Śmiechów było co niemiara, kiedy na początku czerwca 2017 r., dowódca Wojsk Obrony Terytorialnej (WOT), generał broni Wiesław Kukuła, oficjalnie powiedział, że wyszkoli podległe sobie oddziały do walki z czołgami. „Wojskowy beton mentalny”, emerytowany i wściekle niechętny obecnej władzy, kpił z owej idei i nie pozostawiał na wspomnianym oficerze suchej nitki, próbując dowodzić, że lekka piechota nie ma najmniejszych szans, aby przeciwstawić się rosyjskim zagonom pancernym.
Problem w tym, że gen. Kukuła nigdy nie stwierdził, iż WOT mają brać bezpośredni udział w starciu symetrycznym i zatrzymywać nacierającą 4. Gwardyjską Kantemirowską Dywizję Pancerną, gdyż nie takie jest ich przeznaczenie. Formacja winna prowadzić choćby działania opóźniające, czyli maksymalnie utrudniać posuwanie się do przodu wojsk przeciwnika, poprzez nękanie jego pododdziałów rozpoznawczych czy próbować niszczyć szpice czołowe, to znaczy czołgi lub bojowe wozy piechoty, jadące na samym przodzie kolumny. Niestety, w bezpardonowej i bezmyślnej walce politycznej, jaka od lat toczy się w naszym kraju, nikt nie chciał wysłuchać podobnych argumentów, gdyż jej celem głównym jest zdeprecjonowanie każdego pomysłu oponenta, bez oglądania się na merytorykę sprawy. Na szczęście dla nas wszystkich, dowódca tego szczególnego rodzaju wojsk kontynuował realizację swoich planów i dziś – patrząc na działania ich ukraińskiego odpowiednika – już wiemy, że to on miał rację. Żołnierz pokazał, jak ważna jest wiara w siebie.
Wiara w siebie i we własne możliwości charakteryzuje wszystkie militarne formacje ochotnicze. Ich cechą szczególną jest to, że prawie zawsze walczą na własnym terenie, zaciekle broniąc swoich najbliższych i domu rodzinnego. Nie ma lepszej motywacji, niż troska o los małżonka, dzieci i zgromadzonej substancji majątkowej. Takiego żołnierza nie trzeba zbytnio motywować, bowiem on sam doskonale wie, jaki jest cel jego walki i dlaczego musi dać z siebie wszystko. Dlatego, pomimo lekkiego uzbrojenia, WOT są niezwykle niebezpieczne dla najeźdźcy.
Najeźdźcy kremlowscy, których ofensywa obecnie utknęła w miejscu, na własnej skórze przekonują się, co znaczy starcie ze zdeterminowanymi ludźmi broniącymi ziemi przodków. W przyszłości, jednym z głównych symboli chwały kijowskiej OT będzie ponowne umieszczenie ukraińskiego słupa na granicy z Rosją. Znając możliwości znakomitej propagandy wojennej naszych wschodnich sąsiadów, nie zdziwię się, jeśli będą oni próbowali z owego wydarzenia zrobić coś na kształt „sztandaru nad Iwo Jimą”. Uważam, że my też powinniśmy pójść tym tropem i próbować przekonać młodych ludzi, że obrona ojczyzny nie jest pustym książkowym frazesem, a ma realny wymiar materialny. Może to być trudne przy wielkiej aktywności moskiewskiej demagogii, jednak rzecz cała jest warta uwagi. Odpowiednio korzystając z wzorców ukraińskich należy starać się uświadomić własnemu społeczeństwu, że wróg jest do pobicia i dokonanie tego leży w naszym zasięgu, ale potrzebne jest zjednoczenie i wiara w siebie.
Howgh!