W cieniu czarnej WRONy. Generał normalizuje sytuację

Czytaj dalej
Fot. fot. archiwum
Paweł Stachnik

W cieniu czarnej WRONy. Generał normalizuje sytuację

Paweł Stachnik

13 grudnia 1981. Komunistyczne władze wprowadzają w Polsce stan wojenny. Na ulice wychodzi wojsko. Działacze „Solidarności” zostają internowani. Rada Państwa pospiesznie legalizuje zamach stanu.

Sytuacja po powstaniu NSZZ „Solidarność” w 1980 r. była zaskakująca dla obu stron politycznego sporu w Polsce. Największym zaskoczeniem dla opozycji było to, że władze zgodziły się na legalne istnienie de facto antykomunistycznej organizacji i to wcale nie niszowej, ale masowej, skupiającej 10 mln członków.

Funkcjonowanie legalnych struktur związku, poluzowanie cenzury, zepchnięcie PZPR do defensywy, wywołało u części działaczy „Solidarności” chęć nieustannego sprawdzania, jak daleko można się posunąć w atakach na władzę i w poszerzaniu sfery wolności.

Czasowy wybieg

Z drugiej strony komunistyczne władze traktowały zgodę na utworzenie niezależnych związków zawodowych jako wyłącznie tymczasowy wybieg pozwalający uspokoić wzburzone nastroje społeczne. Dopuszczenie do istnienia opozycyjnej organizacji było przecież niebezpiecznym wyłomem w monopolu władzy, jaką sprawowała PZPR, a monopol ten był jedną z podstaw systemu.

Wywołało to także zaniepokojenie w Moskwie, która od razu zaczęła wywierać nacisk na kierownictwo PZPR, by jak najprędzej przywróciło porządek. Popierali je w tym gorąco przywódcy innych krajów komunistycznych, m.in. Erich Honecker z NRD.

Postępująca kontrrewolucja w Polsce spędzała sen z powiek I sekretarza KC KPZR Leonida Breżniewa i jego otoczenia. Rozpoczęły się naciski (nieraz bardzo brutalnych) na polskie kierownictwo, by jak najprędzej doprowadziło do „normalizacji”. Na wszelki zaś wypadek rozpoczęto przygotowania do interwencji w Polsce pod pozorem ćwiczeń wojsk Układu Warszawskiego Sojuz ’80, acz - co znamienne - bez udziału Wojska Polskiego. Do Polski miały wejść 18 dywizji sowieckich, czechosłowackich i enerdowskich. Ostatecznie jednak zamiar interwencji porzucono (Związek Sowiecki zaangażowany był w tym czasie w wojnę w Afganistanie), a polskie kierownictwo zobowiązało się solennie do rozwiązania kryzysu własnymi siłami.

Zrobię wszystko!

Przygotowania do operacji pacyfikacyjnej (zdecydowano się na formę stanu nadzwyczajnego określaną jako stan wojenny) rozpoczęły się już w końcu sierpnia 1980 r. Opracowano listy osób przeznaczonych do zatrzymania, które następnie systematycznie aktualizowano. Znalazło się na nich ponad 4 tys. nazwisk.

Przygotowano akty prawne i plany operacyjne, wyznaczono jednostki wojskowe, ZOMO i MO, które miały wziąć udział w operacji. Dla zachowania tajemnicy obwieszczenia o wprowadzeniu stanu wojennego wydrukowano w ZSRR. Przygotowania koordynował Komitet Obrony Kraju przy prezesie rady ministrów.

19 października 1981 r. na plenum KC PZPR I sekretarz Stanisław Kania (mający opinię miękkiego) złożył rezygnację. Zastąpił go gen. Wojciech Jaruzelski, będący już premierem i ministrem obrony. Wszystkie źródła władzy zostały skupione w ręku jednego człowieka. „Zrobię wszystko jako komunista i żołnierz” - miał powiedzieć Jaruzelski w rozmowie telefonicznej z Leonidem Breżniewem.

Decyzja o rozpoczęciu operacji zapadła w piątek 11 grudnia, a jej mechanizmy ruszyły w sobotę 12 grudnia o godz. 14. Dwie godziny później we wszystkich komendach wojewódzkich MO odczytano tajną depeszę pod hasłem „Synchronizacja”. O godz. 23.30 zaczęła się operacja „Azalia” polegająca na odcięciu łączności telefonicznej.

