W Krakowie jest potrzebna „biała księga” dotycząca zwrotu kamienic
Mieszkańcy kamienic są bezradni wobec sądów i urzędów. Mówi się im, że nie są stroną postępowania - mówi poseł Bogusław Sonik.
Głośno jest o problemach z reprywatyzacją mienia w stolicy. Kraków też nie jest wolny od dramatów lokatorów, wyłudzeń?
U nas problem ma inny charakter niż w stolicy. Tam miasto zwraca nieruchomości lub wypłaca odszkodowania. Skala jest olbrzymia, od 1990 roku Warszawa zwróciła ponad 4 tysiące nieruchomości i wypłaciła ponad 1,13 mld złotych odszkodowań. W Krakowie natomiast miasto realizuje decyzje sądów. I u nas dochodziło do prób wyłudzeń kamienic. W sądach przedstawiano wątpliwej wartości dokumenty, na podstawie których usiłowano przejąć nieruchomości. Dlatego opowiadam się za wydaniem „białej księgi”, w której znalazłyby się informacje o tym, w jaki sposób i w jakim trybie nieruchomości były zwracane właścicielom oraz przypadki odwrotne, kiedy oddalano takie żądania. Od lat słyszymy o nieprawidłowościach, pora je wyjaśnić.
Czy zgłaszają się do pana ludzie z prywatnych nieruchomości, gdzie np. pojawił się dawny właściciel lub jego przedstawiciel?
Zgłaszają się lokatorzy, którzy są nękani przez przedstawicieli domniemanych właścicieli, którzy jeszcze nie udowodnili swoich praw do nieruchomości, a już dokonują podwyżek czynszów i utrudniają życie codzienne. Uniemożliwiają podział fizyczny kamienicy, przez co miasto nie może dokonać sprzedaży swojego udziału w nieruchomości lokatorom, którzy mieszkają w takiej kamienicy od kilkudziesięciu lat.
Problemem jest brak informacji oraz wystarczającej przejrzystości postępowań. Rodzą się pytania o rzetelność i uczciwość decyzji sądowych.
Dlatego wystąpiłem do szefa komisji rewizyjnej Rady Miasta Krakowa z postulatem, by komisja przeanalizowała wszystkie sprawy w toku i zorientowała się, co się dzieje z mieniem. Na piśmie wskazałem przykłady, czyli problematyczne adresy.
Uważam, że prezydent Krakowa powinien raz do roku składać przed Radą Miasta szczegółowy raport o sytuacji mienia, które decyzją sądów jest zwracane przedstawicielom dawnych właścicieli oraz sprawach, które wciąż się toczą w sądach.
Skala problemów w Krakowie jest duża?
Zgłosiło się do mnie ok. 50 osób tylko w ciągu 1,5 miesiąca. Jednym z ciekawych przypadków jest kamienica przy Krakowskiej 13. Byli właściciele chcą ją odzyskać powołując się na posiadane udziały. Miasto ma również pewien procent udziałów. Problem w tym, że nie ma fizycznego podziału, jaki lokal do kogo należy. Lokatorzy nie mogą więc wykupić swoich mieszkań. A w międzyczasie podnosi się im czynsze. Powstaje wrażenie, że lokatorów próbuje się „wykurzyć”. Część lokali mieszkalnych stoi pusta, a czynsz jest regularnie podnoszony. Ludzie są bezradni.
Poprosiłem o wyjaśnienia od prezydenta Krakowa i ministra finansów. Bo z danych Ministerstwa Finansów wynika, że miasto powinno mieć znacznie większy udział w tej nieruchomości: dla tej kamienicy wydano trzy tzw. decyzje indemnizacyjne i wypłacono kiedyś odszkodowanie, w PRL, ale zmiany nie zostały uwzględnione w księgach wieczystych. A dzięki dokumentom, które udostępnili mi lokatorzy wynika, że przez 15 lat ktoś najprawdopodobniej nie dopełnił obowiązków. Jest wiele podobnych spraw. Często problemy reprywatyzacyjne zaczynają się w momencie, gdy lokatorzy występują o wykup lokalu.
Takie sprawy są często bardzo zagmatwane, ciężko dotrzeć do dokumentów, a umowy przez lata były niejawne.
Mieszkańcy podkreślają też, że na podstawie dokumentów budzących spore wątpliwości wyznaczani są kuratorzy nieruchomości. I ich głównym celem jest pozbycie się lokatorów. Wystąpiłem do ministra Ziobry, czy i kiedy zamierza dokonać przeglądu tych spraw w Krakowie. Otrzymałem odpowiedź wymijającą, wynika z niej, że nie ma takiego zamiaru. Minister twierdzi, że od 2012 roku nie było żadnej sprawy w prokuraturze ws. reprywatyzacji w Krakowie. Tymczasem lokatorzy twierdzą, że jest inaczej, bo sami składali takie sprawy. Na to wskazałem w ponownej interpelacji do ministra Ziobry. Skala problemów pokazuje, iż dawno już była potrzeba powołania specjalistycznej komórki o charakterze detektywistycznym, by stawić czoła dobrze zorganizowanym grupom umiejętnie sięgającym po mienie często nieznanych właścicieli. Dobrze, że w końcu w czerwcu zeszłego roku powołano specjalne biuro w Urzędzie Miasta.
