Wojciech Zaremba. Fotografie z Ghany – kraju wiecznego prania
Fotografia stała się dla mnie sposobem dokumentowania podróży, ale nie tylko, bo też możliwością dzielenia się historiami mieszkańców Ghany z resztą świata. Możliwością pokazywania, że nawet w najtrudniejszych warunkach życiowych ludzie potrafią znaleźć radość i harmonię – mówi Wojciech Zaremba, prawnik, biznesmen i fotograf.
Jak to się stało, że prawnik i biznesmen zajął się fotografowaniem życia w Afryce?
Rozpoczęcie mojej przygody z fotografią wynikało z pewnej naturalnej ewolucji. Każdy z nas lubi robić zdjęcia, ale dla mnie to się stało bardziej świadome, kiedy przybyłem do miejsca, które w mojej ocenie było wyjątkowe i niepowtarzalne, i zupełnie inne od tych, do których przywykłem. A pracowałem i w Azji, i w Europie, w Polsce oczywiście też. Moja pierwsza podróż do Afryki była związana z biznesem. Pojechałem na miesiąc do Ghany, aby sprawdzić potencjał rynku, zobaczyć, jak idzie biznes. Potem zacząłem go naprawiać i tak działam już 10 lat. W rejonie, w którym mieszkam, biali ludzie są rzadkością; musiałem budować relacje z lokalną społecznością od podstaw. To proces długotrwały, wymagający czasu i cierpliwości. Miejscowi są dość nieufni, ale bardzo chętnie korzystają z mojej pomocy, chętnie wchodzą w relacje biznesowe. Na co dzień pracuję z afrykańskimi rolnikami, kupując od nich ich produkty. To sprawia, że mam okazję z bliska obserwować ich życie. Zauważyłem, że mimo trudnych warunków, w jakich żyją, wielu z nich emanuje autentycznym szczęściem i spokojem. To mnie urzekło. Oni żyją zupełnie inaczej niż my w Europie, ale w pewnym momencie zrozumiałem, że gdybym sam siebie zapytał, kto jest bardziej szczęśliwy, ja, czy ci ludzie, to nie miałbym wątpliwości, jaka byłaby odpowiedź. Fotografia stała się dla mnie sposobem dokumentowania podróży, ale nie tylko, bo też możliwością dzielenia się historiami tych ludzi z resztą świata. Możliwością pokazywania, że nawet w najtrudniejszych warunkach życiowych, ludzie potrafią znaleźć radość i harmonię.
Gdzie zatem tkwi sekret? Co sprawia, że mieszkańcy Ghany emanują tak silnym poczuciem szczęścia?
Nie jestem pewien, gdzie dokładnie tkwi sekret, ponieważ obecnie jestem jeszcze na etapie obserwacji skutków tego, co widzę. Gdybym znał dokładnie źródło tego szczęścia, pewnie też chciałbym je wykorzystać. Jednakże, na podstawie moich obserwacji, istnieje coś, czego często nie dostrzegamy. Mianowicie, wydaje nam się, że wszystko najlepsze jeszcze przed nami, że aby osiągnąć pełną satysfakcję i szczęście, musimy jeszcze wiele zrobić, osiągnąć określone cele. W ten sposób zawsze pozostaje w nas pewien niedosyt. Zawsze wydaje się, że coś jeszcze można poprawić, zrobić coś lepiej. Natomiast, jak zauważyłem w Ghanie, tamtejsi ludzie mają niezwykłą umiejętność cieszenia się tym, co mają w danym momencie. Potrafią czerpać radość z życia tu i teraz, co sprawia, że nie odkładają radości na później. Potrafią cieszyć się nawet z prostych rzeczy, z tego, że są razem, że sobie zatańczą, zaśpiewają, czy wspólnie przygotują posiłek. Często obserwuję, że sam fakt pracy razem sprawia im radość. Wydaje mi się, że warto zastanowić się nad tą filozofią życiową, abyśmy my także bardziej doceniali chwile obecne i skupiali się na tym, co dzieje się tu i teraz.
