W centrum Krakowa ani żywego ducha. Miasto pracowało na to od lat
Krakowskie Stare Miasto zamieniło się w czasie pandemii i lockdownu w bezludne dekoracje. Zamrożenie turystyki jaskrawo pokazało, że brakuje jego żywej tkanki - mieszkańców. I nie, nie dlatego, że nie wychodzą z domów.
Kraków „pracował” na to przez ostatnie 20 lat. Lokatorów z centrum wymiotła dominacja funkcji turystycznych; hałas, ogródki kawiarniane czynne niemal do rana, śmieci, problemy z poruszaniem się samochodem i parkowaniem, mało zieleni, brak miejsc dla dzieci, coraz to nowi hostelowi imprezowicze zamiast normalnych sąsiadów, rosnące czynsze... Czy da się odwrócić ten trend i sprawić, że to krakowianie znów będą mieszkali w sercu swojego miasta?
Według danych krakowskiego magistratu w roku 2000 w Dzielnicy I Stare Miasto zameldowanych na stałe było 56,5 tys. osób, a na koniec zeszłego roku - prawie 30 tysięcy. To już coś pokazuje, jednak Marek Grochowicz z Instytutu Geografii i Gospodarki Przestrzennej Uniwersytetu Jagiellońskiego, który prowadzi badania dotyczące centrum Krakowa, przestrzega: te liczby mówią tylko o meldunku, a nie o realnych mieszkańcach. Tych jest obecnie jeszcze mniej.
- Wiele osób sztucznie melduje się w Dzielnicy I, żeby np. móc parkować w centrum. Tak naprawdę na Starym Mieście zostało dzisiaj najwyżej kilkuset (200-300) mieszkańców, a na Kazimierzu kilka tysięcy - z kilkunastu jeszcze kilka lat temu - mówi Marek Grochowicz.
Jak zwraca uwagę naukowiec, pustoszeje samo centrum, bo z kolei w całym Krakowie mieszkańców w minionych latach minimalnie przybywa.
Problemy centrum Krakowa oddanego we władanie turystom (bliźniacze do tych, które mają inne turystyczne miasta w Europie) od dawna były znane. Gdy boom na rynku inwestycji hotelarskich w Krakowie niektórym przynosił pieniądze - Stare Miasto płaciło za niego cenę.
- Przy Rynku nie ma mieszkańców, tylko hostele, hotele i trochę reprezentacyjnych biur. W takich centrach funkcjonuje handel i usługi, ale te dla turystów. Znika rzemiosło, zwykłe sklepy. W to miejsce pojawia się gastronomia, handel artykułami luksusowymi i pamiątkami - tak podsumowywał to kilka lat temu w rozmowie z nami Krzysztof Bartuś z Instytutu Analiz Monitor Rynku Nieruchomości.
Łukasz Maślona, miejski radny i aktywista ze stowarzyszenia Funkcja Miasto, podkreśla, że niestety, kiedy panował boom turystyczny i z centrum wypychane były proste usługi niezbędne do życia, zamykane zwyczajne sklepy spożywcze, a w ich miejsce powstawały knajpy czy instalowały się kolejne „Żabki” lub inne sieciówki - niespecjalnie było widać działania gminy.
- A przecież pojawiały się pomysły dotyczące chociażby wsparcia lokalnego rzemiosła czy małych punktów usługowych, sam nawet zgłaszałem takie interpelacje, by iść wzorem choćby Lizbony, gdzie wspiera się przedsiębiorców. Ale te pomysły nie spotkały się z aprobatą Urzędu Miasta, dowiadywałem się, że to, co już funkcjonuje, czyli upusty w opłatach od gminnych lokali, rzekomo powinno wystarczyć. A teraz obudziliśmy się w sytuacji, w której boom turystyczny zmalał i widać, że centrum po prostu wymarło - komentuje Łukasz Maślona.
Wspomina, że sam mieszkał na Kazimierzu, ale gdy zamykano nawet kolektury lotto i warzywniaki, byleby tylko otwierać puby - podjął decyzję o przeprowadzce, bo widział, że przyszłość tego rejonu jest pisana pod dyktando turystów.
