłużone osoby należy upamiętniać, ale nie kosztem dawnych nazw. - Bo w Gdańsku mamy prawdziwy skarb nazewniczy i nie wolno go ruszać, a w miarę możliwości należy go przywracać
- argumentuje Januszajtis.
W odpowiedzi na te zastrzeżenia szefowa Klubu PO mówi, że „w Gdańsku jest wiele miejsc, gdzie nazwy historyczne nie zostały przywrócone, tylko w symboliczny sposób zaznaczone”.
Na pewno więc trzeba i w tym przypadku pomyśleć, żeby te ślady dawnego Gdańska upamiętnić. Co nie znaczy, że dziś, gdy powstaje tam nowe miejsce, nie można było tego placu nazwać właśnie imieniem Władysława Bartoszewskiego - uważa Dulkiewicz. - W podobnym tonie wypowiadają się miejscy urzędnicy. Jak informuje gdański magistrat, „na pewno warto Wiadrownię upamiętnić i dobrym pomysłem jest, by w tamtym rejonie nad Radunią powstał np. deptak czy bulwar nazwany właśnie w ten sposób
”.
Władze miasta podkreślają też, że nadanie placowi imienia Bartoszewskiego nie ma na celu wymazania pamięci o historii tego miejsca.
Podobnie gorące dyskusje przetoczyły się przez Sopot, gdzie powstanie pomnik Bartoszewskiego. W kurorcie PiS też protestował. - Mamy w naszej historii wiele postaci, które dużo bardziej zasługują na upamiętnienie i są znacznie mniej kontrowersyjne, np. Łukasz Ciepliński czy Witold Pilecki, który powinien mieć swój pomnik w każdym mieście, a nie ma go nigdzie - mówił Michał Stróżyk, szef PiS w Radzie Miasta Sopotu.
List Czytelnika w sprawie pomysłu uczynienia Władysława Bartoszewskiego patronem placu, na którym stanęło Muzeum II Wojny Światowej
"Szanowna Redakcjo,
W ostatnich dniach pojawiła się w mediach informacja, że jest pomysł, aby patronem placu, na którym stanęło Muzeum II Wojny został Władysław Bartoszewski – więzień Auschwitz, uczestnik powstania warszawskiego, działacz opozycji demokratycznej, wreszcie polityk i minister spraw zagranicznych. Abstrahując od ocen tej postaci wynikających z bieżącej polityki, chciałem zwrócić uwagę i skłonić do refleksji nad współczesnym nazewnictwem historycznego śródmieścia Gdańska. Wynikiem konsensusu, jaki nastał w Gdańsku po 1989 r. stwierdzono, że na tym obszarze obowiązywać będą tradycyjne, przedwojenne nazwy ulic i placów. Wprowadzeniu takiej zasady sprzyjała dekomunizacja przestrzeni publicznej, w ramach której m.in. ulicę gen. Karola Świerczewskiego zamieniono na Nowe Ogrody, a ulica Mieczysława Kalinowskiego stała się na powrót Targiem Rakowym. Ten powrót do tradycyjnych nazw został dobrze przyjęty przez społeczeństwo, zaś owe stare-nowe określenia zakorzeniły się, chyba na trwałe, w języku i świadomości gdańszczan. W przeciwieństwie do wprowadzonych współcześnie nazw w rodzaju skweru Czesława Niemena czy placu Dariusza Kobzdeja, które - niezależnie od zasług patronów - raczej nie są kojarzone przez mieszkańców, co wnioskuję ze swoich rozmów; trudno jest znaleźć osobę, która bez głębszego zastanowienia wskazała gdzie wspomnianych Niemena i Kobzdeja w Gdańsku należy szukać. Oczywiście w temacie takiego nazewnictwa bywają też wyjątkiem, jak place Solidarności i Obrońców Poczty Polskiej, które zaczęto tak nazywać po wojnie, ale tu akurat mamy do czynienia z odniesieniami do ważnych wydarzeń z historii, które rozegrały się w tych właśnie miejscach. Poczta Polska przy dawnym placu Heweliusza mimowolnie kojarzy się z obroną placówki 1 września 1939 r., a plac Solidarności przy dawnej Stoczni Gdańskiej odnosi się do pamiętnego Sierpnia '80.
W tym momencie pora na wyjaśnienie, dlaczego zacząłem list od powątpiewania we Władysława Bartoszewskiego, jako postać, która powinna zostać patronem terenu Muzeum II Wojny Światowej. Po pierwsze, przeczy to logice utrwalania w Gdańsku tradycyjnego nazewnictwa. Po drugie, na terenie Wiadrowni, gdzie pobudowano muzeum ulice de facto mają ma już swoje nazwy! Dyrekcja Muzeum II Wojny Światowej niewątpliwie ma tego świadomość, bo na stronie internetowej [placówki – dop. red.] można przeczytać, że „granice terenu, na którym powstanie Muzeum II Wojny Światowej wyznaczają: od zachodu ciąg nieistniejącej dziś ulicy Piekary (niem. Grosse Bäcker Gasse); od północy fragment ulicy Wałowej (Wall Gasse); od wschodu ulica Stara Stocznia (Brabank); od południa lewy brzeg ujścia Kanału Raduni do Motławy, wzdłuż którego biegła nieistniejąca dziś ulica Wiadrownia (Eimermacherhof).
Nie ujmując w niczym proponowanemu patronowi, uważam, że zdecydowanie lepszym rozwiązaniem byłoby umieszczenie adresu Muzeum II Wojny Światowej przy którejś z wymienionych wyżej ulic. Uzasadnieniem niech będzie również to, że - jak wyczytałem w prasie - pod ziemią, w ramach ekspozycji muzealnej odtworzono przebieg ulicy Piekary. Zaprawdę dziwna to sytuacja, gdy ulica z oryginalną nazwą jest pod ziemią, a nad nią miałby być plac z inną nazwą. W imię poszanowania tradycji Gdańska, nie mieszajmy już więcej w historii tego miejsca."