Witaj, nowy wspaniały świecie, czyli od neuroplastyczności do cyborgizacji

Czytaj dalej
Fot. 123RF
Anita Czupryn

Witaj, nowy wspaniały świecie, czyli od neuroplastyczności do cyborgizacji

Anita Czupryn

O odkryciach dotyczących zdolności naszego mózgu, perspektywach zmiany ludzkiej kondycji, o tym, jak nowe technologie zmienią nasze postrzeganie tożsamości i wolności, i jakie wyzwania czekają na nas tuż za rogiem – mówi Jakub B. Bączek, trener mentalny mistrzów świata i olimpijczyków oraz ludzi biznesu.

Do tej pory, w powszechnej opinii uznawało się, że to ludzka wyobraźnia nie zna granic. Ostatnie odkrycia sugerują jednak, że również potencjał ludzkiego mózgu może być nieograniczony. Co mówią badania?

Witaj, nowy wspaniały świecie, czyli od neuroplastyczności do cyborgizacji
archiwum prywatne Jakub B. Bączek Trener mentalny, coach sportowców, autor ponad 20 książek. Wykładowca studiów MBA na Akademii Leona Koźmińskiego, ekspert telewizyjny, mówca inspiracyjny. Twórca Akademii Trenerów Mentalnych i popularnych projektów szkoleniowych w Polsce i za granicą.

To Albertowi Einsteinowi przypisuje się pogląd, że wyobraźnia nie zna granic. Ta idea przez długi czas dominowała w naszym myśleniu. Dzięki postępom w dziedzinie psychologii, a w szczególności za sprawą badań nad neuroplastycznością mózgu, nasze rozumienie potencjału ludzkiego mózgu uległo znaczącej zmianie. Badania naukowe wykazują, że mózg posiada zdolność do przekształcania się i adaptacji, co oznacza, że możemy mieć znacznie większy wpływ na naszą osobowość i nawyki, niż wcześniej sądziliśmy. W skrócie, nasz mózg jest plastyczny. A to otwiera przed nami nowe możliwości rozwoju.

Co dokładnie rozumiemy pod pojęciem neuroplastyczności mózgu?

Neuroplastyczność, czyli plastyczność mózgu, odnosi się do zdolności tkanki nerwowej do przekształcania się i adaptacji. W praktyce oznacza to, że nasz mózg jest w stanie „przeprogramować” swoje połączenia nerwowe w odpowiedzi na nowe doświadczenia. Choć budowanie nowych nawyków może nie być łatwe – co doskonale wiemy choćby z porzucanych przez nas bardzo szybko co roku postanowień noworocznych – to jednak stałe powtarzanie określonych czynności może nie tylko zmodyfikować nasze nawyki, ale również sposób, w jaki funkcjonują nasze połączenia nerwowe. To odkrycie rzuca nowe światło na naszą zdolność do osobistego rozwoju i adaptacji.

Różni guru z internetu obiecują, że ich kursy potrafią zmienić nasze nawyki w ciągu kilku godzin czy dni. Jak to wygląda w rzeczywistości? Ile czasu naprawdę potrzeba, aby wprowadzić trwałą zmianę w naszym życiu?

Każdy z nas jest inny i czas potrzebny na wprowadzenie zmian może się przez to także różnić. Znam przypadki, kiedy kryzysowa sytuacja życiowa, jak diagnoza poważnej choroby, skłoniła kogoś do natychmiastowej i radykalnej zmiany nawyków – czasem więc wystarczy jeden dzień. Takie sytuacje, choć dramatyczne, często są efektem desperacji. Jednak dla większości z nas, nie czarujmy się, ważne zmiany życiowe to nie są kwestie odbywające się między wtorkiem a środą. Ten proces jest znacznie dłuższy i wymaga stałej determinacji oraz konsekwencji. Przykładowo, da się oczywiście ukształtować nawyk uprawiania większej ilości sportu, zdrowszego jedzenia, czy okazywania większej cierpliwości dla dzieci. Ale nie będę tu mydlić oczu, jak robią to „guru z internetu”, bo są to procesy, które wymagają czasu i nie dzieją się z dnia na dzień. Nie powinniśmy dać się zwieść łatwym obietnicom, że zmiana nastąpi szybko i bez wysiłku. Rzeczywista transformacja wymaga od nas ciężkiej pracy i zaangażowania.

