Warto jest postawić na piłkę
Pamięta o swoich rodzinnych stronach i pierwszym klubie, ale na stałe do Kostrzyna już nie wróci. Rozdziału pt. „Reprezentacja Polski” jeszcze nie zamknął. Grzegorz Wojtkowiak chce być przy futbolu.
Powspominajmy pana początki w Kostrzynie...
Jak tylko poczułem, że będę uprawiać futbol, to w grę wchodziła tylko i wyłącznie Celuloza. To drużyna z mojego miasta. Od wczesnych lat mojego życia pojawiałem się regularnie na treningach i to był mój priorytet. Podchodziłem do tego może nie profesjonalnie, ale z bardzo dużym zaangażowaniem. Chciałem, aby w późniejszym czasie pojawiły się owoce.
Jak pan trafił do Wronek?
Bodajże w wieku 16 lat grałem już na poziomie czwartej ligi. Zostało to zauważone i dostałem powołanie do juniorskiej reprezentacji Polski, na którą jeździłem regularnie. W pewnym momencie w zimowym okienku transferowym do klubu zadzwonił telefon i po rozmowie zdecydowano, że warto, gdybym pojechał się sprawdzić do Amiki. Nie było żadnych wątpliwości, że trzeba obrać kierunek na Wronki i spróbować. Po jakichś trzech, czterech sesjach treningowych okazało się, że Wielkopolanie chcą ze mną podpisać kontrakt. Oczywiście ucieszyłem się z tego faktu i dopięliśmy formalności, na trzy lata. Na początku związałem się z trzecioligowymi rezerwami, ale po rozegraniu kilkunastu spotkań przeszedłem do pierwszego zespołu.
Grzegorz Wojtkowiak ma 32 lata. Po opuszczeniu Kostrzyna grał w Amice Wronki, Lechu Poznań, TSV Monachium, aż trafił do Gdańska
Swój debiut w ekstraklasie się pamięta?
Tak. Wszedłem bodajże na siedem minut.
Dokładnie osiem, z Górnikiem Polkowice.
OK. Pierwszy kontakt z piłką to nie było wybicie w przód, tylko w górę. Takie spotkania pozostają w pamięci.
Jaka jest recepta, żeby „wypłynąć” na „szersze, piłkarskie wody” z takiego małego miasta?
Nie wiem, czy taka istnieje. Na pewno województwo lubuskie nie ma klubów rywalizujących chociażby na zapleczu ekstraklasy, jednak posiada trochę zawodników wywodzących się właśnie stąd i występujących na naszym najwyższym poziomie. Ten fakt na pewno cieszy. Generalnie trzeba mieć duże zawzięcie oraz zacięcie w sobie i to już w tych najmłodszych latach. Taki piętnastolatek musi sobie powiedzieć: „tak, ja chcę iść w tym kierunku”. Pozostaje mu podporządkować życie w małej miejscowości temu, aby skupić się na treningach.
Dlaczego właściwie Lubuskie jest taką... „piłkarską pustynią”?
Nie mam pojęcia. Dobrze, że mamy swoich przedstawicieli w ekstraklasie, ale przydałaby się drużyna, która reprezentowałaby województwo na wyższych szczeblach. Myślę, że tego najbardziej brakuje.
Pana najlepszy okres w karierze przypada na występy w Lechu Poznań?
Na pewno z „Kolejorzem” zdobyłem dużo. To mistrzostwo, Puchar oraz Superpuchar Polski. Do tego mnóstwo meczów w europejskich rozgrywkach. To był bez wątpienia bardzo fajny czas dla mnie.
Trzeba mieć duże zawzięcie oraz zacięcie w sobie i to już w najmłodszych latach
Co dał panu transfer do Niemiec w 2012 roku?
Poszedłem do Monachium w dobrym momencie. Chociaż nie ukrywam, że gdybym trafił tam dwa lata wcześniej, na pewno dałoby mi to więcej. Chciałem spróbować i zobaczyć, jak to jest w innym kraju. Uczyłem się różnych taktycznych zadań w defensywie, a także indywidualnych zachowań.
Generalnie to jest pan zadowolony z dotychczasowej kariery?
