Wcześniej na emeryturę, ale... będzie ona niższa
Sejmowa podkomisja zarekomendowała prezydencki projekt obniżający wiek emerytalny. Tylko w ciągu trzech lat koszty reformy mają wynieść 40 mld zł. ZUS ma pomysły na łagodzące cięcia.
Na początku listopada do Sejmu ma trafić gotowy projekt ustawy przywracający poprzedni wiek emerytalny - 60 lat u kobiet i 65 lat u mężczyzn. Sejmowa podkomisja zakończyła prace. Odrzuciła wniosek „Solidarności” o dopisanie do projektu możliwości przejścia na emeryturę po określonym stażu pracy. Swoje rekomendacje co do funkcjonowania systemu emerytalnego w ogóle ma też sam ZUS.
- Przyjęliśmy 15 poprawek, głównie precyzujących - mówi Jan Mosiński, poseł PiS z Kalisza, szef podkomisji do rozpatrzenia prezydenckiego projektu.
- Wśród zmian są np. odejście od emerytur częściowych czy przesunięcie terminu wejścia ustawy w życie ze stycznia na październik 2017 roku.
Rewolucja emerytalna według ZUS. Co może się zmienić?
Źródło: Dzień Dobry TVN / x-news
To ostatnie, jak wskazuje poseł, wynika z terminu dziewięciu miesięcy, których ZUS potrzebuje na dostosowanie systemu informatycznego. Tłumaczy też, że podkomisja odrzuciła wniosek „Solidarności” o możliwości przejścia na emeryturę niezależnie od wieku, po osiągnięciu 35 tzw. składkowych lat pracy w przypadku kobiet i 40 lat u mężczyzn z powodów proceduralnych i finansowych.
- Należę do tego pokolenia wyeksploatowanych pracowników, którym zdrowie często nie pozwala pracować do 65. roku życia, więc rozumiem postulat, ale poprawka nie spełniała wymogów, w tym konieczności przeprowadzenia trzech czytań oraz zgodność z pierwotnym założeniem projektu
- mówi Mosiński. - Inną kwestią, którą musimy brać pod uwagę, są finanse publiczne. Budżet ZUS - przynajmniej na dziś - nie udźwignąłby tej dodatkowej opcji.
Poseł zaznacza, że pomysł stażu pracy może powrócić w przyszłości. Na to liczy „S”, choć nie ukrywa, że obietnice PiS były inne.
- Zapisaliśmy to w porozumieniu zawartym w trakcie kampanii z ówczesnym kandydatem na prezydenta Andrzejem Dudą, więc nie jesteśmy do końca usatysfakcjonowani
- przypomina Jarosław Lange, szef Solidarności w Wielkopolsce. - W pewnych branżach, np. budownictwie, zaczyna się pracę nawet w wieku 16-17 lat. Po 40 latach ludzie są już schorowani, nie mają sił pracować, ale nie są też jeszcze w wieku emerytalnym. Powinni więc mieć możliwość - nie nakaz - przejścia na nią po określonym czasie pracy.
Według wyliczeń zawartych w prezydenckim projekcie, samo obniżenie wieku emerytalnego tylko w ciągu trzech lat będzie kosztować 40 mld zł. A jak wskazuje opozycja, to dopiero kropla w morzu, bo wraz z upływem lat, koszty będą rosły lawinowo. Na wniosek posłów wyliczyło to Biuro Analiz Prawnych.
- Podanie w projekcie krótkoterminowych kosztów to manipulacja
- uważa Paulina Hennig-Kloska, posłanka Nowoczesnej. - W przyszłości koszty będą przyrastać lawinowo, bo będzie przybywać emerytów, a ubywać osób pracujących. Według BAS, do 2030 r. koszty reformy wyniosą już 290 mld zł, do 2040 r. - 570 mld zł, a w 2050 r. przekroczą bilion zł. To problem, który PiS pozostawi na barkach przyszłych pokoleń. Państwo nie będzie w stanie ich udźwignąć.
Rząd zapowiada podwyżki emerytur i rent od marca 2017 r.
Źródło: TVN24 / x-news
Posłanka wskazuje też, że po obniżeniu wieku emerytury będą wręcz głodowe. Podaje kolejne wyliczenia, z których wynika, że kobieta urodzona w 1974 r., rozpoczynająca pracę w wieku 24 lat i zarabiająca przeciętne wynagrodzenie, przechodząc na emeryturę w wieku 67 lat dostanie 3500 zł brutto. A w wieku 60 lat - 2 tys. zł. Wątpliwości nie mają również ekonomiści.
- To zły pomysł - mówi prof. Maciej Żukowski, rektor Uniwersytetu Ekonomicznego w Poznaniu. -
Skutki zależą od szczegółowych rozwiązań, ale na pewno będą negatywne. Są jednak sygnały o dodatkowych rozwiązaniach, które miałyby je łagodzić.
To np. wymagany wysoki staż pracy do emerytury minimalnej czy zakaz łączenia jej z dalszą pracą. Ale negatywne skutki i tak będą - wysokie koszty dla państwa, jeszcze większa dziura w ZUS i jeszcze większy problem na rynku pracy - dodaje.
Wspomniane rozwiązania łagodzące znalazły się w rekomendacjach ZUS, który zrobił tzw. przegląd emerytalny. Choć oficjalnie jeszcze o nich nie mówi, w mediach krążą od kilku dni. Wśród nich miały znaleźć się m.in.: włączenie do powszechnego systemu rolników, wymóg 15 i 20 lat składkowych, by dostać emeryturę, trzy nowe filary, w których tylko pierwszy wypłacałoby państwo. Oficjalnie rekomendacje mają być przedstawione rządowi w listopadzie. Nie są wiążące. Ostatecznie zdecyduje o nich Sejm.