Jeśli w Międzynarodowym Biurze Wag i Miar w Sèvres zechcą wystawić kiedyś wzorzec leniwości, to powinni eksponować tam moją grzeszną powłokę cielesną zatopioną w formalinie.
Nie, Drodzy Państwo, nie jestem bufonem pchającym się na piedestał, a jedynie luźno przytoczyłem słowa mojego przełożonego, które wygłosił ponad półtorej dekady temu. Uwaga była cierpka, ale faktem jest, że wówczas wykonałem coś bardzo niestarannie i pryncypał miał pełne prawo dać mi ostrą burę. Później nastąpiła „obróbka skrawaniem” mego ciała i ducha, polegająca na stawianiu konkretnych, złożonych zadań i bardzo szczegółowym rozliczaniu z ich wykonania. Myli się jednak ten, który sądzi, że zwierzchnik stał mi nad głową i ciągle patrzył na ręce. Otóż nie! On zrobił to po mistrzowsku i bez większego nakładu sił ze swojej strony.
Mianowicie codziennie rano wzywał mnie do siebie, mówił, co mam sprokurować, a następnie, tuż przed zakończeniem wykonywania obowiązków służbowych w danym dniu, pytał o wnioski końcowe oraz sposób ich pozyskania. Tutaj nie dało się markierować i, faktycznie, zostałem zmuszony do solidnej, systematycznej pracy, a dziś to samo zaleciłbym krakowskiej prawicy, która, niestety, wpadła w letarg międzywyborczy.
Letarg międzywyborczy powinien zostać natychmiast zakończony, jeśli podwawelski PiS chce osiągnąć przyzwoity wynik w kolejnym wyścigu do fotela prezydenta Miasta Królów.
Ostatnia kampania samorządowa wołała o pomstę do nieba i była tylko zmarnotrawieniem potencjału Małgorzaty Wassermann. 6 października 2018 r., w ciepłe sobotnie popołudnie, wybrałem się do nowohuckiej Alei Róż, aby zobaczyć, jak pani poseł radzi sobie w bezpośrednim kontakcie z ludźmi. Nie ukrywam, że ogarnęło mnie przerażenie, gdy zobaczyłem ten bałagan organizacyjny. Minibus z kandydatką przyjechał spóźniony, ekipa asystująca bezładnie kręciła się w miejscu, a jej poszczególni członkowie wysyłali nieskoordynowane sygnały do towarzyszących mediów. Zabrakło zdecydowanie jednego konkretnego człowieka, który chwyciłby wodze w swoje ręce i zapanował nad załogą.
Całe spotkanie trwało kilkanaście minut, po czym światła kamer wygaszono, a statywy mikrofonów powędrowały spokojnie do pokrowców. Najgorszy jest zaś fakt, że krakowianie stojący w kolejce do pobliskiej lodziarni nawet nie wiedzieli, co się tak naprawdę dzieje. Niestety, muszę posłużyć się zdaniem mego matematyka, który, oddając mi sprawdzian, skomentował rzecz dość brutalnie: „Oto dolny poziom stanów niskich”. Stanów niskich mamy w polityce dostatek, więc dobrze byłoby przystąpić do ich podwyższania. Może ktoś z decydentów nakazałby grupie specjalistów dokonanie analizy wyników ostatnich wyborów, zrobił mapę dzielnic, gdzie osiągnięcia były najsłabsze, i zaczął rozmawiać z ich mieszkańcami, pytając o najbardziej palące problemy.
Rok 2023 nadchodzi wielkimi krokami, dojdą do tego wybory parlamentarne i znów wyjdzie, że wszędzie brakuje ludzi, sprzętu i pieniędzy, więc zacznie się prowizorka i robota na ostatnią chwilę. Proponuję wziąć się do działania już teraz i zakończyć obecny letarg przedwyborczy.
Howgh!
Autor jest emerytowanym oficerem wojsk powietrznodesantowych. Imię i nazwisko do wiadomości redakcji