W lutym 2022 r. nikt już nie deliberuje o kolejnych występach aktywistki klimatycznej – czymkolwiek ta profesja miałaby się zajmować – Grety Thunberg, ani, zrozpaczony nie rwie włosów z głowy, kiedy usłyszy frazę „ślad węglowy”.
Zamiast kolejnej odsłony ceremoniału ludzkiego zidiocenia i – nieproporcjonalnego do wagi – zajmowania się nadaktywnym dzieckiem, które w sposób zdumiewający wkroczyło w dorosły świat, mamy podniebny, transoceaniczny ruch rojów poczciwych transportowców wojskowych, przenoszących w swoich przepastnych kadłubach tysiące gotowych do walki spadochroniarzy. O niezmierzonych tabunach tradycyjnych czołgów, z których każdy spala niemal pół tony oleju napędowego w ciągu doby nawet nie wspominam, gdyż moi Czytelnicy doskonale o nich wiedzą, choćby z wiadomości serwowanych na szklanym ekranie.
Z nieznanych powodów, zniknęli gdzieś wszyscy obrońcy przyrody, którzy powinni protestować przeciwko rzezi drzew, jakiej, w rosyjskich i białoruskich lasach dokonują sprzymierzone, moskiewsko-mińskie wojska inżynieryjne, przygotowując w ten sposób drogi dla maszerujących kolumn pancernych. Świat nagle stał się mniej restrykcyjny w przywołanej powyżej materii, a zbliżający się konflikt zbrojny ukazał inne, klasyczne oblicze trwogi.
Oblicze trwogi, to teraźniejsze, jest prawdziwe, gdyż ludzie od zarania dziejów obawiają się śmierci, zranienia, pożogi i utraty zgromadzonych dóbr. Niestety, szeroko rozumiana cywilizacja zachodnia, sama sobie sprokurowała obecne stresy, gdyż, zajmując się przez lata wyimaginowanymi, ale dochodowymi dla wąskiej grupy osób problemami, straciła z oczu rzeczy ważne. Szaleństwo, pozwalające na wyciskanie z ludzi bajońskich sum, a ukryte pod nazwą „ekologii”, doprowadziło do sytuacji, kiedy ćwiczące przed inwazją wojska rosyjsko-białoruskie, wystrzeliły tysiące rakiet i miliony sztuk amunicji, zaś gąsienice wozów bojowych stratowały florę na niezmierzonych obszarach ziemskich. A przecież można było uniknąć kłopotów.
Uniknąć kłopotów można było wywierając nacisk na Niemcy, aby te porzuciły budowę Nord Stream 2. Wystarczyło, za pomocą podpisanego piórem wiecznym dokumentu, utrzymać sankcje na gazociąg i wyizolować agresywną Rosję na arenie międzynarodowej. Niestety, w lipcu roku 2021, amerykańska administracja prowadzona niepewną ręką prezydenta Joe Bidena, dała się uwieść odchodzącej na polityczną emeryturę Angeli Merkel i zdjęła obostrzenia z owego nieszczęsnego projektu energetycznego.
Dziś, ci sami infantylni politycy, którzy wtedy dali wiarę zapewnieniom Putina o komercyjnym charakterze infrastruktury przesyłu „błękitnego paliwa”, nerwowo wysyłają żołnierzy na Stary Kontynent, zwołują kolejne narady i wygłaszają napuszone przemówienia. Z ubolewaniem stwierdzam, że żaden z decydentów nie pochylił się nad zanieczyszczeniem mórz, jakie generują lotniskowce, ani ociepleniem klimatu, do którego przyczyniają się rozgrzane lufy, prowadzących ogień armatohaubic. Czyżby nikogo już nie martwiła przyszłość planety? Obstawiam, że po deeskalacji wojennego napięcia problem znów powróci, bowiem kwoty na
rachunkach bankowych muszą się zgadzać, ale my będziemy już nieco mądrzejsi i nie możemy dać się znów nabrać, pamiętając o tym prawdziwym, wojennym obliczu trwogi.
Howgh!