Pośród utraconych miejsc w centrum wymienia jeszcze np. kina studyjne, które zniknęły. - W centrum mamy już chyba tylko jedno działające kino. Brakuje też tutaj takiego miejsca, gdzie krakowianie mogliby się po prostu spotkać, które by integrowało - wymienia Maślona. Jego zdaniem, nawet jeśli mowa tu o prywatnych inicjatywach, to jednak gmina powinna w nich partycypować i je wspierać. Radny i aktywista dorzuca, że jest nadzieja, iż teraz miejsce spotkań, zaaranżowane z myślą o mieszkańcach, znajdzie się na wykupionym przez miasto terenie Wesołej (poszpitalnym). - Oczywiście dla tych mieszkańców, którzy wytrzymają w centrum do tego czasu...
Monika Bogdanowska, od dwóch lat wojewódzka konserwator zabytków, podkreśla, że równolegle do wyludniania się centrum postępowała degradacja zasobu zabytkowego miasta. Hostele to najczęściej już tylko atrapy zabytków, które dokumentnie przerobiono, pozostawiając fasadę, a wypruwając całą resztę.
Bogdanowska, rodowita krakowianka, pamięta, że jej znajomi ze ścisłego centrum zaczęli uciekać około 2005 roku. Ci, którzy mieszkali przy Rynku - głównie z uwagi na hałas, także przez ogródki kawiarniane, które opanowały nie tylko przestrzeń Rynku, ale też wcisnęły się na dziedzińce wewnętrzne kamienic, jak np. w Pasażu Bielaka. Następni byli znajomi z Małego Rynku, gdzie po likwidacji parkingu zaczęło się bezustanne organizowanie targów, festiwali itp.
- Z Szewskiej ludzie uciekali, bo cała ulica stała się imprezownią. Na Starowiślnej, gdy w dawnym kinie w kamienicy powstawała wielka dyskoteka, mieszkańcy alarmowali, że przecież nie da się tak żyć. A miasto kwitowało, że nic nie może. Miasto nie zrobiło przez te lata nic, by centrum przestało się wyludniać i zamieniać w wydmuszkę, nie wprowadziło żadnych regulacji i ludzie pouciekali - ocenia Monika Bogdanowska.
Całkiem świeże, z ostatnich dwóch lat, są ucieczki dwóch dotychczasowych właścicieli mieszkań w centrum, przed których oknami, na małym wewnętrznym podwórku, deweloper wybudował blok. Chodzi o podwórko na tyłach kamienic przy ul. Krowoderskiej 64 i św. Teresy 4. Mieszkańcy protestowali, próbowali, z pomocą prawnika, zatrzymać inwestycję, ale nie udało im się nic wywalczyć. Nowy blok nie ma stałych mieszkańców, lokale są wynajmowane turystom.
- Szybko sprzedałem swoją własność i wyprowadziłem się w bardziej przyjazne miejsce - tak relacjonuje były już właściciel mieszkania przy ul. św. Teresy. Wspomina to jako „trudne wydarzenie” w swoim życiu.
Liliana Sonik, też mieszkanka centrum, publicystka, członek Społecznego Komitetu Odnowy Zabytków Krakowa: - Jedni sprzedali mieszkania, inni zostali wyrzuceni. A ci nieliczni, którzy zostali? Mój kolega mieszka od dziecka na Karmelickiej w kamienicy, która ma dwa tysiące metrów kwadratowych i został tam sam. Kiedyś mi napisał: „czasami chce się wyć”.
Sama od lat postuluje, by zakazać jakichkolwiek nowych hosteli w obrębie historycznego centrum. - Z hostelami jest tak, że odnawia się elewację, a całe wnętrze kamienicy jest wybebeszane i zamieniane na kajuty dla turystów. Niszczone są przy tym piękne, autentyczne detale - kute balustrady, witraże, wspaniała stolarka. Hosteli jest też w centrum ogromne zagęszczenie - mówi Liliana Sonik. Jej zdaniem znaczna część turystów - młodzi, oszczędni, z chudszymi portfelami - mogłaby nocować w dzielnicach bardziej odległych od centrum, przy okazji poznając ich atrakcje.