„Ghana. Barwy dzieciństwa” – tak została zatytułowana Pana fotograficzna wystawa, której wernisaż właśnie miał miejsce, jednak sama ekspozycja w Muzeum im. Bolesława Biegasa w Warszawie będzie dostępna do 17 maja. Towarzyszy jej także album zawierający Pana zdjęcia. Fotografowanie dzieci wymaga szczególnej wrażliwości i empatii. Jak budować zaufanie, aby dzieci mogły naturalnie wyrażać się przed obiektywem? Zdjęcia, które widziałam, są naprawdę bardzo poruszające.
Myślę, że fotografia to naprawdę wielka sztuka, polegająca nie tylko na uchwyceniu danego momentu – nie chcę przez to powiedzieć, że moje fotografie są wielką sztuką – ale ich wykonanie wymagało szczęścia, samozaparcia, cierpliwości, a także pewnej zręczności i przewidywania. Trzeba być w odpowiednim miejscu z aparatem w momencie, kiedy dzieje się coś wyjątkowego, co potem będzie efektowne na zdjęciach. Wszyscy fotografowie wiedzą, że trudno jest uchwycić naturalność, gdy osoba, którą fotografujemy, zauważa aparat. Często osoby te usztywniają się, albo nawet zaczynają pozować, co może zepsuć autentyczność zdjęcia. Wartość tych fotografii tkwi właśnie w chwili, którą udaje się uchwycić – to jest to, co czyni je wyjątkowymi i cennymi.
Jak Pan nazywa to, co udaje się Panu uchwycić. Czy to jest prawda?
W mojej opinii to, co udaje mi się uchwycić, jest po prostu tym, co widzę. Moimi zdjęciami nie staram się żadnym sposobem koloryzować ani tragizować rzeczywistości. Wiem, że wiele zdjęć z Afryki przedstawia dramatyczne sceny, które szokują widza, takie jak głodujące dzieci czy bezdomni, opuszczeni, schorowani ludzie. Oczywiście, takie obrazy istnieją, ale one nie oddają w pełni życia w Ghanie. To, co ja fotografuję, to 90 procent prawdy. Mogę oczywiście szukać ekstremalnych sytuacji, zarówno pozytywnych, jak i negatywnych, ale to, co można zobaczyć na moich zdjęciach, to po prostu otaczająca mnie rzeczywistość. Kiedy odwiedzam farmerów, z którymi pracuję, rozmawiam z nimi i robię zdjęcia, to właśnie w takich momentach oni tak wyglądają. To jest to, co staram się uchwycić.
Jakie historie kryją się za tymi zdjęciami dzieci z Ghany, które Pan uwiecznia? I co Pana samego porusza w tych historiach?
Moje zdjęcia pokazują różne dziedziny życia dzieci w Ghanie. Jest tam trochę zdjęć dzieci z ulicy, dzieci w domostwach, w szkołach czy w kościołach. Tak, są również dzieci, które pracują, ale przypomnę, że Ghana była pierwszym afrykańskim krajem, który podpisał wszystkie konwencje UNICEF-u dotyczące zakazu pracy dzieci poniżej wieku pełnoletniości. Jednakże nadal zdarzają się przypadki wykorzystywania dzieci, zwłaszcza w kopalniach złota i innych fabrykach. Tam, gdzie ja przebywam, dzieci często pomagają w rodzinnych gospodarstwach, ale robią to po powrocie ze szkoły, w ramach swoich domowych obowiązków. To nie jest praca u kogoś obcego, ale pomoc w rodzinie: przynoszą wodę z ujęcia, które znajduje się we wsi, porządkują, pomagają na plantacjach drzew palmowych czyścić i segregować orzechy. Pomagają mamie, tacie, rodzeństwu.
Jakby Pan ocenił, jakie największe wyzwania stoją przed fotografem w Afryce, zwłaszcza takim, który fotografuje dzieci?