Musi być ten wysiłek?

Osobiście nie znam innego sposobu na osiągnięcie prawdziwej zmiany. Zarówno sportowcy, z którymi współpracuję, jak i biznesmeni, których mam okazję czasem mentorować, to ludzie, którzy osiągnęli sukces dzięki ciężkiej pracy. To nie jest tak, że w weekend staną się zwycięzcami; to wynik tego, ze przez ostatnie 10 lat pracowali ciężko w tym, w czym się specjalizują. To dlatego właśnie są znani, lubiani i zamożni, dlatego podziwiamy ich osiągnięcia i podajemy ich jako przykład.

Ale chyba można tak pracować, aby to było przyjemne. Wystarczy, że codziennie na przykład poświęcę 10 minut, aby nauczyć się języka koreańskiego. Albo 30- minutowy codzienny spacer pozwoli zachować dobrą sylwetkę. Nie ma mowy o wysiłku, o zarzynaniu się. Jednak paradoksalnie, znacznie trudniej jest utrzymać stały poziom motywacji każdego dnia, niż wykazać się nadludzkim wysiłkiem sporadycznie, kiedy pojawia się nagły przypływ motywacji. To właśnie w takich momentach działamy z największą determinacją…

Zwłaszcza w okolicach Nowego Roku, w czasie pisania postanowień.

Tak jest! Brawo, pani redaktor! Nawet jeśli dzisiaj nauczyłbym się 100 słówek koreańskiego, bo jestem w transie nauki i strasznie się tym „jaram”, to i tak przegrywam tę rywalizację z kimś, kto uczy się mniej ale codziennie. Podobnie jest z dietą: mogę dzisiaj nie zjeść nic, zero kalorii, odchudzam się, jednodniowy post wydaje się imponujący. Ale zdrowiej i skuteczniej będzie, jeśli przez kolejny miesiąc pozostanę na rozsądnym deficycie kalorycznym. Wówczas schudnę z większym prawdopodobieństwem utrzymania nowej wagi, niż robiąc dzisiaj czy przez kolejne dni całkowity post od jedzenia. Co zresztą prawdopodobnie mi się uda, bo będę działał dzięki mocnej aczkolwiek nietrwałej motywacji, której na tych kilka dni jednak w zupełności mi wystarczy. Motywacja, choć ważna, jest często przereklamowana, bo nie jest czynnikiem, pozostającym wciąż na takim samym poziomie. Z czasem spada i o naszym sukcesie decyduje w największej mierze dyscyplina, a nie motywacja do zmiany życia.

Coraz więcej dzisiaj czasu spędzamy przed ekranem komputera, albo z telefonem komórkowym. Czy istnieje sposób, aby wykorzystać to na naszą korzyść?

Era zaawansowanej technologii generalnie nie sprzyja temu, żebyśmy rozwijali nasze mózgi. Powiedziałbym nawet, że jest wręcz przeciwnie. Pozwalamy, aby urządzenia elektroniczne przejmowały funkcje, które kiedyś angażowały naszą aktywność umysłową. Na przykład, zamiast wykonywać obliczenia matematyczne w głowie, sięgamy po kalkulator w telefonie. Kiedyś, żeby dojechać do znajomej używaliśmy mózgu – dziś używamy GPS. Kiedyś pamiętaliśmy numer telefonu do mamy, taty czy brata – dziś tego nie robimy, bo pamięta to za nas nasz mózg elektroniczny czyli smartfon. Można by powiedzieć, że obecne czasy sprzyjają zanikowi naszych umiejętności kognitywnych. Jednakże, odpowiadając na pani pytanie, nawet w tej technologicznej dżungli istnieją sposoby, by korzystać z nowoczesnych narzędzi na naszą korzyść. Możemy wybierać aplikacje edukacyjne do uczenia się języków, rozwiązywać łamigłówki typu szachy czy sudoku, czy poświęcać czas na słuchanie inspirujących wykładów i prezentacji TEDx. To wszystko są przykłady wykorzystania technologii, które mogą wspierać rozwój naszego umysłu.

