13 września 2017 roku Niemcy zastrzelili polskiego żubra. Zwierzę nic nikomu nie zrobiło, a mimo wszystko zostało zabite. Potężnego, ważącego niemalże tonę byka charakteryzowało umiłowanie wolności, które zawiodło go ze wschodniej rubieży naszego państwa aż w lubuskie lasy, gdzie król nadwiślańskiej puszczy żył sobie rok i nie spotkała go najmniejsza krzywda.
Niestety, pewnego dnia zwierzę postanowiło przeprawić się przez Odrę i tak znalazło się w teutońskiej części Europy, gdzie kula nemroda zakończyła jego żywot. Najbardziej interesujący jest w tym wszystkim fakt, że nie był to żaden przypadek i działanie pod wpływem impulsu, a wszystko odbyło się zgodnie z procedurą, przewidzianą w dobrze naoliwionej niemieckiej machinie decyzyjnej. Jeden z gospodarzy dostrzegł wędrującego osobnika i zawiadomił policję, ta przekazała wiadomość do lokalnej burmistrz, zaś kobieta poinformowała o fakcie straż pożarną i jakiś urząd.
Dalej akcja potoczyła się błyskawicznie, bowiem ściągnięto myśliwych i ci – nie posiadając ponoć środków usypiających – zwyczajnie stworzenie zabili. Gdy wieść dotarła do Polski, wtedy wszyscy po stronie niemieckiej zakrzyknęli jednym głosem, że rzecz cała odbyła się zgodnie z prawem. Wydarzenie owo pokazuje, jakie dzielą nas różnice w mentalności.
Różnice w mentalności – te oddzielające Słowian od Germanów – dodatkowo uwypukliły wypadki sprzed kilku dni, kiedy nasi żołnierze strzegący granicy polsko-białoruskiej, rozplątali zasieki, aby umożliwić przejście przez nie żubrowi i dołączenie do stada po rodzimej stronie rubieży. Nikomu nawet nie przyszedł do głowy pomysł uśmiercenia dumnego wędrowca, a w sprawę zaangażowały się osoby ze świecznika władzy, na czele z sekretarz stanu w Ministerstwie Klimatu i Środowiska, Małgorzatą Golińską.
Można i trzeba deliberować nad szczeblami oraz poziomami decyzyjności, bowiem w Niemczech, do użycia broni palnej, wystarczyła komenda lokalnego włodarza, zaś pod Tatrami – podczas jawnego i siłowego konfliktu z Mińskiem – w ratowaniu zwierzęcia partycypowali dostojnicy szczebla centralnego. To świadczy dobrze o nas, pomimo klangoru podniesionego przez niektóre opozycyjne media.
Opozycyjne media, kilka lat temu, nie tylko nie potępiły Niemców za zachowanie niegodne i wręcz bestialskie, ale chciały także uciszać i tresować Polaków oburzonych mordem. Dziś, nagle wyspecjalizowały się w ochronie przyrody i drą szaty, rozpaczając nad fauną cierpiącą z powodu bariery, budowanej w celu ochrony przed napływem nielegalnych imigrantów. Jakby tego było mało, autorytetem w dziedzinie opieki nad zwierzyną stał się PZPR-owski aparatczyk, Włodzimierz Cimoszewicz, były premier, który dekady temu powiedział proszącym o rządowe wsparcie powodzianom, że: "trzeba było się ubezpieczyć".
Na tych przykładach można przeprowadzić nie tylko ogólną analizę zachowania poszczególnych nacji, ale także zastanowić się nad podejściem mistrzów szpalty i pióra, jedynie dla zmyłki nazwanych dziennikarzami, do czynności wykonywanych przez władzę. Okazuje się, że służalcze umysły pochwalą każde, nawet najpodlejsze niemieckie zachowanie, ale z wielką zajadłością będą potępiać wszystko co rodzime. Obawiam się, że nic nie jest w stanie tego zmienić, ponieważ – przynajmniej obecnie – zbyt głębokie są różnice w mentalności.
Howgh!