Ja nie tylko fotografuję dzieci, ale całą otaczającą rzeczywistość. Kluczowe jest tu budowanie zaufania. Przez 10 lat pobytu tam zdobyłem zaufanie, zyskałem też pewien stopień rozpoznawalności. Od 2018 roku lokalna rada królewska, po konsultacji z całym społeczeństwem, postanowiła nadać mi tytuł księcia. Odmówiłem. Przekonywali: „Prowadzisz fabrykę, pomagasz ludziom, dajesz pracę, reagujesz na nasze różnego rodzaju nieszczęścia, dajesz pożyczki, dzięki którym opłacamy czesne dla dzieci, płacisz za pogrzeby naszych bliskich zmarłych”. Tłumaczyłem: „Nie dam rady. Nie znam waszej kultury, nie znam ludzi”. Przyszli po raz drugi – przekonywali: „Tak, to odpowiedzialność, ale też zaszczyt”. Odmówiłem. Przyszli po raz trzeci – pół wsi wówczas się zebrało. Usłyszałem, że muszę być ich księciem. „A gdyby to królowa angielska dała ci tytuł, to też byś odmówił”? – pytali retorycznie, przypominając, że oni też wywodzą się z angielskiej kultury, bo Ghana była angielską kolonią. „Musisz być naszym księciem. Inaczej będziemy bardzo niezadowoleni” – usłyszałem, cokolwiek to miało znaczyć. Przyjąłem więc tytuł, zorganizowano wielką uroczystość, wszystko zostało nagrane na filmie. Zostałem księciem od rozwoju. Postanowiłem pomóc we wdrożeniu systemu wodociągowego w wiosce. W Ghanie zasoby wody są na ogół obfite, jest jej więcej nawet niż w Polsce, ale problemem jest dostęp do niej w określonych okresach. Dlatego zbudowaliśmy osiem studni, postanowiłem połączyć je wodociągiem, aby każdy mógł mieć dostęp do wody. Ponadto powstała kanalizacja i oświetlenie głównej drogi, co poprawiło bezpieczeństwo mieszkańców. Zainwestowaliśmy również w posterunek policji. Poziom przestępczości w Ghanie jest wysoki, policji jest sporo, zwłaszcza na drogach, gdzie porobiono specjalne bramki i sprawdzają, kto jedzie, co wiezie i jakie ma zamiary, bo zdarzają się napady na kierowców i na towary. Osobiście nie spotkałem się z żadnymi występkami kwalifikowanymi jako przestępstwa karne.
Fotografia to nie tylko artystyczne medium, ale także narzędzie do przekazywania istotnych społecznych przesłań. O jakie przesłanie Panu chodzi?
Przede wszystkim chciałbym pokazać, że życie w skromności nie oznacza koniecznie nieszczęścia. Ludzie w Ghanie często żyją skromnie, ale – już to mówiłem – są bardzo szczęśliwi. Często nie zdajemy sobie sprawy, co to znaczy skromność w porównaniu do naszego stylu życia, gdzie zamknięci jesteśmy w murach, za drzwiami. W Ghanie nie potrzebują wielkich domów czy specjalnych okien. Kuchnie często są na świeżym powietrzu. To jest nie tylko praktyczne, ale i przyjemne, dla nich jest naturalne i sprawiające radość. Moje zdjęcia też ukazują tę różnicę w podejściu do życia.
Pana zdjęcia odsłaniają kulturę i obyczaje Ghany. Pamięta Pan takie momenty, które uchwycił na zdjęciach i szczególnie poruszyły Pana serce?
Zawsze poruszają mnie prawdziwe reakcje, szczególnie autentyczne uśmiechy. Na przykład, mam zdjęcie dziewczynki, siedzącej w ławce, w szkole. Zobaczyła skierowany w swoją twarz obiektyw. Patrzyła spokojnie, bez lęku, z wielkim zaufaniem i dojrzałością. To był niezwykły moment. Poczułem, że zrodziła się między nami więź zaufania. Inne chwile, które mnie poruszają, to te, gdy widzę dzieci bawiące się na boiskach czy tańczące w szkole. Wtedy widzę, że są po prostu szczęśliwe i naprawdę żyją swoim dzieciństwem. Wie pani, w Ghanie rodzina jest najważniejsza. To także widać na moich zdjęciach.
