W Dolinie Śmierci w bydgoskim Fordonie jeszcze leżą czaszki
Rozmowa z Krzysztofem Drozdowskim, regionalistą i historykiem, o jego najnowszej książce pt. "Tajemnica Doliny Śmierci".
Instytut Pamięci Narodowej przez lata nie czynił starań, żeby wyjaśnić, co działo się w fordońskiej Dolinie Śmierci. Czy Twoja publikacja wpisuje się w ich „śledztwo”, czy jest raczej próbą pokazania, czego jeszcze nikt nie pokazał?
Dla IPN temat zbrodni w Dolinie Śmierci był jedynie jednym z wielu. Książka powstaje nieco z boku prowadzonego przez IPN śledztwa, gdyż nadal nie otrzymałem wglądu w dokumenty z dochodzenia z 1968 r. Samodzielnie dotarłem do kilkunastu tysięcy stron dokumentów, relacji, a także świadków, którzy rzucili światło choćby na wydarzenia z 1945 r. i pierwszą ekshumację. To, co ukaże się w książce, będzie pokłosiem śledztwa, którego wyniki zaskoczyły nawet mnie.
Czym?
Nie wszyscy, którzy zajęli się tym tematem, opierali się na dokumentach. Przeważnie bezkrytycznie powtarzali relacje domniemanych świadków, którzy znacznie wyolbrzymiali to, co widzieli. Również jeśli chodzi o liczbę zamordowanych to ówcześni autorzy starali się wpisać w nurt panującej propagandy niż dotrzeć do prawdy. Nikt z nich nie zebrał również tak obszernej dokumentacji pochodzącej z różnych instytucji.
Udało mi się rozwikłać choćby zagadkę tzw. „depozytu”, czyli kosztowności odnalezionych podczas ekshumacji, po które nie zgłosili się członkowie rodzin. Wiem na pewno, co jest poparte dokumentami, iż w Dolinie Śmierci nadal moglibyśmy znaleźć ludzkie kości, w tym ponad 10 czaszek.
Przeczytaj dalszą część rozmowy
Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.
-
Prenumerata cyfrowa
Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.
już od
3,69 ZŁ /dzień