Wrocławskie emerytki, zamiast nudzić się w domu, spruły stare swetry i chwyciły za szydełka. Wspólnie pomagają dzieciom i mają sto pomysłów na minutę. Każdy może do nich dołączyć
Nie jest dobrze tylko brać. Czasami trzeba i od siebie coś dać - mówi Czesława Wróblewska, nawijając włóczkę na palec. W rękach trzyma druty, spod których wyłaniają się kolejne oczka. W ten sposób ona i jej koleżanki zrobiły ponad 70 dziecięcych czapek, które oddały dzieciom z całego świata na cele charytatywne. Ba, mają zamiar działać dalej i pomagać - tym razem potrzebującym wrocławskim dzieciom.
Do Dnia Dziecka czasu jeszcze sporo, mogą więc powstać setki czapek, szalików i kocyków. Włóczkersi - bo taką nazwę przejęła grupa - zapraszają do wspólnego dziergania. Każdy może do nich dołączyć. Spotykają się w klubie seniora przy ul. Dyrekcyjnej i razem robią na drutach.
Właściwie to Włóczkerki, bo żaden pan nie został tam na dłużej.
- Był pan Aleksander, nasz pensjonariusz, ale zrezygnował - śmieje się Wioletta Szkudlarek, opiekunka grupy. Jedynym męskim bywalcem spotkań jest pies Atos. Kładzie łeb na kolanach swojej pani, Marianny Serneckiej i pilnuje, by sprawnie nawlekała kolejne oczka.
Panie spotykają się od niedawna. Zaczęły dziergać czapki na drutach. Dotarła do nich informacja, że poznańska Fundacja Pomocy Humanitarnej Re-demptoris Missio poszukuje takich czapeczek i wysyła je do dzieci na całym świecie, m.in. do Iraku i Afganistanu. Fundacja zbiera je już od kilku lat, postanowiły więc ją wesprzeć. Na zdjęciach zobaczyły uśmiechnięte dzieci, widziały, że ich czapki dzięki fundacji naprawdę trafiają na drugi koniec świata. Aż serce rosło! Od fundacji przejęły nazwę „Włóczkersi”, ale na czapeczkach ich pomysły się nie skończyły.
- Nasze panie mają pomysły na każdy dzień roku, co kolejna, to nowy. Co inny rozum, to następna technika - opowiada Magda Janowska, kierownik działu promocji w domu opieki Angel Care.
- Z tym rozumem to w naszym wieku różnie bywa... - uśmiecha się Narcyza Bryła, emerytka, robiąc na drutach małe kwadraciki na pled. - Ten pledzik to mój pomysł - cieszy się i pokazuje kolorowe kwadraty ułożone na stole. Wraz z panią Czesią produkuje ich cały zapas, a potem obie panie połączą je obwódką. - Czarną... A może białą? - dyskutują. Położyły kwadraciki na stole i już dyskutują, jak je połączyć. Część pracy trzeba wykonać w domu, ale każda z nich ma na emeryturze mnóstwo wolnego czasu.
Dyskusji o kolorach, wzorach i fasonach jest zresztą mnóstwo, ale panie mają gust - to trzeba przyznać. Każda czapka wykonana dla dzieci była inna. Pledy są różne: wydziergane różnymi splotami, trójkątne, kwadratowe, wielokolorowe i jednolite. Panie robią ich kilka dla pensjonariuszy domu opieki, w przerwie na szukanie kolejnej placówki dziecięcej, której mogą pomóc.
Już urodziły się pomysły na ubranka dla dzieci. Mają zamiar poszukać wzorów w czasopismach dziewiarskie i zrobić czapeczki, szaliki albo koce dla maluchów. Wybiorą jakiś dom dziecka, szpital, klinikę albo przedszkole. Mają zamiar wręczyć maluchom swoje rękodzieło w Dzień Dziecka.
Tymczasem są okolice Dnia Babci. Panie rozmawiają o tym, co wnuki dla nich przygotowały.
- U mnie na pewno się pojawią - cieszy się pani Narcyza. W Dzień Babci Włóczkerki też przyszły do swojej „szydełkowni” przy Dyrekcyjnej, bo przygotowano ćwiczenia dla seniorów i warsztaty taneczzne.
Rozmowa o wnukach nigdy się nie kończy. Do kogoś maluchy przyjechały w Dzień Babci z Leśnicy, inna pani upichciła coś dobrego, trzecia kibicowała wnuczce, bo ta akurat wyjechała na zgrupowanie sportowe...
W grupie jest kilka pań - przychodzą po pięć-sześć, ale im więcej rąk do pracy, tym lepiej. Uczą się też nowych technik i ćwiczą je na sobie. Porobiły różne swetry i czapki na własny użytek, ale nie sprawia im to takiej frajdy, jak pomaganie innym. - Ten sweterek sama sobie wydziergałam - pokazuje pani Marianna.
- A ja mam swojej roboty beret z takim długim szalem. Wyglądam w tym jak stary moher - żartuje Narcyza Bryła. Jednak panie przekonują, że przecież berety są w modzie...
Kolejne minuty nie mijają w ciszy. Włóczkerkom buzie się nie zamykają, bo mają więcej energiim, niż niejeden młody. Kiedy panie wspominają o nadcho-dząych zajęciach z ulubionym fizjoterapeutą, można im tylko pozazdrościć humoru i pogody ducha. - Starym ludziom czegoś takiego potrzeba - dodaje na poważnie pani Narcyza.
- A nie tylko czekać w domu, gdzie teraz człowiekowi jakiś ból wylezie - wtóruje jej Marianna Sernecka. Panie przytakują, że o wiele lepiej dziergać, niż siedzieć samemu w domu. Pamiętają czasy, gdy dzierganie było bardzo rozpowszechnione. - 20-50 lat temu, jak się czegoś samemu nie zrobiło na drutach, to się nie miało - opowiada pani Marianna.
Włóczkę na swoje dzieła zdobywają same. Zaprzęgły też swoich znajomych do przeszukiwania szaf. Prują stare swetry i mają surowiec z odzysku. Można też dostarczyć im swoją, jeśli mamy jej w domu za dużo.