Kim są kuratorzy, o których pan wspomniał?
Kuratorzy są ustanawiani przez sąd, winni dbać o utrzymanie kamienicy w dobrym stanie do czasu odnalezienia właścicieli. Niestety, często wykorzystują swoją funkcję do uruchamiania przejęcia nieruchomości. Ale są też kuratorzy rzetelni.
Mieszkańcy kamienic są bezradni wobec sądów i urzędów. Mówi się im, że nie są stroną postępowania
Jakie są jeszcze problemy, z którymi zgłosili się do pana mieszkańcy?
Jest przykład z Grodzkiej 18. Zgłosił się mieszkaniec, którego dziadek kupił mieszkanie w dawnych czasach, lecz nie zostało to ujęte w księgach wieczystych.
Zostały przejęte nieruchomości, za które zostało wypłacone odszkodowanie. Są podejrzenia fałszowania dokumentów. Mieszkańcy starają się bronić i informują organy ścigania; niestety oficjalnie nie są stroną, więc prokuratura zazwyczaj nie wszczyna postępowań. Lokatorzy skarżą się, że przed sądem miasto w sposób niestaranny podchodziło do swoich obowiązków, na czym ucierpieć mieli lokatorzy. Dlatego uważam, że w interesie miasta jest pełna informacja na temat swojej aktywności w tej materii. Są to sprawy szalenie istotne, bo dotyczą majątku miasta i losów wielu ludzi. Dlatego sądzę, że trzeba zweryfikować postępowania sądowe i prokuratorskie od roku 1989.
Zgłaszał się pan o pomoc i działanie jeszcze do innych instytucji?
Zacząłem od wystąpienia do ministra finansów z prośbą o przedstawienie listy nieruchomości, za które zostało wypłacone odszkodowanie na mocy układów indemnizacyjnych. Niestety lista ta jest niepełna, dokumentacja niekompletna. Jak zaznaczyło ministerstwo, brak nieruchomości na liście nie może świadczyć o tym, iż odszkodowanie nie było wypłacone. Dlatego patrząc na sytuację w Warszawie, jedyną możliwością jest przeanalizowanie postępowań przez ministra sprawiedliwości, żeby wykluczyć wszelkie próby oszustwa.
Pana wołanie nie trafia na podatny grunt.
Te problemy trzeba nagłaśniać! Lokatorzy walczący o kamienice, w których mieszkają, kwestionują często wiarygodność pełnomocnictw, które przynoszą „właściciele”. Pokazują dokumenty. Ale są bezradni wobec sądów i urzędów. Mówi się im, że nie są stroną postępowania, bo… nie są właścicielami. W ten sposób koło się zamyka.
Lokatorzy żyją w stanie zawieszenia, ze świadomością, że ktoś ich może wyrzucić.
Tak. Najsmutniejsze są przypadki osób, które w ostatnich latach życia muszą się przenosić. Bardziej dziwne są sytuacje, że przez dziesiątki lat nikt daną nieruchomością się nie interesował, nie rościł praw. I nagle odnajdują się „spadkobiercy”.
Czy komisja powołana przez wojewodę ds. reprywatyzacji może coś pomóc?
Jestem gotów przekazać dokumenty, które zgromadziłem. Zwłaszcza że wojewoda ma możliwości, aby je przeanalizować. Każda działalność w tym zakresie jest cenna, bo poruszamy się w materii niewiedzy. Państwo powinno stanąć po stronie obywateli i zapewnić, że wszystko, co jest załatwione ws. reprywatyzacji, jest zrobione zgodnie z prawem. Chodzi o gwarancję, że nie ma oszustwa.
Samo nagłaśnianie problemów może pomóc?
Tak, bo widać wtedy, że są kancelarie i kuratorzy, których nazwiska przewijają się od dawna przy reprezentowaniu ponad 100-letnich właścicieli.
Czy istnieje możliwość legalnego rozwiązania sporów reprywatyzacyjnych poza sądem?
Można administracyjnie wprowadzić cezurę czasową, w której roszczenia można zgłaszać np. 10 lat. Potem mienie przeszłoby na Skarb Państwa, jeśli właściciele się nie zgłosili. Brak limitu czasowego jest zaproszeniem dla tych, którzy potrafią się poruszać w tej mętnej wodzie, organizować różne pełnomocnictwa pozwalające na przejęcia kamienic.