Warto było dostać tortem w twarz i zdobyć 500 zł
O sukcesie WOŚP, wolontariuszach, rzucie tortem i planach na przyszłość rozmawiamy z szfem zielonogórskiego sztabu WOŚP, Filipem Gryko.
Głośno zagrała u nas Orkiestra?
Jesteśmy bardzo zadowoleni. Zebraliśmy 164 tys. zł, a rok temu - 103. I nadal gramy, bo przez 14 dni trwać będą licytacje, m.in. można kupić złoty medal Koszarka, można wziąć udział w superbalu WOŚPw Wiechlicach. Zysk przeznaczony zostanie oczywiście na fundację Jurka Owsiaka. Najważniejsze, że udało się głośno zagrać, dzięki czemu kolejny raz wesprzemy tych, którzy pomocy najbardziej potrzebują. Czasu mieliśmy bardzo mało, bo sztab zawiązał się trzy tygodnie przed finałem. Ale udało się uratować honor Zielonej Góry. Bo nie wyobrażam sobie, by nie było u nas finału WOŚP. Po raz kolejny zielonogórzanie pokazali, że potrafią działać wspólnie dla dobra innych. Wszystkim bardzo dziękuję.
To znaczy komu?
Wolontariuszom, tym małym, a najmłodszy miał pięć lat i tym już bardzo dorosłym. Zgłosiło się aż 200 osób i tylko pięć nie przyszło na zbiórkę. Widocznie byli chorzy. Rekordzista zebrał w puszce ponad tysiąc złotych. Dziękuję tym wszystkim organizacjom, stowarzyszeniom, które zorganizowały wiele imprez towarzyszących. Dziękuję tym, którzy wrzucali pieniądze do puszek, bo proporcjonalnie do liczby mieszkańców w porównaniu z innymi miastami wypadliśmy bardzo dobrze. Dziękuję 10-osobowemu sztabowi z jedną kobietą - Agnieszką Hryniewicz. Włączyły się też władze miasta, radni z różnych klubów. Dziękuję pani Eleonorze Szymkowiak, która dla wolontariuszy przygotowała ponad 300 kanapek.
A jak smakował tort?
Bardzo i nie chodzi już o tę bitą śmietanę, maliny, ale o to, że na konto WOŚPwpadło 500 zł. Tort wylądował na mojej twarzy rykoszetem, więc tylko trochę mi się oberwało. Śmiechu było dużo więcej. Jak i publiczności, bo wiele osób przyszło zobaczyć ten rzut. Trzeba mieć do siebie dystans, zwłaszcza w tej szlachetnej sprawie.
Sztab jest gotowy do poprowadzenia finału za rok?
Zobaczymy, ten rok był wyjątkowy. Taka była potrzeba, więc podjęliśmy się tego wyzwania. I okazało się, że nie trzeba być profesjonalistami, wystarczą chęci, znajomi, by zorganizować atrakcyjny finał. Jak działamy wspólnie, to wszystko jest możliwe.