Wejdziesz na lód, ryzykujesz życie
Na zamarzniętych jeziorach najbardziej ryzykują wędkarze, bo ich jest najwięcej. Nie każdy ma kamizelkę asekuracyjną lub inne zabezpieczenie.
W tym roku w Kujawsko- Pomorskiem nikt nie utonął, choć groziło to starszej pani, która w poniedziałek wpadła do Brdy w Bydgoszczy. Uratował ją przejeżdżający rowerzysta.
Zimą ubiegłego roku w regionie utonęły cztery osoby.
- Największa tragedia rozegrała się w lutym na Jeziorze Wierzchucińskim Małym koło Koronowa, gdzie utonęło trzech młodych ludzi, którzy wybrali się na ryby - przypomina podinsp. Monika Chlebicz, rzecznik prasowy komendanta wojewódzkiego policji w Bydgoszczy.
Łowiących pod lodem wędkarzy można zobaczyć teraz na wielu akwenach. Na jeziorze Gopło jest ich bardzo dużo.
- To niebezpieczne zajęcie, bo choć lód ma około 15 centymetrów, to jest o 50 procent słabszy od tego pierwszego, tak zwanego czarnego lodu - stwierdza Maciej Banachowski, prezes Nadgoplańskiego Wodnego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego. - Teraz, po kilku dniach odwilży, lód jest biały, bardziej porowaty. Jego wytrzymałość jest mniejsza także z tego powodu, że pokryty jest śniegiem, a zatem obciążony. Ten śnieg już stopniał, a potem zamarzł.
Zakazu wchodzenia na lód nie ma, ale w takich warunkach pogodowych bezwzględnie należy zadbać o własne bezpieczeństwo. Jak powinna być wyposażona osoba wchodząca na zamarznięte akweny, najlepiej wiedzą Szwedzi, i z ich wzorów czerpią nadgoplańscy ratownicy. Podstawa to kolce lodowe, które można nabyć w sklepie wędkarskim za 30-50 zł i dzięki którym można łatwo wydostać się z przerębla. W zestawie jest gwizdek do wzywania pomocy. Dobrą praktyką jest założenie kamizelki asekuracyjnej, która uchroni przed utonięciem, a przy okazji zapewni izolację termiczną. Zamiast niej, Szwedzi odbywający wyprawy między wyspami na łyżwach lub nartach wyposażają się w plecaki, w których trzymają szczelnie opakowaną odzież zastępczą. Plecak zapewnia pływalność, a odzież służy na zmianę.
- O ile załamanie lodu pod człowiekiem na wodzie stojącej jest niebezpieczne, o tyle na wodzie płynącej jest arcygroźne. Nurt rzeki porywa go, może zepchnąć pod stały lód, a wtedy los ofiary jest przesądzony - przestrzega Jan Welgosz z Tucholi, instruktor kajakarstwa, członek Instytutu Ratownictwa na Wodach Górskich i Powodziowych.
W styczniu 2010 roku zginął na Brdzie w okolicy Nadolnej Karczmy 52-letni uczestnik spływu. Jego kajak przewrócił się i silny nurt wtłoczył go pod lód przy brzegu. Wodniak zaniedbał jednak zasady bezpieczeństwa - był nietrzeźwy i bez kamizelki asekuracyjnej.
Jan Wielgosz uświadamia, że grubość lodu na meandrującej rzece jest bardzo zmienna. Na odcinku kilku metrów grubość może różnić się nawet dwukrotnie.