Tylko tyle i... aż tyle?

Myślę, że to już dużo, biorąc pod uwagę, jak technologie mogą wpływać na naszą uwagę i czas. Modele biznesowe wielu platform, takich jak na przykład Facebook, prowadzone przez osoby typu Mark Zuckerberg, niekoniecznie mają na celu to, żebyśmy stali się bardziej inteligentni, twórczy i żebyśmy coraz więcej wiedzieli o realnym świecie. Ich głównym celem jest przyciągnięcie naszej uwagi, którą następnie można sprzedać reklamodawcom. Korzystają z naszego bezrefleksyjnego używania mediów społecznościowych. A to wcale nie polega na tym, że idziemy do przodu; powiedziałbym wręcz, że używając niektórych mediów społecznościowych często niezauważenie uwsteczniamy się cywilizacyjnie.

Często spotykam się z tezami, że ludzie wykorzystują tylko niewielką część potencjału swojego mózgu. Opinie są podzielone: jedni twierdzą, że to tylko 10 procent, inni – że aż 90 procent. Jak to naprawdę jest? Czy każdy z nas może poprawić swoje umiejętności poznawcze? Jeśli tak, to w jaki sposób?

Mit o wykorzystywaniu zaledwie 10 procent mózgu został już dawno obalony. To nieprawda – współczesna nauka pokazuje, że wykorzystujemy znacznie większą część naszego mózgu. Zgadzam się z tym, że mamy potencjał do poprawy wielu funkcji kognitywnych. Jesteśmy w stanie poprawić pamięć, uważność, funkcje kreatywne; jesteśmy też w stanie liczyć lepiej w pamięci. Wystarczy, żeby odebrano nam na rok telefon – gwarantuję, że przypomnimy sobie tabliczkę mnożenia. Tylko że znowu – to wymaga wysiłku. Proszę zwrócić uwagę – świat jest tak przebodźcowany i daje nam tak wiele ofert, że nie zawsze naszym priorytetem jest na przykład rozwój pamięci, czy lepsza gra w szachy, albo zapamiętywanie numeru telefonu. Mamy tak duży dostęp do różnych usług, do upiększania się, do odmładzania się, do rozrywki, do eksploracji swojej seksualności, do używek, do ciuchów, że nie zawsze starcza nam czasu w ciągu tego raptem 24-godzinnego dnia, żeby zrobić coś dla swojego mózgu. Pod tym kątem, myślę, stajemy się wtórnymi analfabetami. I ten wtórny analfabetyzm jest dziś obecny właśnie przez rozwój cywilizacyjny.

Skoro wspomniał Pan o używkach, to najnowsze badania wskazują, że jest możliwe samodzielne wyjście z uzależnienia. Jak to działa?

To kwestia związana znowu z neuroplastycznością mózgu. Wierzymy, że mózgi uzależnione – niezależnie od źródła dopaminy, czy to będzie alkohol, hazard, seks, zakupy, narkotyki, czy nawet jedzenie – są w stanie znaleźć alternatywne metody generowania tego neurotransmitera. Pewnie każdemu z czytelników, a również pani i mnie zdarzyło się czuć bardzo szczęśliwym, ale bez udziału używek – tylko przez to, że przytuliliśmy się do kogoś bliskiego, albo zdobyliśmy szczyt góry z pięknym widokiem. To pokazuje, że istnieją zdrowsze sposoby na uzyskanie tego rodzaju dopaminowego haju. Czy to jest łatwe? Nie. Czy się da? Tak.