Zajęto 451 central w całym kraju oraz obiekty radia i telewizji. Na ulice wyszły oddziały wojska i milicji, które obsadziły skrzyżowania i rogatki. Inne oddziały wysłano na lotniska i do ważnych zakładów pracy. Do akcji użyto 80 tys. żołnierzy, ponad 1,6 tys. czołgów i 1,2 tys. transporterów opancerzonych.

WRON działa

Do mieszkań działaczy „Solidarności” i innych opozycjonistów weszły ekipy SB i MO, by ich aresztować i przewieźć do miejsc odosobnienia. Pierwszej nocy zatrzymano 2874 osoby, a w ciągu kilku następnych dni - około 5 tys.

Byli wśród nich prawie wszyscy czołowi działacze związku (w tym przewodniczący Lech Wałęsa), liderzy regionalnych struktur, wyróżniający się działacze, doradcy i wielu szeregowych członków. Np. w Gdańsku zatrzymano około 30 członków obradującej tam Komisji Krajowej i kilku doradców. Uniknąć aresztowania udało się tylko nielicznym przywódcom Związku, m.in. Bogdanowi Borusewiczowi, Władysławowi Frasyniukowi i Zbigniewowi Bujakowi.

W niedziele 13 grudnia o godz. 6 rano nadano w radiu przemówienie gen. Jaruzelskiego, w którym informował on o wprowadzeniu stanu wojennego. Przemówienie powtarzano potem co godzinę, a od południa nadawała je także telewizja. By wprowadzeniu nadać pozory prawne, w środku nocy wezwano na nadzwyczajne posiedzenie członków Rady Państwa i kazano im podpisać dekret o stanie wojennym. Sprzeciwił się jedynie przewodniczący PAX Ryszard Reiff.

Rolę organu administrującego państwem przejęła Wojskowa Rada Ocalenia Narodowego złożona z 23 generałów i pułkowników z Jaruzelskim na czele. Weszli do niej m.in. wiceministrowie obrony narodowej, generałowie: Eugeniusz Molczyk, Zbigniew Nowak, Florian Siwicki, Tadeusz Tuczapski i Józef Baryła, dowódca Marynarki Wojennej Ludwik Janczyszyn, szef MSW Czesław Kiszczak oraz dowódcy poszczególnych okręgów wojskowych.

Stan wojenny zaskoczył „Solidarność”, która zlekceważyła liczne sygnały o jego przygotowywaniu. - Władze „Solidarności” uważały, że skoro jest nas 10 milionów to władza się na nic złego nie zdecyduje - mówi historyk dziejów najnowszych prof. Andrzej Chwalba z Uniwersytetu Jagiellońskiego.

Akcja oporu była więc spontaniczna i nieskoordynowana. Komunikacja miejska zastrajkowała tylko w Krakowie i Wrocławiu. W poniedziałek 14 grudnia strajki wybuchły wprawdzie w 250 zakładach, ale już po południu około 80 z nich podjęło pracę. Do tych, w których protest trwał, wkraczało wojsko i ZOMO. W nocy z poniedziałku na wtorek stłumiono strajki w Hucie Warszawa, w FSO na Żeraniu i w Ursusie w Warszawie oraz w Hucie Lenina w Krakowie.

We wtorek 15 grudnia strajki wybuchły w 14 kopalniach. Była to bardzo ważna gałąź przemysłu, więc władza musiała szybko się z nimi uporać. W kopalni Manifest Lipcowy górnicy dwukrotnie odparli atak milicji, więc za trzecim razem funkcjonariusze otworzyli ogień, raniąc czterech górników. 16 grudnia szturm przypuszczono na kopalnię Wujek, gdzie strajkujący przygotowali się do obrony. Pluton specjalny MO użył broni, w wyniku czego zginęło dziewięciu górników.

We czwartek 17 grudnia strajkowało 49 zakładów, a w piątek tylko 29. Do poniedziałku wytrwały trzy. Najdłużej opierały się kopalnie: Ziemowit - do 24 grudnia i Piast w Tychach - do 28 grudnia.

Sprawna operacja

Operacja wprowadzenia stanu wojennego przebiegła niespodziewanie sprawnie. Wbrew obawom władzy o możliwość silnego oporu społecznego kraj udało się spacyfikować bez większych problemów.

Uznanie dla operacji wyrazili przedstawiciele KGB. „Wprowadzenie stanu wojennego w Polsce 13 grudnia 1981 roku zostało znakomicie zaplanowane i przeprowadzone. W Centrali zapanowała powszechna ulga i nie szczędzono pochwał dla umiejętności Jaruzelskiego, dowództwa polskiej armii i SB” - czytamy w historii KGB autorstwa Christophera Andrew i Olega Gordijewskiego.

