Weissensee, górskie jezioro, z którego śmiało można pić wodę

O jeziorze Weissensee słyszałam sporo, choćby od znajomych, którzy nie wyobrażają sobie zimy bez jeżdżenia na łyżwach po jego zamarzniętej tafli. Ale żeby jechać tam latem i kąpać się w alpejskim akwenie? Brrrrr… Za żadne skarby.

Karyntia to austriacki region, który nie raz odwiedzałam zimą. Jazda na nartach w tamtejszych, genialnie przygotowanych i przepięknie położonych stacjach, to sama rozkosz. Ale niby po co miałabym tam jechać latem? Owszem, jeden dzień mogę pochodzić po górskich szlakach, delektować się pięknem soczystej, zielonej przyrody. Ale co dalej? Kiedy jest ciepło potrzebuję ruchu, najlepiej, gdy sprowadza się on do przemieszczania się żabką czy kraulem. A to - jak mi się do tej pory wydawało - z powodu temperatury wody jest raczej niemożliwe w alpejskich jeziorach.

Jak dzięki stand up paddlingowi nie chciałam wyjść z wody

I pewnie zdania bym nie zmieniała, gdyby nie wrodzona ciekawość. Otóż zaraz po przyjeździe nad jezioro Weissensee, zobaczyłam na jego tafli ludzi, którzy pływali na deskach, odpychając się wiosłami. Pomyślałam, że jeszcze nigdy nie próbowałam stand up paddlingu, więc koniecznie muszę to zrobić. Jako znany zmarzluch, zaczęłam od negocjacji z sympatycznym trenerem Wolfgangiem, tłumacząc mu, że w razie upadku do wody, przydałaby mi się pianka. Popatrzył na mnie dość dziwnie i zaproponował, że jeżeli nie umiem pływać, to chętnie da mi kapok. Ale po co mi pianka, tego nie mógł już pojąć. A ponieważ spieszyło mi się, by wypróbować na czym polega nieznany mi sport, machnęłam ręką, stwierdzając, że najwyżej zamarznę.