Ustawy Andrzeja Dudy o SN i KRS. Czy prezydent spróbuje wykonać polityczny szpagat?
Ustawy o KRS i Sądzie Najwyższym, które przygotowuje Andrzej Duda, nie tylko zmienią wymiar sprawiedliwości, ale także ustawią politycznie prezydenta do końca tej kadencji. Napięcie między nim, a obozem PiS datuje się od czasu, gdy Andrzej Duda zaczął wetować ustawy.
Podobno do mediów przedostaje się jedynie 10 proc. wiadomości z życia politycznego. Jeśli tak, to - wnioskując po kłótni dużego i małego pałacu, jaka miała miejsce w tym tygodniu - mamy do czynienia z potężnym konfliktem w obozie władzy. Skoro bowiem rzecznik prezydenta Krzysztof Łapiński publicznie podważa kompetencje szefowej rządu, a w odpowiedzi marszałek Senatu Stanisław Karczewski niemal żąda od głowy państwa jego odwołania, to widać wyraźnie, że napięcie zbliża się do zenitu. Emocje podgrzewa Beata Szydło, wzywając Andrzeja Dudę do tego, by zaczął konsultować z rządem przygotowywane przez niego projekty ustaw o sądownictwie. Akurat ta ostatnia uwaga (w przeciwieństwie do wielu pozostałych) została pozostawiona przez kancelarię prezydenta bez komentarza.
Napięcie rośnie od czasu, gdy Andrzej Duda zaczął wetować ustawy zatwierdzone przez sejmową większość. Generują one irytację w PiS - do tego stopnia, że Beata Szydło kilka dni temu podkreśliła, że liczy na to, że te weta były jedynie „incydentem”. Teraz jej otoczenie naciska na prezydenta, by ten zdymisjonował swojego rzecznika po jego wypowiedziach podważających kompetencje pani premier. Choć jeśli prawdą są medialne spekulacje o tym, że wypowiedzi Krzysztofa Łapińskiego były uzgodnione z Andrzejem Dudą, to próba sił między dużym i małym pałacem jeszcze się nasili - a takich filipik słownych jak ostatnio w wykonaniu rzecznika i pani premier będziemy mieli jeszcze więcej. I pewnie jeszcze ostrzejszych, bo nie zapowiada się, by prezydent zdecydował się jednak z usług swego rzecznika zrezygnować.
Ale obecna burza to jedynie chwilowe zawirowania. O tym, jaki będzie jej ciąg dalszy, przesądzi bowiem sprawa najważniejsza: ustawy o sądownictwie. Po dwóch wetach w kancelarii prezydenta powstają projekty dwóch ustaw: o Krajowej Radzie Sądownictwa oraz o Sądzie Najwyższym. Konflikt między dużym i małym pałacem będzie się rozwijał (lub nie) w zależności od tego, jaki będą one miały kształt. Jeśli Andrzej Duda przygotuje ustawy zbliżone do tych, które zawetował, całe napięcie momentalnie zniknie - PiS zacznie mówić o „naszym prezydencie” (a opozycja odgrzeje „Adriana”), Beata Szydło podziękuję za współpracę, pewnie nawet ktoś rzuci ciepłe zdanie o Krzysztofie Łapińskim. Ale jeśli te projekty będą zbyt konsyliacyjne wobec środowiska sędziowskiego, to natychmiast cała większość rządowa uderzy w najwyższe tony. Wtedy problemem będzie już nie tylko rzecznik, ale dosłownie wszyscy. Antoni Macierewicz dostanie pełne poparcie dla wypychania Pawła Solocha z wojska, a Witold Waszczykowski na wycinanie wpływów Krzysztofa Szczerskiego w polityce zagranicznej. To będzie wojna na pełnych obrotach, a na niej każdy bagnet będzie dobry do ataku.