- Biorąc pod uwagę oczekiwania przywódców związku skala oporu wobec stanu wojennego była zdecydowanie zbyt mała. Ale trzeba wziąć pod uwagę, że społeczeństwo było zmęczone. Miesiące niedoborów i napięć wynikających z nieustannych strajków powodowały oczekiwanie na jakąś zmianę. Uważano, że każda zmiana, nawet siłowa, będzie zmianą na korzyść - mówi prof. Chwalba.

Zmarnowane lata

Po „ustabilizowaniu” sytuacji w kraju, spacyfikowaniu opozycji (m.in. zdelegalizowaniu „Solidarności”) i umocnieniu się ekipy Jaruzelskiego, władza zdecydowała się na poluzowanie więzów. 31 grudnia 1982 r. stan wojenny został zawieszony. Wcześniej wypuszczono wszystkich internowanych. Siedem miesięcy później, 22 lipca 1983 r., stan wojenny został zniesiony, a WRON rozwiązana.

- Okazało się jednak, że czas, jaki Jaruzelski kupił sobie stanem wojennym, został zmarnowany. Generał nie był w stanie przeprowadzić sensownych reform ekonomicznych, które poprawiłyby stan gospodarki i przygotowały nas do lepszego startu w 1989 r. A miał w ręku wszystkie atuty: spacyfikowany kraj i brak silnej opozycji. Być może jednak był więźniem swojego otoczenia, które nie godziło się na zmiany, lub więźniem własnych przekonań, które nie dopuszczały odejścia od gospodarki socjalistycznej. W każdym razie lata 80. to czas zmarnowany pod względem ekonomicznym i społecznym - mówi historyk.

Nikogo nie ukarano

Jak potoczyły się dalsze losy autorów stanu wojennego? Jego główny twórca gen. Wojciech Jaruzelski sprawował niepodzielną władzę do końca lat 80. Wtedy, pod wpływem pogarszającej się sytuacji ekonomicznej kraju, a także polityki reform prowadzonej przez Michaiła Gorbaczowa, zdecydował się na dopuszczenie do udziału w rządzeniu części opozycji.

Temu właśnie służyć miał Okrągły Stół i wybory 4 czerwca. Sytuacja wymknęła się jednak spod kontroli i komuniści niespodziewanie dla siebie stracili władzę. Jaruzelski, który pogodził się ze zmianami i nie próbował ich powstrzymać, objął w grudniu 1989 r. stanowisko prezydenta i sprawował je przez rok. Potem odszedł na polityczną emeryturę.

Bliski współpracownik Jaruzelskiego, szef MSW gen. Czesław Kiszczak, próbował w 1989 r. odegrać ważniejszą polityczną rolę jako kandydat na premiera. Jego osoba była jednak nie do zaakceptowania dla opozycji i Kiszczak został jedynie (a może aż) wicepremierem w rządzie Tadeusza Mazowieckiego. Z polityki odszedł w 1990 r.

Przewodniczący Rady Państwa prof. Henryk Jabłoński zajmował to stanowisko do 1985 r. Potem został odsunięty na boczny tor i zajmował wiele honorowych stanowisk, takich jak np. przewodniczący Ogólnopolskiego Komitetu Honorowego Obchodów 50. rocznicy Czynu Zbrojnego Dąbrowszczaków. W wydarzeniach 1989 r. nie odegrał żadnej roli.

Jedyny członek Rady Państwa, który sprzeciwił się wprowadzeniu stanu wojennego, Ryszard Reiff, został za to usunięty z jej składu. Nie przeszkodziło mu to jednak być posłem na Sejm do 1985 r. W 1989 r. został senatorem z ramienia Komitetu Obywatelskiego. W Senacie zajmował się sprawami Polonii i przewodniczył Związkowi Sybiraków.

Dlaczego autorzy stanu wojennego nie ponieśli odpowiedzialności w wolnej Polsce?

- Obóz „Solidarności” szybko się rozsypał. Powstały dwa główne nurty: lewicowo-liberalny i narodowo-konserwatywny. Dla liberałów opcja narodowa była głównym wrogiem, wrogiem tak ważnym, że dla jej zwalczania warto się było sprzymierzyć z postkomunistami (skądinąd bliskimi ideologicznie). I taka właśnie koalicja spowodowała, że nie przeprowadzono w Polsce radykalnych zmian, np. ukarania sprawców i zbrodniarzy stanu wojennego. To wywołuje do dziś perturbacje w naszym życiu politycznym - twierdzi prof. Chwalba.

pawel.stachnik@dziennik.krakow.pl

Paweł Stachnik

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.