Za kilka tygodni, dokładnie 13 listopada 2021 roku, będziemy obchodzić szóstą rocznicę zamachów w Paryżu. Zginęło wówczas 137 osób, a ponad 300 zostało rannych, z czego 99 ciężko. Moi Czytelnicy zapewne zdają sobie sprawę, jaka to hekatomba, ale na wszelki wypadek dodam, że jeśli będziecie Państwo podróżować pociągiem PKP Intercity z Krakowa do Warszawy, to wiedzcie, iż w jednym wagonie jest nieco ponad setka siedzisk.
Cóż, musimy przyjąć, że część z owych ciężko rannych również zmarła, dlatego zaryzykuję tezę, iż ofiarami tamtych wydarzeń można byłoby zapełnić prawie dwa wagony kolejowe. Nie, nie napisałem powyższych zdań po to, aby roztaczać przed Wami obrazy rodem z horroru, ale chcę uświadomić wszystkim, co leży w zasięgu możliwości ośmiu uzbrojonych, wyszkolonych i zdeterminowanych wyznawców Allaha, którzy byli sprawcami opisanej masakry. Nie ukrywam, że wspomnienie mordu sprzed lat winno być już na zawsze swoistą terapią szokową.
Terapię szokową uznaje się za niezbędną wtedy, kiedy pacjenta charakteryzuje słabość intelektualna, zaburzenie lub cyniczne usiłowanie osiągnięcia jakiejś własne korzyści. Takim „pacjentem” – do tego zbiorowym – jest część opozycji parlamentarnej, żurnaliści czepiający się klamek drzwi wiodących do gabinetów liberalno-lewicowych polityków oraz ten komponent społeczeństwa, który nieopatrzenie uwierzył w klechdy o możliwości pokojowego współistnienia kultur chrześcijańskiej i islamskiej. Z wielkim smutkiem stwierdzam, że, niestety, potrzebujemy obecnie w Polsce mocnego wstrząsu informacyjnego, zanim dojedzie do nieszczęścia.
Oceniam, że debata z przedstawicielami opozycji i sprzyjającymi im dziennikarzami jest bezcelowa. Oni – doskonale zdając sobie sprawę z zagrożeń, jakie niosą kohorty śniadolicych imigrantów – zdania nie zmienią, ponieważ pędu do władzy owej grupy nie zatrzyma nawet wizja piekieł Dantego. Należy dotrzeć, i to nie przebierając w środkach, do zwyczajnych ludzi, by uświadomić im skalę nieszczęść, która może ich spotkać. Nie ma sensu uczyć się na błędach nadwiślańskich, skoro można sięgnąć do wydarzeń nad Sekwaną.
Nad Sekwaną, tuż po opisanym na wstępie akcie terrorystycznym, wprowadzono stan wyjątkowy, który obowiązywał aż do 1 listopada 2017 roku. Cały kraj funkcjonał prawie dwa lata w warunkach szczególnych, a podczas jego trwania przeprowadzono dwie tury elekcji prezydenckiej. Absolutnie nie zachęcam naszych rządzących do naśladowania podobnego rozwiązania, ale można tym argumentem szermować podczas starć medialnych, tym bardziej, że strona przeciwna wielokrotnie przytacza rozwiązania z „mitycznego” Zachodu.
Skoro takie panaceum zaaplikowano Francuzom, to można się na nie śmiało powoływać. Zdaję sobie sprawę, że sytuacja jest dla nas nowa i trudna, jednak musimy zrobić wszystko, by zadać kłam przysłowiu i być mądrymi „przed szkodą”. Wszystkich, mających zamiar zarzucić mi proponowanie rozwiązań amoralnych uprzedzam, że jestem na takie tezy nieczuły, gdyż polityki i bezpieczeństwa nie mierzy się wskaźnikami moralności, a skutecznością, dlatego uważam, że niezbędna jest terapia szokowa.
Howgh!