Van Dog: - Dobry portret potrafi zastąpić tysiące fotografii
Twój pupil zdjęć ma tysiące, a ile ma obrazów? - takie filozoficzne hasło przyświeca pracowni „Van Dog”. To bodaj jedyna firma w regionie, która świadczy tego typu usługi. Nic dziwnego, skoro Ania Lasota, pomysłodawczyni przedsięwzięcia, jest nie tylko utalentowaną malarką i grafikiem, ale także miłośniczką zwierząt, szczególnie psów - chociaż przyznaje, że do tej miłości prowadziła ją długa i wyboista droga.
- Kiedyś panicznie bałam się psów. Każdy kontakt z czworonogiem dosłownie mnie paralizował - opowiada, głaszcząc białą jak śnieg suczkę. To Nela, ulubienica Ani, która stała się lekiem na kynofobię, i pierwszą modelką do portretów sygnowanych „Van Dogiem”.
Miłość od pierwszego wejrzenia
Uwagę zwracają szczególnie jej charakterystyczne, lekko skośne oczy i różowy nos. Jest jednak tak nieśmiała, że kiedy próbuje ją głaskać ktoś inny, natychmiast ucieka.
- Trafiła do mnie ze schroniska w podwarszawskim Józefowie, kiedy jeszcze mieszkałam w Warszawie, wypatrzyłam ją w internecie i natychmiast się zakochałam - opowiada Ania o Neli. - Potrzebowała czasu, żeby się do mnie przekonać. Na początku, w nowym domu, nie chciała ruszyć się z miejsca, tylko leżała, jakby miała depresję, musieliśmy wynosić ją na dwór, żeby się załatwiła. Dopiero po kilku dniach sama do mnie podeszła. Wiedziałam, że już mi zaufała.
Życie wypełnione sztuką
Zanim w jej życiu pojawił się „Van Dog”, od zawsze prowadziła działania związane ze sztuką. Jej prace pojawiały się na wystawach zbiorowych w największych galeriach. Jeszcze na studiach została stypendystką firmy Ericsson, którą ujęło ukazanie wzajemnego przenikania się technologii i natury - efektem tego była wystawa i kalendarz.
Jej prace zdobiły także mur w Mazowieckim Centrum Sztuki Współczesnej Elektrownia, a obrazy sprzedawała także Dessa.
Kiedy studiowała w Łodzi, zaczęła pracować jako scenograf i grafik przy filmach dyplomowych studentów, a potem także i przy polskich produkcjach. Pracowała przy wielokrotnie nagradzanej etiudzie filmowej „Ameryka”, a ostatnio także przy nowej polskiej komedii z Anną Dereszowską w jednej z głównych ról, której premiera na filmowych ekranach zapowiadana jest na 2 listopada tego roku.
W otoczeniu zwierząt
Teraz Ania pracuje otoczona zwierzętami. Swoją pracownię latem przeniosła do Grzmucina, gdzie jej przyjaciele budują domek na skraju lasu.
Przy tarasie, na którym ma rozstawioną sztalugę, a na niej - kolejny obraz psa, biegają trzy czworonogi. Jest z nią Nela, obok łasi się staruszek Pitagoras, ogromny pies w typie buldoga, a przy tym straszny pieszczoch, a dookoła nas biega najnowsza Dziewiątka - suczka znaleziona na stacji benzynowej w centrum Radomia.
- Nie mogłam jej tam zostawić, teraz szukam jej nowego domu - tłumaczy malarka.
To towarzystwo i atmosfera sprzyja tworzeniu, więc w domu pojawiają się kolejne obrazy, ale także kolejni właściciele psów, którzy przez profil @vandog2016 przesłali zdjęcia czworonogów, ozdabiają salony pięknymi portretami swoich ukochanych pupili. Są wśród nich przedstawiciele najróżniejszych ras, uchwyceni w swoich ulubionych pozach.
Portret z temperamentem
Anna przyznaje, że wciąż szuka swojej życiowej drogi i ma nadzieję, że to właśnie praca w „Van Dogu”.
- Ten projekt łączy moją miłość do psów i do malarstwa, i nie ukrywam, że chciałabym, żeby stał się moim sposobem na życie - mówi Anna Lasota. - Właściciele psów i kotów bezgranicznie kochają swoje zwierzęta, więc portret kogoś, kto jest członkiem rodziny to naturalna kolej rzeczy.
To, że maluje ze zdjęć, nie oznacza, że klient dostanie obraz jak z wydruku. Portrety „Van Doga” to prawdziwa sztuka, która ma swój artystyczny wymiar. Psy są często uchwycone w ruchu, Anna stara się jak najwierniej oddać ich charakter i temperament.
- Zanim siądę do malowania portretu, rozmawiam z właścicielem, poznaję upodobania modela. Chcę sprawić, żeby ktoś, kto patrzy na obraz swojego psa czuł chociaż część tej radości, którą daje przebywanie ze zwierzakiem - dodaje Anna Lasota.