Gdybym siedział na jakimkolwiek stanowisku w Sztabie Generalnym Sił Zbrojnych Federacji Rosyjskiej, to opracowałbym szczegółowy plan działań mylących skierowanych przeciwko Polsce.
Nie chcę zanudzać moich Czytelników zagadnieniami operacyjno-strategicznymi, dlatego w sposób beletrystyczny postaram się przedstawić ową ideę. Otóż, zaproponowałbym moim przełożonym, by ci wydali serię rozkazów skierowanych do wyselekcjonowanych dowódców okręgów wojskowych, nakazujących im przegrupowanie części podległych wojsk z głębi Rosji na teren obwodu kaliningradzkiego i Białorusi.
Naturalnie, wykonywane manewry musiałyby nosić wszelkie znamiona prawdziwych działań, dlatego należałoby owe związki operacyjne wcześniej uzupełnić do etatów wojennych rezerwistami, ukompletować brakującym sprzętem ściągniętym z gospodarki narodowej, uprzednio odpowiednio go zaadaptowawszy, a także pobrać ze składnic zapasy amunicji, paliw i innych środków niezbędnych do prowadzenia walki. Następnie, już w czasie transportu czołgów koleją, zrobiłbym pokaz sprawności obrony przeciwlotniczej, sił powietrznych i pododdziałów walki radioelektronicznej, aby uświadomić Warszawie, że żartów nie ma. Tak winno się rozpocząć zabawę, w której Rosjanie są mistrzami, mianowicie grę nerwów.
Grę nerwów Kreml musiałby zainicjować już na pierwszą wieść o tym, że nasze państwo zamierza przekazać stronie ukraińskiej ponad 200 zmodernizowanych czołgów T-72, czyli w kwietniu 2022 r. Operacja przerzutu wojsk w pobliże granic NATO nie uszłaby uwadze satelitów, a wtedy amerykańscy sojusznicy byliby zobligowani powiadomić nas o owych ruchach wrażych kohort. Nie ma na świecie dowódcy, który oddałby własny sprzęt jakiemukolwiek bratniemu państwu wiedząc, że przeciwnik stara się bezpośrednio zagrozić jego krajowi. Jednak Ukraińcy otrzymali wozy bojowe, więc domniemywać należy, że nasi analitycy dysponowali pełną wiedzą o niemożności stworzenia przez Kreml zagrożenia u bram Polski i rekomendowali ministrowi obrony narodowej przekazanie śmiercionośnych pojazdów. Z czasem okazało się, że to dopiero początek wsparcia.
Wsparcie udzielane Kijowowi jest kontynuowane i kilka dni temu znów gruchnęła wieść, że partia polskich czołgów PT-91 „Twardy” dotarła do naszych wschodnich sąsiadów. Moskwa przygląda się temu biernie, ograniczając ofensywę do produkowania bełkotu medialnego o wspieraniu przez Warszawę ukraińskich „faszystów”, co skwapliwie podchwytują rosyjskie wypustki umiejscowione w nadwiślańskiej przestrzeni medialnej. Putin już nie usiłuje nas straszyć, gdyż wie, że na chwilę obecną nie mamy się czego bać, a jego armii nie stać nawet na wykonanie prostego manewru, który zmusiłby Polskę do przerwania dostaw techniki bojowej dla Ukraińców. Ze standardowymi zagrywkami Kremla, deprecjonującymi nasz kraj na arenie międzynarodowej, jesteśmy oswojeni, a siłowo zagrozić nie są już w stanie. Gdy odczytają Państwo kolejny komunikat o tym, że rozbroiliśmy się wysyłając wozy na wschód, to pomyślcie, że, szczęśliwie dla nas, tanki płoną pod Charkowem, a nie pod Hrubieszowem, zaś całą reszta jest tylko grą nerwów.
Howgh!