Kiedy paliłam, uświadomiłam sobie, że coraz częściej sięgałam po papieros, bo mój mózg coraz częściej domaga się nagrody. Po każdym „sztachnięciu” reagował wystrzałem dopaminy, ale tak naprawdę to było wielkie oszustwo, bo w istocie sobie szkodziłam.

Zdecydowanie! Ale jeśli po raz pierwszy od lat nie zapalimy papierosa albo nie wypijemy drinka – mówimy wtedy o efekcie odstawiennym albo syndromie abstynenckim – to nasz mózg, cały nasz system nerwowy wariuje. Nasz organizm może zareagować ekstremalnie, na przykład zamanifestuje drżenie rąk, zapominanie słów czy suchość w gardle. To właśnie ten moment, gdy nasz układ nerwowy domaga się „nagrody”, do której się przyzwyczaił. No i bardzo potrzebujemy znowu wrócić do tego, co nam ten układ nerwowy regulowało. Ale na tym właśnie polega zwycięstwo, że mamy coś takiego, co nazywamy silną wolą. To wykracza poza religię czy filozofię, ma swoje fundamenty w biologii. Nasza silna wola może powiedzieć nam, że gra razem z nami w jednej drużynie – nie sięgam po alkohol, nie sięgam po papieros, bo tak zdecydowałem/zdecydowałam i na dłuższą metę wiem, że robię dobrze, nawet jeśli dzisiaj cierpię.

To są wspaniałe zwycięstwa choć osobiste i intymne.

Są wielkie! Pokazują, jak wielką posiadamy moc sprawczą i jak możemy kształtować naszą rzeczywistość na lepsze.

Najnowsze badania podkreślają również rolę neuroplastyczności mózgu w procesie radzenia sobie z traumą. Jak możemy wspierać ten proces leczenia?

Współczesne podejście nie wyklucza tego, co się wydarzyło w przeszłości; nie zaprzeczamy, że tego nie było. Według współczesnej psychologii nie chodzi o to, by zapominać o traumatycznych wydarzeniach. Chodzi o to, że one będą w naszej pamięci, ale my pomimo tych wspomnień nauczymy się żyć. Na przykład, w przypadku doświadczenia molestowania seksualnego, nie chodzi o to, aby zapomnieć, że do tego doszło – co jest mało prawdopodobne – ale o zrozumienie, że chociaż te wydarzenia miały miejsce w przeszłości, nie muszą one nas definiować, ani kształtować naszej teraźniejszości. Chodzi o to, żeby osoba, która tego doświadczyła, nauczyła się żyć z tymi wspomnieniami, budować głębokie relacje, nie obawiać się intymności i przykładowo nie postrzegać wszystkich mężczyzn jako zagrożenia. W ten sposób, mimo traumy, jest możliwe funkcjonowanie i osiągnięcie szczęścia.

Skoro neuroplastyczność mózgu może pomóc nam w radzeniu sobie z nawykami, używkami i traumą, czy istnieją sposoby na wyleczenie lub przynajmniej opóźnienie rozwoju chorób takich jak Alzheimer czy Parkinson?

To śmiała teza, aby uzdrowić się całkowicie z tych chorób, liczyłbym tu raczej na zewnętrzną pomoc specjalistów, czyli w tym przypadku geriatrów albo kognitywistów i oddał się w ręce zachodniej medycyny. Natomiast co do drugiej tezy, którą pani stawia – żeby opóźnić chorobę – tu mamy już szeroką wiedzę, że aktywność fizyczna, poczucie sensu i misji w życiu, zdrowe relacje emocjonalne, jedzenie orzechów, suplementowanie się żelazem i cynkiem, dostęp do natury, to są czynniki, które mogą sprawić, że nawet jeżeli mamy potencjał genowy do wystąpienia tej choroby, to opóźnimy ją, a kto wie, może nawet jej unikniemy. Natomiast byłoby nieetycznym, gdybym mówił, że wystarczy pozytywnie myśleć, bo to będzie zdecydowanie za mało.