Oczywiście, że tak. Wiadomo, że są momenty i sytuacje, kiedy można zrobić coś lepiej. Nie będę generalizować, czy jest dobrze czy źle. Robię swoje, w dodatku to, co kocham, jak najlepiej umiem. Póki co sprawia mi to dużą radość.
Jak pan zapamiętał swoje mecze w barwach seniorskiej reprezentacji Polski?
Z pewnością to dobry okres. Przede wszystkim Euro 2012 i to mimo tego, że nie wystąpiłem w żadnym ze spotkań podczas tej imprezy. Znalazłem się jednak w szerokiej kadrze i muszę przyznać, że bardzo fajnie zobaczyć wszystko od środka, przeżyć to. Ta impreza, w dodatku odbywająca się w Polsce, sporo dała każdemu z nas. Nie tylko indywidualnie, ale również patrząc na obecną drużynę narodową. Wtedy ta ekipa zaczęła się budować, a dzisiaj mamy tego efekty.
Ostatni raz wystąpił pan w „biało-czerwonych” barwach w 2014 roku. Kadra to temat nadal otwarty, a może już zamknięty?
Myślę, że żaden zawodnik nie powinien myśleć o reprezentacji w kategoriach tego drugiego. Dobra gra w klubie może otworzyć do niej drzwi. Zdaję sobie sprawę, że w tym momencie kadra, jeżeli chodzi o personalia, jest już praktycznie wyselekcjonowana. Jednak wiadomo, że do kolejnych mistrzostw Europy zostało jeszcze kilka miesięcy. Tylko przez ciężką pracę i dobre występy można sobie jeszcze tę furtkę uchylić. Nie mówię tutaj tylko o sobie, ale też o innych zawodnikach.
Na co stać naszą drużynę narodową na Euro 2016?
Eliminacje pokazały, że możemy walczyć jak równy z równym z wieloma zespołami ze Starego Kontynentu i wygrać z każdym. Będzie to dla nas ciekawa impreza. Nie chcę wybiegać w przyszłość i typować, jakie zajmiemy miejsce. Chciałbym, żeby to był finał, aczkolwiek poczekajmy. Oczekuję sukcesu, ale to jest turniej, więc rządzi się swoimi prawami. No i wystąpi tam wiele świetnych ekip.
Wybraliśmy miasto, w którym będziemy mieszkać. Nie jest to ani Kostrzyn, ani Gdańsk
Dlaczego pana obecnemu klubowi, Lechii Gdańsk, w tym sezonie wiedzie się nieco poniżej oczekiwań?
Mecz w Lubinie, po którym rozmawiamy pokazał, że gramy w kratkę. Zwycięstwo, potem porażka... Na pewno potrzebujemy serii triumfów. Pomimo tego, że mamy bardzo dobrą drużynę, to jeden błąd, stracona bramka powoduje, że przegraliśmy z Zagłębiem 0:1. Trzeba szybko wyciągnąć wnioski.
Interesuje się pan lubuską piłką, przegląda pan wyniki?
Z okresu, kiedy ja jeszcze występowałem, w zespole Celulozy nie zostało wielu piłkarzy. Mam kontakt ze znajomymi, z którymi grałem w Kostrzynie. Staram się być na bieżąco i życzyłbym sobie, aby ten poziom w Lubuskiem był wyższy.
Jak często pan tu przyjeżdża?
Z tym jest trudniej. Nie dysponuję wolnym czasem. Nasze życie jest już tylko i wyłącznie podporządkowane piłce. Do tego dochodzi rodzina. Córka chodzi w Gdańsku do „zerówki”, więc są też obowiązki poza sportem.
Są plany na dalszą karierę?
Nie chcę wybiegać w przyszłość. Mam nadzieję, że cały czas pozostanę przy futbolu, także po zawieszeniu butów na kołku.
Jest opcja, żeby zakończyć granie w Celulozie?
Takiego pomysłu nie ma. Wybraliśmy już miasto, w którym będziemy mieszkać. Nie jest to ani Kostrzyn, ani Gdańsk. Pozostają więc jedynie odwiedziny. Cały czas jestem zapraszany na różnego rodzaju imprezy okolicznościowe związane z Celulozą i całym lubuskim regionem, aby promować lokalną piłkę.
rozmawiał Jakub Lesiński