Wieżowce emigrują do domków
Kilkanaście lat temu trzech kuzynów usiadło na pogawędkę w ogródku. Nie mogli jeszcze wówczas wiedzieć, że wywołają trzęsienie ziemi na lokalnym rynku nieruchomości. Dzisiaj rządzą „w domkach”.
Biurowiec w Silnie. Na drzwiach hasło reklamowe „Budujemy Twoje marzenia”. - Żeby było jasne - zastrzega się Bronisław Malanowski, właściciel Betpolu. - Nie jesteśmy zainteresowani żadną formą reklamy. Żadną! Mamy już kolejkę rezerwową na dwa lata, więcej nie damy rady.
Naszą rozmowę przerywają telefony. Malanowski przygotowuje się do kolejnej wyprawy off-roadowej. Jeździł już po różnych wertepach, ale do gustu przypadły mu zwłaszcza te na Ukrainie: - Może dlatego, że tamte strony przypominają Silno, które zapamiętałem z dzieciństwa. Tu nie było przecież nawet normalnej drogi.
Droga do babci
Malanowski sporo się w życiu najeździł. Zwłaszcza ciężarówkami. Jeszcze kilkanaście lat temu pracował jako zawodowy kierowca: - Czas dla transportu był wtedy fatalny - nie znałem dnia, kiedy firma padnie. Sytuacja była stresująca, bo budowałem właśnie dom.
Tamten dom stoi do dziś w Silnie. - Jeszcze w trakcie budowy dostałem propozycję kupna. Postawiłem wszystko na jedną kartę. To był pierwszy dom, który sprzedałem w życiu.
Po tej transakcji spotkał się z kuzynami w ogródku. - Zauważyliśmy, że na rynku brakuje małych domów dla zwykłych ludzi - wspomina szef Betpolu. - Na luksusową willę trzeba miesiącami szukać klienta, a małe domy rozchodziły się na pniu. Zgodnie z tym założeniem zaczęliśmy budować cztery kolejne domy. Mieliśmy jedno ułatwienie - ziemię na sprzedaż miał ojciec Darka; poszedł nam na rękę, więc za działki mogliśmy płacić już po sprzedaży domów.
Malanowski podkreśla, że spełnił marzenie swojego życia: - Co prawda całą młodość spędziłem w Toruniu, ale moja rodzina wywodzi się z Silna . Jeździłem tu do babci. Znam te tereny jak własną kieszeń. Przed wojną zasiedlone były głównie przez Niemców. Było zaledwie kilka polskich rodzin, w tym nasza.
Drugie Rubinkowo
Kuzyni szybko doszli do wniosku, że domy za Toruniem mogą być nie tylko jednorazowym zarobkiem, ale sposobem na życie. Założyli, że będą działać razem, ale każdy z kuzynów zarejestrował własną działalność. Dariusz Strzelecki, zawodu elektryk, wziął na siebie sprawy techniczne, a na Piotrze Lisińskim spoczęły obowiązki związane ze sprawami geodezyjnymi.
W lasach pod toruńskim Kaszczorkiem nie było planów zagospodarowania. Domy powstawały w oparciu o warunki zabudowy. Urbanistę, który przygotowywał projekt trzeba było przekonać do małych działek i małych domków. - Tłumaczyłem, że nie interesują nas rezydencje, ale domy dla Kowalskiego - wspomina Bronisław Malanowski. - Urbanista łapał się za głowę: „Chcecie tu zbudować drugie Rubinkowo?”.
Malanowski nie mówił tego otwarcie, ale w pewnym sensie taki był jego plan:
- Dlaczego ludzie mają gnieździć się w małych mieszkaniach w wieżowcu, skoro 10-20-minut drogi od Rubinkowa mogą zamieszkać w domku z ogródkiem? Czasem wystarczyło sprzedać mieszkanie w bloku, czasem musieli wziąć niewielki kredyt i nagle okazywało się, że mogą mieć za płotem las.
Malanowski nie kryje, że trudno mu było znaleźć wspólny język z architektami:
- To ludzie, którzy najczęściej mają swoje wizje i często nie potrafią się dostosować do oczekiwań klienta niezamożnego. Dlatego wszystkie nasze domy były naszymi koncepcjami, które zostały jedynie rozrysowane przez architektów.
Architekci nie pozostają Malanowskiemu dłużni: - To co robi Betpol jest zabijaniem indywidualności. Owszem, ludzie mieszkają w domkach, ale ujednoliconych jak Rubinkowo - mówi jeden z toruńskich architektów, prosząc o anonimowość.
- To prawda. Nasza architektura jest prosta jak konstrukcja cepa - śmieje się Dariusz Strzelecki. - Ale czy zwykłe amerykańskie domy są skomplikowanymi konstrukcjami? Kowalski, który rozgląda się za domem chce po prostu wygodnie mieszkać. A przede wszystkim tanio. I trzeba to uszanować.