Jakie jest Pana zdanie na temat stereotypowego postrzegania mieszkańców Afryki, i czy Pana praca może się przyczynić do zmiany tych stereotypów?
Moim zdaniem istnieje silny stereotypowy obraz Afryki, który często nie odzwierciedla rzeczywistości. Na przykład, widzę to w reakcjach na moje zdjęcia. Gdy ludzie patrzą na dzieci na przykład jedzące rękami z miski, często sądzą, że musi tam być straszna bieda. Ale ja widzę coś zupełnie innego – te dzieci są zdrowe, dobrze odżywione, po prostu korzystają z lokalnych zwyczajów. Tam w restauracji dorośli też jedzą rękami. Mówię wtedy: „Zobacz, to nie jest biedne dziecko z Abisynii, wygłodzone, które potrzebuje kroplówki, żeby przeżyć. To dziecko jest zdrowe, silne, świetnie odżywione i ma co jeść”. I tak trzeba na to patrzeć. Spotykam ludzi, którzy przyjeżdżają do Afryki ze swoimi zachowaniami, przyzwyczajeniami, które dobre są w Europie, natomiast w Afryce zderzają się z zupełnie innym światem. Widząc domy z bambusa i gliny, załamują ręce: „Boże, jak ci ludzie żyją!”. Ale ci ludzie w tych domach z bambusa i gliny mają swoje chwile szczęścia i chwile troski i w żadnym razie nie można powiedzieć, że ich życie jest gorsze. Zresztą Ghana jest krajem bardzo urodzajnym, co tam się do ziemi wrzuci, to wyrośnie, czy będzie to soja, kakao, pszenica, czy ryż. Większość ludzi ma zaspokojone podstawowe potrzeby – mają rodzinę, przyjaciół, bezpieczeństwo i pożywienie. Oczywiście, żyją w skromnych warunkach, ale sobie radzą. W niedzielę, kiedy jadę przez wieś, widzę, jak pięknie są wystrojeni, jak pięknie ubrani, jak kolorowe, czyste i wyprasowane mają ubiory, suknie, tradycyjne, nowoczesne, wymyślne. Zastanawiam się wtedy – skąd to mają? Nazwałem Ghanę krajem wiecznego prania, bo kiedy jeżdżę przez wsie, to widzę, że tam na okrągło pranie suszy się na sznurkach. Ghańczycy są bardzo czyści.
Pana album podąża za wytycznymi „Kodeksu w sprawie obrazów i wiadomości dotyczących krajów Globalnego Południa”. Jakie są Pana refleksje na temat odpowiedzialności artysty, który przedstawia na zdjęciach inne kultury?
Nie szukam taniego poklasku i uważam, że odpowiedzialność polega na tym, by nie kierować się chęcią zysku czy budzeniem sensacji, tworząc sztuczne narracje czy emocje, aby wywołać zainteresowanie w mediach. To z kolei powoduje, że Afryka przedstawiana jest w krzywym zwierciadle. Ważne jest, abyśmy unikali pokazywania Afryki czy Ghany w sposób jednostronny, skupiając się wyłącznie na tragediach i biedzie. Przedstawianie innych kultur powinno być oparte na rzetelności, szacunku i zrozumieniu. Życzyłbym wszystkim Polakom i wszystkim ludziom na świecie ghańskiego poczucia radości i umiejętności czerpania tego, co jest najlepsze z życia. Raz kierowca, który pracuje w mojej firmie, powiedział: „Boss, ja wiem, że ty masz lepiej w życiu, ale wiesz... My cieszymy się życiem takim, jakie mamy”. To jest właśnie przesłanie, które staram się przekazywać poprzez moje zdjęcia.
14 maja o godz. 18.00 odbędzie się spotkanie Wojciech Zaremby z fotografem Tomaszem Sikorą w Muzeum B. Biegasa w Warszawie. Wstęp wolny.