Widocznie w niebie potrzebny był dobry mówca...
W czwartek, 23 listopada, pogrzeb Krzysztofa Hołyńskiego, dziennikarza, niezapomnianego spikera wielu imprez. Wielkiego znawcy sportu.
W niedzielę, 20 listopada, zmarł znany i ceniony redaktor i spiker Krzysztof Hołyński. Pogrzeb dziennikarza odbędzie się na cmentarzu w jego rodzinnym Sulechowie w czwartek, 24 listopada, o godz. 14.30. Natomiast w środę, 23 listopada, o 19.00 w kościele przy ul. Czereśniowej w Gorzowie odbędzie się msza św.
Krzysztof od niemal dziesięciu lat pokazywał się na imprezach sportowych wyłącznie w charakterze widza. W styczniu 2007 roku miał ciężki wylew. Uratowano mu życie, ale nie mogło być już mowy o pracy z mikrofonem. Niestety, w ubiegłą niedzielę dopadł go kolejny, tym razem śmiertelny wylew. Jeden z internautów napisał: „Widocznie w niebie potrzebny był dobry mówca”. Nic dodać, nic ująć...
Zobacz też: Nie żyje Krzysztof Hołyński, były spiker i dziennikarz sportowy
Trzeba sobie jasno powiedzieć, że po nim nikt już tak świetnie nie potrafił u nas prowadzić zawodów żużlowych. Krzysiek miał znakomity, donośny głos. Potrafił skupić na sobie uwagę wielu tysięcy ludzi. Szczególnie w żużlu, kiedy podczas zawodów są długie przerwy, on jak nikt inny potrafił zająć kibiców. Sypał anegdotami jak z rękawa, opowiadał historie, które fani słuchali z otwartymi ustami.
Tak było nie tylko na stadionie żużlowym. Jeśli była przerwa, bo koszykarka musiała zawiązać sznurówkę, Krzysiek z wielkim wdziękiem opowiadał, co ona robi i jak ważne podczas meczu są dobrze zawiązane buty. I wszyscy słuchali tych oczywistości w skupieniu. Słynne „dziewczyny piszczą” weszło już do stałych tekstów powtarzanych przez kibiców. To on nazwał Andrzeja Huszczę „niezniszczalnym i niezatapialnym”.
Jemu niepotrzebne były ściągi. Wiedzę, szczególnie żużlową i kolarską, miał w małym palcu. Oczywiście zdarzały mu się pomyłki i lapsusy. Czasem też się zagalopował. Potrafił jednak z wielkim wdziękiem przyznać się do nich. Kiedyś, jeszcze w latach 90., Hansowi Nielsenowi w czasie podróży do Gorzowa na mecz zginął bagaż. Przy prezentacji Krzysiek robił na murawie krótkie rozmowy z zawodnikami. Nielsen powiedział po angielsku, że zgubiono mu bagaż i jest wściekły. Krzysiek przetłumaczył to mniej więcej tak: „Proszę państwa, Hans Nielsen jest bardzo zadowolony. Spodziewa się świetnego widowiska i zaciętego meczu”. Cały Krzysztof...
Nie znosił agresji stadionowej. Mówił i pisał o tym wielokrotnie. Pochodził z Sulechowa, od lat mieszkał w Gorzowie. Śmiał się z wojenek północy z południem. Był lubiany w obu stolicach województwa. Kibicował wszystkim naszym zespołom. Przez lata był dziennikarzem prasowym. Nie tylko człowiekiem od pisania relacji z meczów i układania tabel. Ukończył polonistykę na Uniwersytecie Adama Mickiewicza w Poznaniu. Świetnie posługiwał się słowem pisanym. Był laureatem kilku konkursów literackich.
Długie lata pracował w „Gazecie Lubuskiej”, później w „Gazecie Nowej”. Był gorzowskim korespondentem centralnych gazet sportowych. Po latach przerwy wrócił na nasze łamy. Pisał bardzo lubiane felietony żużlowe „Przez sitko”. Kiedy wydawaliśmy tygodnik „Kibic”, był autorem „Alfabetu Hołyńskiego”, w którym przypominał, często dawno już zapomnianych, ludzi polskiego żużla. Lubił kontakt z Czytelnikami, stąd pod nazwiskiem podawał numer prywatnej komórki. Potem, jak sam opowiadał, zdarzało mu się długie godziny dyskutować z kibicem żużla z Zielonej Góry czy Gorzowa na temat ukochanej dyscypliny.
Znaliśmy się osobiście i bardzo lubiliśmy, choć kiedy przychodziłem do pracy w „GL”, Krzysiek akurat ją opuszczał. Potem był czas, że ostro polemizowaliśmy na łamach. Jednak nigdy nie były to jakieś ataki osobiste czy ciosy poniżej pasa. Zawsze chodziło o jakiś spór merytoryczny. Przegadaliśmy ze sobą długie godziny. Był czas, że mieliśmy trochę inne spojrzenie na uprawianie dziennikarstwa. Krzysiek uważał, że jeśli na przykład w jakimś klubie źle się dzieje, nie powinniśmy rozgrzebywać tych złych spraw, tylko myśleć pozytywnie i nakłaniać do zgody. Ja byłem zdania, że zanim dojdzie do tego drugiego etapu, należy jednak dojść do tego, dlaczego dzieje się źle i kto jest winny. Ciekaw jestem, jak dziś spojrzałby na ten problem. Niestety, tego już nie sprawdzę...
Jego żywiołem był mikrofon. Prowadził mecze żużlowe w Gorzowie, Zielonej Górze, Pile, Wrocławiu. Tradycyjnie był współprowadzącym Grand Prix Czech na praskiej Markecie. Do tego kolarstwo, piłka nożna, koszykówka. Zresztą znając go, był w stanie poprowadzić spikerkę z zawodów w każdej dyscyplinie, nawet gdyby pierwszy raz miał ją oglądać.
Krzysiek był w ciągłym ruchu, nigdy nie miał czasu, zawsze gdzieś się spieszył. Był świetnym kompanem, człowiekiem bardzo towarzyskim, potrafiącym rozbawić wszystkich do łez. Lubił „nocne Polaków rozmowy”. Miałem przyjemność w kilku z nich uczestniczyć. Do wypadku, który wszystko u niego przewrócił, żył pełnią życia. Przede wszystkim był świetnym spikerem, dobrym dziennikarzem i uczciwym człowiekiem. Takim go zapamiętam.
Czytaj również: Nie żyje Krzysztof Hołyński, były spiker i dziennikarz sportowy