Tomasz Daros, przewodniczący rady Dzielnicy I Stare Miasto (a także radny miasta), szacuje, że przez 20 lat tej dzielnicy ubyło co najmniej połowę stałych mieszkańców. Kamienice albo zamieniane są w hotele i hostele, albo praktycznie wszystkie mieszkania w poszczególnych budynkach wynajmowane są turystom poprzez serwis Airbnb czy Booking.com. Turystom najczęściej hałaśliwym, imprezującym, ciągle nowym osobom.
- Najem krótkoterminowy powinien być unormowany, ograniczony jak w dużych miastach europejskich. Ale to są kwestie, które mogą być rozwiązane z poziomu ustawy i wtedy miasto może egzekwować. Teraz może tylko ewidencjonować tego typu lokale wynajmowane na krótki termin - mówi Tomasz Daros.
Przewodniczący „jedynki” podejrzewa natomiast, że przez covid wielu przedsiębiorców inaczej spojrzy na najem krótkoterminowy. - Bo o ile wcześniej zysk z niego mieli prawie pewny, to w czasie pandemii przez długi czas nie mogli wynajmować w ten sposób. Może część tych osób przejdzie na wynajem na dłuższy okres, rok, dwa-trzy lata, dzięki czemu pojawią się w centrum nowi mieszkańcy na dłużej, żyjący blisko z lokalną społecznością. Mam taką nadzieję - zaznacza.
Narastająca presja turystyki (w 2000 roku Kraków odwiedziły 4 mln turystów, a w 2019 – ponad 14 mln), wysokie ceny mieszkań czy zła jakość życia – w uporczywym hałasie z knajp, ze szczupłą zielenią, bez placów zabaw itp. to najważniejsze z przyczyn zamieniania się centrum w pustynię.
Tymczasem zwrotu nie widać, w pandemii funkcja turystyczna, komercyjna niezmiennie wygrywa w centrum z innymi funkcjami. Symbolem tego, jak mówi Marek Grochowicz, jest choćby fakt, że McDonald’s z Szewskiej właśnie powiększa się o dawny bank i będzie odtąd miał wejście z Rynku Głównego, a nie dochodzącej do niego ulicy.
Co Urząd Miasta może zrobić, by sytuacja się zmieniła? Grochowicz zwraca uwagę, że w Krakowie tylko mniej niż jedna trzecia nieruchomości to budynki komunalne, a to ogranicza pole działania. Ale można by w planach miejscowych wykluczać pewne funkcje, które są dla mieszkańców uciążliwe. Kolejne narzędzie to park kulturowy, który pozwala regulować np. kwestię używania nagłośnienia czy liczbę meleksów wożących turystów. Sprawdza się na Starym Mieście, czeka na niego Kazimierz.
Zdaniem Grochowicza trzeba przygotować się na nowe otwarcie po pandemii, z nowym myśleniem o centrum. Jest nadzieja w globalnej tendencji powrotu do miasta. Miasta tzw. 15-minutowego, gdzie wszędzie jest blisko, do sklepu, kina, kawiarni, wszystko, co potrzebne, jest w odległości kilkunastu minut spacerem. Na zachodzie Europy i w USA młodsze pokolenia coraz bardziej doceniają takie miasta. A w Krakowie tylko centrum miałoby szansę tak funkcjonować.
- Więc jest potencjał, żeby ludzie wrócili, tylko trzeba temu pomóc – uważa Grochowicz. Od dwóch lat angażuje się w prace zespołu złożonego z urzędników, aktywistów i naukowców, próbującego zastanowić się nad przyszłością Starego Miasta i Kazimierza. Ma receptę na przyszłość:
- Trzeba zrozumieć, że centrum to miks mieszkańców, turystów i przedsiębiorców, nie podporządkowywać go jednej grupie. I przygotować Kraków na turystykę zrównoważoną, w której mieszkańcy np. godzą się na więcej ogródków kawiarnianych, ale za to wcześniej zamykanych, a turyści zachowują się z szacunkiem dla mieszkańców i nie zatruwają im życia.
Poprosiliśmy magistrat o stanowisko w sprawie pojawiających się opinii, że miasto nic nie zrobiło, by zatrzymać krakowian w centrum. Zapytaliśmy też, jakie planuje działania, które sprawiłyby, że ze Starego Miasta nie uciekną ostatni mieszkańcy oraz że może pojawią się chętni, by tu zamieszkać. Wciąż czekamy na odpowiedzi.