Co naprawdę oznacza „pozytywne myślenie”? Mam wrażenie, że ostatnio spotyka się ono z pewną krytyką?

To przywieziona przez amerykańskich mówców motywacyjnych bardzo romantyczna idea, która mówi o tym, że wystarczy codziennie uśmiechać się do lustra, a wieczorem zapisać trzy rzeczy za które jest się wdzięcznym, i wszystkie nasze problemy same się rozwiążą. Okazuje się że nie, że to może być za mało. Niekiedy potrzebujemy farmakoterapii, niekiedy potrzebujemy rozmowy z psychiatrą, niekiedy potrzebujemy iść na terapię i porozmawiać z psychoanalitykiem, psychoterapeutą czy trenerem mentalnym, a niekiedy po prostu musimy zmienić swoje środowisko. Zwłaszcza, jeśli nasze środowisko to osoby, które przy każdym spotkaniu piją alkohol, chorują na otyłość i nas samych motywują do zmiany nawyków na złe, czy złoszczą się na polityków i to jest główny temat do rozmowy z nimi. Z pewnością nie jest to środowisko, które posłuży profilaktyce i nie pomoże nam pozytywnie myśleć o naszej codzienności…

Wiele starszych osób, które znam, zapobiegawczo przeciwko chorobie Alzheimera rozwiązuje krzyżówki.

Cudownie!

Ale to wcale nie zapobiega Alzheimerowi.

Same krzyżówki nie, ale lepszy taki bodziec niż oglądanie telewizji od rana do nocy. Niedawno wydałem książkę, którą napisałem z panią prezydentową Jolantą Kwaśniewską o samotności, „Tacy sami”, w której znalazły się wywiady ze znanymi polskimi postaciami (m.in. Andrzejem Sewerynem, Markiem Kondratem czy Teresą Lipowską). Jednym z wniosków, który można wyciągnąć z jej lektury jest to, żeby bez względu na wiek stymulować nasz mózg i traktować to jako proces ciągły, a nie ograniczony tylko do okresu edukacji. Chociaż sama aktywność intelektualna, jak rozwiązywanie krzyżówek czy sudoku, uczenie się nowego języka czy zdobywanie nowych umiejętności, takich jak prawo jazdy po pięćdziesiątce, nie wystarczą samodzielnie, to w połączeniu z innymi działaniami – takimi jak otwartość na nowe doświadczenia, słuchanie, dyskutowanie, obserwowanie świata oraz bliskość z innymi ludźmi – mogą znacząco zmniejszyć ryzyko chorób neurodegeneracyjnych i sprawić, że Alzheimer będzie dla nas mniej groźny.

Poza regularną aktywnością fizyczną, uczeniem się nowych rzeczy i odpowiednią dietą, jakie jeszcze działania mogą wspierać nasz mózg, aby był zdrowy i szczęśliwy?

Odniosę się do pięknej książki pod tytułem „Niebieskie strefy”, która analizuje te regiony na świecie, w których statystycznie mieszka więcej osób dożywających wieku stu lat, niż gdziekolwiek indziej. Co sprawia że w tych konkretnych punktach na mapie nazwanych właśnie niebieskimi strefami, mieszkają osoby długowieczne częściej niż na przykład w Nowym Jorku czy w Warszawie. Przykładem jest Okinawa w Japonii czy Sardynia we Włoszech. Analiza tych „niebieskich stref” pokazuje, że głównym czynnikiem sprzyjającym długowieczności są relacje międzyludzkie. Na dziesięć wniosków, aż siedem dotyczy jakości naszych interakcji z innymi – czy to przyjaźń, bliskie relacje rodzinne, autentyczność w kontaktach zawodowych, umiejętność wybaczania, pokora w przyjmowaniu przebaczenia. Współczesna psychologia podkreśla, że nasze emocjonalne środowisko, czyli jakość relacji z ludźmi, z którymi najczęściej się kontaktujemy, ma znaczący wpływ na nasze zdrowie w późniejszym wieku.

Piękna perspektywa!