Trudno zakładać, że Andrzej Duda tego nie wie - a jeśli myśli o drugiej kadencji, to musi dbać o dobre relacje z partią, z której się wywodzi. Poza tym prezydent nigdy nie dał nawet cienia podejrzenia odnośnie tego, że sam nie chce głębokiej reformy wymiaru sprawiedliwości. Mówi o tym od kampanii wyborczej, także uzasadniając fakt dwóch wet przypominał o tym, że zależy mu na bardzo głębokiej reformie - a weta były efektem tego, że nie podobał mu się sposób rozłożenia akcentów w ustawach, a nie ich duch.
I projekty, które kancelaria prezydenta przedstawi w drugiej połowie września, mają być zbliżone do tego, co już raz przeszło przez Sejm. Jak wynika z ustaleń „Polski”, prezydent bezpośrednio nad nimi nie pracuje. Na obecnym etapie prac główne skrzypce gra prawniczka z kancelarii prezydenta Anna Surówka-Pasek. To ona sama dobiera sobie grono współpracowników - i z grona osób pracujących w kancelarii, ale także poza nią (wśród nich jest m.in. Michał Królikowski, który wcześniej był wiceministrem sprawiedliwości, gdy tym resortem kierował Jarosław Gowin). Andrzej Duda nie wtrąca się w ich prace, nie wskazywał nawet głównych osi założeń ustawy. Czeka na pierwsze wersje gotowych projektów - i dopiero na nich zacznie się praca nad finalnym projektem zmian.
Co konkretnie w tych projektach może się znaleźć? Doniesienia w tej materii są mgławicowe. Oczywistym jest, że mniej kompetencji - w porównaniu z tym, co znalazło się w zawetowanych ustawach - będzie mieć Zbigniew Ziobro. „Pani Zofia (Romaszewska - przyp. red.) powiedziała do mnie słowa, które uderzyły mnie w czasie tego weekendu najbardziej: panie prezydencie, ja żyłam w państwie, w którym prokurator generalny właściwie mógł wszystko i nie chciałabym do tego państwa wracać” - mówił prezydent przy ogłaszaniu swojej decyzji o wetach. A w ustawach przez niego odrzuconych kompetencje ministra sprawiedliwości, który jest jednocześnie prokuratorem generalnym, były mocno rozbudowane, zyskiwał on na przykład możliwość selekcji sędziów Sądu Najwyższego i Krajowej Rady Sądownictwa.
Z nielicznych przecieków, jakie docierają do mediów, wynika, że w nowym projekcie ustawy o KRS znajdzie się pomysł, który Andrzej Duda zgłaszał już wcześniej: wybór sędziów Krajowej Rady Sądownictwa przez Sejm większością trzech piątych głosów. Ale by uniknąć potencjalnego paraliżu wyboru związanego z brakiem możliwości zbudowania tak dużej koalicji („żeby nie było Włoch” - mówi jeden rozmówca, nawiązując do sytuacji, gdy włoski parlament, mimo kilkudziesięciu prób trwających ponad rok, nie umiał zgromadzić większości potrzebnej do wyboru sędziego Trybunału Konstytucyjnego), w tym pomyśle znajdzie się haczyk, pozwalający uniknąć pata.
Chodzi o stworzenie sekwencji zdarzeń przy wyborze. W pierwszym kroku możliwość jego wyboru będzie miał Sejm. Jeśli jednak nie uda się zbudować koalicji trzech piątych posłów (a obserwując z każdym rokiem pogłębiającą się polaryzację można zakładać, że będzie to mało możliwe), to wtedy piłka znajdzie się po stronie prezydenta i Senatu - oni zyskają możliwość wskazania swoich kandydatów.
Na pewno ten ruch wzmocni pozycję prezydenta i marszałka Senatu. Dla głowy państwa będzie to kolejna kompetencja w dziedzinie sprawiedliwości - w ten sposób prezydent do spraw wojskowych i polityki zagranicznej dołoży sprawiedliwość jako obszar podlegający jego szczególnej opiece. Ale też sporo zyska przewodniczący izby wyższej parlamentu. Zgodnie z konstytucją marszałek Senatu jest trzecią osobą w państwie - ale praktyka i logika rządów w Polsce po 1989 r. sprawiła, że spełnia on rolę przede wszystkim reprezentacyjną, jego waga polityczna jest niższa nie tylko od premiera, ale nawet od części ministrów. Jeśli jednak zapisy, o których mowa, znajdą się w projektach prezydenckich ustaw i zostaną zatwierdzone przez parlament, to znaczenie marszałka Senatu wzrośnie, zyska on solidne narzędzie do skuteczniejszego rozpychania się łokciami w polityce.
