Z dedykacją dla mojego dendrologa. Pod moim oknem rośnie brzoza - cichy bohater minionych dni. Piszę „cichy”, bo z pewnością głośniejszą bohaterką była wonczas „córka leśniczego”. Ale o niej nie wiemy nic, więc z konieczności naszą uwagę koncentrujemy na brzozie.
Tak się złożyło, że niezapomniana Lidka z „Czterech pancernych” - Małgorzata Niemirska miała akurat okrągłe urodziny. Z tej okazji na swoim internetowym profilu TVP Kultura zamieściła okolicznościowe życzenia. Bardzo ładne, tym bardziej, że wzbogacone o pierwszy wers piosenki, którą Lidka w serialu śpiewała: „To ja, to ja, to ja... słyszysz - wołam ciebie ja, brzoza...”.
Przez 6 tylko minut internauci mogli przyklaskiwać TVP Kultura. Po 6 minutach „brzoza” z życzeń zniknęła. Zastąpił ją „płomień”. Po następnych kilku godzinach „brzoza” wróciła jednak na swoje miejsce. „Płomień” jej nie spalił, bo do akcji wkroczyli strażacy-internauci, którzy swoimi bezceremonialnymi wpisami w sposób oczywisty potwierdzającymi obecność „brzozy” na początku piosenki („płomień” pojawia się w drugiej zwrotce) sprawili, że „brzoza” pojawiła się z powrotem. Taka to pancerna brzoza.
Pewnie już wiecie, dlaczego napisałem o brzozie „pancerna”? No właśnie, dla wiadomego skojarzenia. Bez tego słówka bowiem nigdy byście nie wpadli, że brzoza z piosenki radiotelegrafistki nieodparcie kojarzy się ze Smoleńskiem. A redaktor z TVP Kultura skojarzył, że brzoza nawet bez przydawki „pancerna”, kojarzy się i to bardzo. Skoro kojarzy się jemu, pewnie i jego szefom. A to niedobrze. To może grozić niewyobrażalnymi konsekwencjami. Więc potraktował „brzozę” „płomieniem”, ale rezultat okazał się opłakany. Z jednej strony śmieszny, z drugiej ponury.
A teraz połączymy brzozę z cukrem i bynajmniej nie chodzi nam o brzozowy sok. Jest rok 1976, lato. „Pancerni” wprawdzie jeszcze poniewierają się w telewizji, ale już nie budzą pierwotnego entuzjazmu, za to cukier jak najbardziej, bowiem właśnie wprowadzono na słodki ten produkt kartki.
Pamiętacie? Rozumiem, że nie wszyscy. Ale czy pamiętacie, jak się te kartki nazywały? No właśnie. Wcale nie kartki, talony, czy bony. Były to „bilety towarowe” z wielką jedynką lub dwójką (chodziło o kilogramy). Wszyscy mówili o kartkach, ale oficjalnie były to „bilety”. Ponieważ kartki się kojarzyły. Z biedą, okresem powojennym, reglamentacją żywności itp., a przecież „Polska rosła w siłę i ludziom żyło się dostatniej”, więc „kartki” objęła swoim kolejnym zapisem cenzura. I zwolniła je (naprawdę, cenzura wtedy „zwalniała” uwięzione przez nią samą pojedyncze słowa, zdania i teksty) dopiero w roku 1980, kiedy na krótko stuliła swoją gębę.
Wygląda na to, że się odrodziła i dzisiaj grasuje w TVP (na szczęście tylko tam), rugując ze swojego słownika właśnie brzozę, czy tworząc tzw. zapisy na aktorów i piosenkarzy, którzy na pewno w niej nie wystąpią, dopóki rządzi ten, kto rządzi.
I dlatego rozumiem nieskrywaną dumę artystów wyklętych, niepokornych, czy jakkolwiek ich teraz zwać, bo wymienione słowa zostały zawłaszczone i przeinaczone, że doczekali się chwili, w której mogą stanąć w jednym szeregu a Miłoszem, Słonimskim i Barańczakiem albo Mikołajską, których nazwisk cenzura nie „zwalniała” do druku i nie tylko.
Albo wymazując serduszko Owsiaka z czyjejś kurtki, żeby nie pojawiło się na ekranie (kojarzy się?) lub wycinając z przemówienia oświęcimskiego premier Szydło zdanie: „... Auschwitz to w dzisiejszych niespokojnych czasach wielka lekcja tego, że trzeba czynić wszystko, aby uchronić bezpieczeństwo i życie swoich obywateli...”, chociaż sama premier powiedziała, że to nie było o uchodźcach. Więc dlaczego TVP złotą myśl szefowej rządu skasowała? Czyżby jednak się kojarzyła? Jak brzoza?
Na koniec nieco sparafrazuję niezapomnianego Andrzeja Waligórskiego, ponieważ „puenty nie będzie i żądać jej na próżno, bo w morderczym zapędzie redaktor (TVP) brzozę urżnął”... Dzisiaj brzozę... Jutro...? Pojutrze...”