Ale też idealistyczna. Gdyby jednak choć jedną lekcję wyciągnąć z tego, o czym mówimy i zastosować ją w życiu, to będzie wielki sukces.

Jakie są najbardziej obiecujące kierunki badań w dziedzinie neuroplastyczności i co Pana najbardziej ekscytuje jeśli chodzi o przyszłe odkrycia?

Fascynuje mnie wizja, którą przed laty nakreślił Stanisław Lem, że prędzej czy później będziemy zmierzać w stronę cyborgizacji. Czyli że do tkanki biologicznej, którą mamy w naszym ciele, będziemy włączać elementy elektroniki. Proszę zwrócić uwagę, że w pewnym sensie to już się dzieje. Korzystamy już z urządzeń takich jak smartfony czy laptopy, choć na razie pozostają one poza tkanką naszego ciała. Wiele wskazuje na to, że za jakiś czas będziemy mieli fragment elektroniki w tkance biologicznej. Chiny już się zastanawiają się nad tym, czy zamiast paszportów nie byłoby dobrze czipować ludzi, tak jak w Europie czipuje się pieski. Być może Chiny, rozwijające się gospodarczo szybciej niż zachodnia gospodarka, będą tu jakimś prowodyrem coraz większej liczby takich kontrowersyjnych eksperymentów. Zresztą wiemy, że takie eksperymenty już się odbywają. Elon Musk w jednej ze swoich firm próbuje połączyć sztuczną inteligencję z człowiekiem. Przypuszczam, że w ciągu kolejnej dekady takich przykładów będziemy mieli coraz więcej. To zarówno przeraża, jak i intryguje mnie jednocześnie.

Rodzi się pytanie o to, na ile człowiek pozostanie człowiekiem, gdzie są granice, co z etyką?

Już teraz dokonujemy pierwszych kroków w kierunku cyborgizacji – mamy osoby z rozrusznikami serca, mamy ludzi po korekcie laserowej oczu, czy noszące aparaty słuchowe. To przykłady integracji technologii z ciałem. Kluczową kwestią jest, jak daleko jesteśmy gotowi posunąć się w tej integracji. Na przykład, czy akceptowalne byłoby umieszczanie w naszych nadgarstkach czipów zastępujących paszporty? Czy to nie jest zbyt duże wtargnięcie w nasze prawa wolnościowe? Z tym, że na przykład Chiny inaczej definiują te prawa niż Europa i teraz jeżeli Chiny zdobędą jeszcze większą przewagę konkurencyjną nad nami w niektórych aspektach gospodarki…

… a niestety zdobywają.

Zdobywają i to jest silna pokusa dla korporacji amerykańskich. Dlaczego firma Facebook zmieniła nazwę na Meta? Ponieważ jej twórca, z jednej strony geniusz, a z drugiej chyba trochę szaleniec, wyobraził sobie, że spotykać się będziemy z okularami na oczach i będzie nam się wydawało, że jesteśmy w jednym pokoju z naszymi kolegami, podczas gdy jeden będzie w Bombaju, drugi w San Francisco, a pani, dajmy na to będzie w Krakowie.

To metaversum jakoś nie wyszło.

Trochę nie wyszło, ale nie wiemy, co mają w zanadrzu. Wiemy tylko, co opublikują takie firmy jak Google albo Apple, Amazon czy Facebook. Być może mają technologie, o których nie wiemy. Zapewne też armia posiada wiele technologii, które jeszcze nie są jawne. Ale jeśli ze świata wywiadu i ze świata wielkich korporacji zaczną się upowszechniać nowe technologie, to być może już dzieci czy wnuki naszych czytelników będą miały elementy elektroniki w tkance biologicznej.

Witaj nowy wspaniały świecie współczesnego Aldousa Huxleya?

O właśnie. To podsumowuje zarówno ekscytację, jak i niepokój, jaki towarzyszy nam na myśl o nadchodzących zmianach. Proponuję wziąć głęboki oddech, bo reperkusje tych innowacji mogą być różne.

Anita Czupryn

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.