Do przykładu budownictwa w USA właściciele Betpolu lubią się odwoływać. - Tak naprawdę budujemy właśnie amerykańskie bungalowy w europejskiej wersji. Dlaczego europejskiej? Bo Europejczycy są bardzo przywiązani do konstrukcji murowanych. Dlatego nasze domy mają normalne fundamenty i murowane ściany, ale bez użytkowego poddasza. Jakby nie kalkulować, budowa piętrowego domu poza miastem jest ekonomicznie nieuzasadniona.
W najmniejszych domach wygospodarowano około 70 metrów powierzchni (obecna cena 225 000 złotych), największe mają ponad 103 metry i sprzedawane są za 295 000 złotych. Wszystkie „pod klucz”. W cenie są płytki, panele, piec na groszek. Do tego projekt łazienki i kuchni. Układ ścian wewnętrznych wybiera właściciel. Cena domu obejmuje również działkę o powierzchni 600-800 metrów, wielkość działki zależy od kolejności w szeregu budowania i nie ma wpływu na cenę domu.
Nikt się nie podejmie
Piotr Krochmal z krakowskiego Instytutu Analiz - Monitor Rynku Nieruchomości, łapie się za głowę: - Przy obecnych cenach robocizny i materiałów trudno uzyskać taka cenę?! Zapewne ziemia nie jest w tym przypadku czynnikiem kosztochłonnym, ale jednak pozostają koszty architekta, materiałów, robocizny… U nas, na południu Polski takie ceną są praktycznie nieosiągalne. Owszem, też można tu kupić niewielkie domy w granicach 110 metrów, ale ceny zaczynają się na poziomie 390 000. Przy boomie mieszkaniowym, który obecnie obserwujemy, żaden wykonawca w okolicy Krakowa nie podejmie się już budowy domu za 2,500 złotych za metr.
Jak to zatem możliwe, że Betpol zarabia?
- Nasz narzut nie jest wielkością, ale nadrabiamy ilością - przyznaje Bronisław Malanowski. - Ta ilość sprawia z kolei, że możemy liczyć na spore opusty w hurtowniach. Oszczędzamy też na logistyce, bo domy budowane są na zwartych osiedlach, więc nie trzeba przerzucać ekip budowlanych. A ponieważ projekty są proste i standardowe - ekipy wykończeniowe pracują szybko.
- Zwykle cena przekłada się na jakość.
- Osiedla stawiamy sobie niemal pod nosem, więc po co kłopoty? Najstarsze domy mają już ładnych kilka lat. Owszem uczyliśmy się na błędach i szybko okazało się, że materiałów z niskiej półki zwyczajnie nie opłaca się stosować. Na początku postawiliśmy na dachy z gontu, co okazało się błędem. Tylko na papierze gont spełniał normy. Szybko więc przerzuciliśmy się więc na inne pokrycia. Nie sięgamy po materiały z półki premium, ale spośród standardowych wybieramy te najlepsze. Ze względu na powtarzalność projektów, można było błyskawicznie wprowadzać korekty i udoskonalenia. Piece na ekogroszek sprowadzamy wyłącznie z dwóch sprawdzonych firm. Żeby w razie czego interweniować szybko, przeszkoliliśmy własnych pracowników w ich serwisowaniu.
Dwustołeczność zbija ceny?
Maciej i Monika kupili dom na ul. Przy Jordanie. - Wcześniej mieszkaliśmy w bloku na Rubinkowie - opowiada pan Maciej. - Nie da się tego porównać. Tu mamy las, ogródek dla dzieci i miejsce dla dwóch psów. Koleżanka kupiła tu dom kilka lat wcześniej. Oczywiście bez samochodu żyłoby się tu trudno, bo infrastruktura dopiero powstaje, ale niektórzy dają sobie radę. Większość sąsiadów to rodziny z dziećmi, ale jest też sporo emerytów, którzy nie muszą już codziennie dojeżdżać do miasta.
Kuzyni z Silna nie planują na razie inwestycji poza swoimi rodzinnymi okolicami: - Tu jest jeszcze tyle do wybudowania, że nie chcemy się rozdrabniać, zarzeka się Bronisław Malanowski. - Jeśli ktoś chce nas naśladować - proszę uprzejmie. Wyznaczyliśmy sobie jako granicę Osiek nad Wisłą. 22 kilometry od miasta to promień rozsądnego osadnictwa. Dla mnie satysfakcją jest to, że praktycznie wyeliminowaliśmy budownictwo jednorodzinne, bo ci, którzy chcieli budować tanio uznali, że i tak nas nie przebiją.