Należy się spodziewać także propozycji regulacji, które przyznają sędziom KRS i SN nowe kompetencje. Już pojawiły się zapowiedzi, że pojawi się kasacja nadzwyczajna, która umożliwi Sądowi Najwyższemu usuwanie niewłaściwie wydanych wyroków. Pewnie tego typu gestów w projektach ustaw znajdzie się więcej - po to, by usprawnić system sądowy w Polsce, ale też choć trochę zadośćuczynić sędziom wprowadzane zmiany.
Bo należy się spodziewać, że zmiany proponowane przez Andrzeja Dudę będą szły daleko. Chodzi przede wszystkim o rozwiązania umożliwiające wymianę sędziów tworzących dziś KRS i Sąd Najwyższy. Takie mechanizmy znalazły się w zawetowanych ustawach i należy się spodziewać, że będą także w nowych - choć szczegóły na razie nie są znane.
A w tych szczegółach będzie się kryć kwestia sukcesu lub porażki tej reformy. Wetując Andrzej Duda dobrze wyczuł paradoks sytuacji: to, że większość Polaków oczekuje reformy systemu sądownictwa, ale także większość nie chce ustaw przygotowanych przed wakacjami. Jeśli dobrze złapie równowagę między głębią zmiany, a odpornością wyborców, wyjdzie z tego konfliktu bardzo wzmocniony. W ten sposób otworzy sobie drogę do kolejnej kadencji.
Ale taki scenariusz jest bardzo mało prawdopodobny. Dużo bardziej należy oczekiwać innego: tego, że mnóstwo osób będzie niezadowolonych. Reformy zawsze bolą, wiadomo, że wiele osób będzie przeciwko nim protestować. Ale jeśli Andrzej Duda zaproponuje tylko kosmetyczne zmiany, protestować będzie duża część jego wyborców z 2015 r., a także jego zaplecze polityczne.
W tym miejscu widać pułapki, w jakie prezydent może wpaść, jak łatwo sukces, którym stały się dla niego weta, stanie się porażką. Zostanie politycznie „zjedzony” albo przez opozycję, albo przez obóz rządzący. Bo wetami Andrzej Duda ustawił się między nimi. Tyle, że taki szpagat to bardzo trudna figura w życiu publicznym. Łatwo o kontuzję - to dlatego tak wiele osób woli stać twardo po jednej ze stron obecnego konfliktu. Prezydent projektami ustaw da nam odpowiedź także na kwestię, jak widzi swoje miejsce w polityce: czy opowiada się przy jednym z obozów, czy próbuje szpagatu. A jeśli próbuje, to jak bardzo jest w stanie się rozciągnąć.
Z lakonicznych wypowiedzi dotyczących reformy można się domyślić, że ostrze reformy prezydent postara się obłożyć różnymi osłonami, propozycjami, które w jakiś sposób będą rekompensować środowisku sędziowskiemu wprowadzane zmiany. Na pewno choć w części pomoże to stonować emocje przy okazji tych reform - ale na pewno ich nie wygasi. Dziś niemal w ciemno można zakładać, że opozycja znów spróbuje wyprowadzić Polaków na ulicę „w obronie sądów”, specjaliści jej pomagający już pewnie wymyślają, czy tym razem symbolem protestów będą róże, świece, czy może inne gadżety. Ale prawdziwej reformy sądów - w obecnej sytuacji politycznej - w inny sposób zrobić się nie da. Natomiast jeśli propozycje ustaw będą zwyczajnie uczciwe, będą służyły realnej zmianie, a nie będą jedynie elementem rozgrywki politycznej, to gdy kurz protestów opadnie, Andrzej Duda i całą obóz władzy będą mieli satysfakcję z dobrze wykonanej roboty.