Do szpitali trafiają grzybiarze, którzy ulegli czarowi sów. Niestety, te bardzo smaczne i cenione grzyby łatwo pomylić z muchomorem.
Mariusz Sochacki z Toporowa wybrał się na grzyby w sobotę. - Jak jechałem rowerem leśną drogą, to wokół było aż biało od sów. Można by je zwozić przyczepkami. Przy okazji spotkałem dwie panie z Łagowa, były w szoku, że nikt tego nie zbiera - opowiada. - Do domu przywiozłem cały kosz sów, takich o średnicy kapelusza do 20 centymetrów, większych nie widać. Zjadłem ich może z dziesięć, usmażonych jak schabowe. Reszta poszła do suszenia, później się je sproszkuje, wymieszane z solą, natką pietruszki będą doskonałą przyprawą do zup, sosów...
Kania ma na nóżce pierścień, który można swobodnie przesuwać
Pan Mariusz, który grzyby zbiera od ponad 30 lat, dziwi się, jak można pomylić sowę z muchomorem. Okazuje się, że można. Ostatnio kilkanaście osób z bólem brzucha zgłosiło się po pomoc do lecznicy w Zielonej Górze. Głównym podejrzanym jest właśnie sowa, zwana także kanią.
- Teraz najczęściej mamy do czynienia z ludźmi mylącymi z nią muchomora - przyznaje Robert Górski, lekarz ze szpitalnego oddziału ratunkowego w Zielonej Górze. - Niedawno jedną osobę wysłaliśmy do zakładu toksykologii w Poznaniu. Wyniki były dodatnie... W ostatnią niedzielę trafiła do nas również kobieta w ciąży. Na szczęście, wyniki były ujemne.
Górski przekonuje także, że - delikatnie mówiąc - nieostrożnością jest serwowanie grzybów dzieciom. Nie mają one żadnych wartości odżywczych, a są ciężkostrawne. W przypadku złego samopoczucia po zjedzeniu grzybów powinniśmy reagować szybko. Jeśli po 8-12 godzinach odczuwamy bóle brzucha, mamy biegunkę, wymioty, powinniśmy udać się do szpitala. Ale warto zabrać ze sobą pozostałe grzyby (z garnka czy patelni) lub zebrane... wymiociny. Zostaną wysłane do laboratorium i pod mikroskopem sprawdzone, czy w potrawie znajdują się zarodniki muchomora sromotnikowego lub też innych trujących grzybów. Lekarze najbardziej boją się właśnie muchomora sromotnikowego. Bo zatrucie nim prowadzi do niewydolności wątroby i w konsekwencji do śmierci.
Muchomor sromotnikowy zamiast pierścienia ma przyrośniętą do nóżki falbankę
- Cóż, ludzie nie zwracają uwagi na detale, którymi muchomory różnią się od sów - stwierdza Jacek Piszczek, mykolog z Zielonej Góry. - A na przykład muchomor cytrynowy sowę przypomina. Po pierwsze zbierając sowy, nie wycinajmy ich, ale wykręcajmy. Wówczas zobaczymy, czy grzyb wyrasta z klasycznej bulwki, jak sowa, czy jakby z tworu przypominającego pęknięte jajo. Po drugie na obu tych grzybach pozostaje osłona blaszek, która później przypomina pierścień wokół trzonu. Na sowie daje się on swobodnie przesuwać, w przypadku muchomorów jest przyrośnięty.
Mykolog dodaje, że sytuacja - jakkolwiek to zabrzmi - jest dynamiczna. Oto popularna gąska, inny późnojesienny grzyb, przez wieki uchodziła za przysmak. Od kilku lat figuruje jednak na liście grzybów trujących. W ostatnim czasie odnotowano w Polsce około 20 przypadków zatruć.
Tym rewelacjom nie może nadziwić się grzybiarz oferujący sowy w centrum Zielonej Góry. - Od 20 lat zbieram grzyby i nigdy nie miałem wpadki - tłumaczy. - Ale jak ktoś raz na dziesięć lat wpadnie do lasu, i na dodatek zapomina wziąć okulary...
Nadleśniczy Edward Koszałka z Wymiarek zauważa, że przy kiepskim roku zbieracze gotowi są schylić się po grzyby, na które w czasach obfitości nawet by nie spojrzeli. Ale też jest przekonany, że zawodowi grzybiarze są jak eksperci i byle borowikowi szatańskiemu nie dadzą się oszukać.
Inne spojrzenie ma doktor Górski. Jak mówi, wszystkie ofiary zatruć, które trafiły na jego oddział, twierdziły, że są wytrawnymi zbieraczami.
Podstawowa rada? Jeśli nie jesteś pewien grzyba, nie podnoś go. A jeśli ponosi cię fantazja naukowca, idź ze swoją zdobyczą do grzyboznawcy w sanepidzie, który jest w każdym powiecie. W Zielonej Górze warto wcześniej się umówić (tel. 68 325 46 71). Jak słyszymy, grzybiarze z pytaniami trafiają tu sporadycznie, ale często ich wątpliwości są uzasadnione...