Wisła: Puchar Świata w skokach. Kiedy się odbędzie? Działacze PZN kontra władze miasta
Po listopadowym Pucharze Świata w skokach narciarskich w Wiśle pojawiły się głosy, że czas przenieść zawody na inny termin. Działacze PZN podnosili, że w listopadzie koszt przygotowania skoczni jest większy, a dyskusje po problemach pogodowych i upadku Piotra Żyły jeszcze podgrzały atmosferę.
Uważam, że organizowanie trzech z rzędu inauguracji to bardzo dużo. Udowodniliśmy, że potrafimy i zasłużyliśmy, żeby być w kalendarzu Pucharu Świata w innym terminie, niekoniecznie na samym początku sezonu – powiedział po listopadowych zawodach Pucharu Świata Andrzej Wąsowicz, organizator zawodów w Wiśle z ramienia Polskiego Związku Narciarskiego.
Jego słowa odbiły się w mediach szerokim echem, a dziennikarze wskazywali m.in. na pogodę i fatalny upadek Piotra Żyły. Jednak listopadowy termin Pucharu Świata, choć niełatwy organizacyjnie, też niesie sporo plusów dla samej Wisły.
– Organizacyjnie rozumiem stanowisko Polskiego Związku Narciarskiego, który niewątpliwie ponosi większe koszty, niż te, które by poniósł, jeśli organizowałby Puchar Świata w styczniu lub lutym. Z punktu widzenia organizatora, to bardzo ważne i istotne argumenty.
- Dla mnie, jako osoby zarządzającej miastem, listopad jest jednak najlepszym terminem. To martwy sezon, mamy wtedy niewielu turystów, w styczniu jest szczyt sezonu narciarskiego, hotele są i tak pełne – mówi Tomasz Bujok, burmistrz Wisły.
Na skoczni im. Adama Małysza pierwsze zawody w randze Pucharu Świata zostały przeprowadzone w 2013 roku. Wtedy konkurs rozegrano 9 stycznia. W dwóch kolejnych latach znowu wybierano podobny termin – 16 stycznia i 15 stycznia. Raz zawody przeprowadzono w marcu, ale ten termin się nie sprawdził – drugi konkurs się nie odbył ze względu na złe warunki atmosferyczne. Od listopada 2017 r. Wisła znalazła stałą pozycję w kalendarzu FIS – to właśnie listopadowy termin inauguracji PŚ.
Jak tłumaczy burmistrz Wisły, jest to dla miejscowości termin bardzo korzystny. W miesiącach zimowych kibice mieliby poważny problem ze znalezieniem miejsc noclegowych, wybieraliby pewnie te w przyległych miejscowościach lub przyjeżdżaliby tylko na jeden dzień. Styczeń i luty to także miesiące znacznie trudniejsze komunikacyjnie – w Wiśle jest mnóstwo narciarzy, jeśli pojawiłoby się kilka tysięcy dodatkowych kibiców, łatwo dochodziłoby do ogromnych korków i potencjalnie jeszcze większego paraliżu komunikacyjnego Wisły.