Usłyszmy ból dzieci. Już nawet 6-latkom nie chce się żyć
Samobójcy zawsze dają sygnały - mówi ks. dr Jerzy Smoleń, psycholog, wykładowca Akademii Ignatianum w Krakowie.
Najmłodszy pacjent po próbie samobójczej?
Do mojego gabinetu trafiła sześcioletnia dziewczynka.
Sześcioletnia?!
Wiek prób samobójczych obniża się. Ta dziewczynka zażyła kilka tabletek rutinoscorbinu, który znalazła w domu, na półce. Na pytanie, dlaczego to zrobiła, odpowiedziała, że nie chciała się rano obudzić. Wzrasta napięcie związane z funkcjonowaniem w społeczeństwie. Coraz więcej wymagamy od dzieci i są to wymagania natury psychicznej, intelektualnej. Dziecko musi umieć, zapamiętać, nauczyć się, rozwiązać, napisać. Coraz mniej jest zadań, które służą koordynacji ruchowej.
Dzieci są coraz bardziej obciążone psychicznie?
Tak. Rodzice i nauczyciele wywierają na nich presję, powtarzają: liczy się sukces. Dzieci muszą mieć jak najlepsze oceny. Muszą się liczyć w rankingach. Kto jest najlepszy? Która klasa? Która szkoła w powiecie, gminie, w województwie? Nikt nie powie: ocena dostateczna jest wystarczająca, nie musisz poprawiać, czwórka jest ok. Wszyscy mówią: stać cię na więcej. Jakbyś się przyłożył, byłoby lepiej. Sami to nakręcamy, a dzieci po prostu nie wyrabiają. Poza tym zbyt mało dzieci chwalimy. Wydaje nam się, że wychowywać to znaczy: doradzać, pouczać, podpowiadać, krytykować, oceniać, zwracać uwagę. To nie tak! Kiedyś robiliśmy badania wśród uczniów. Jedną z propozycji dzieci dla rodziców było: mów mi komplementy, doceniaj to, co robię, bo nie wszystko robię źle. Przytulaj mnie często. Nie bój się powiedzieć: kocham cię. Rozmawiaj ze mną, a nie tylko wydawaj polecenia. Niby nic trudnego, a jednak...
Czy o myśli samobójcze można pytać?
Trzeba. Zwłaszcza wtedy, gdy mamy podejrzenia, gdy zachowanie wskazuje na ryzyko rezygnacji z życia. Pytam nawet dzieci: czy miałeś kiedyś takie myśli, że nie chce ci się żyć? Czy zdarza ci się, że nie chcesz wstać rano i chciałbyś tak spać wiecznie? Dzieci świetnie to rozumieją. I mówią wprost: chciałam zażyć tabletki, albo bałem się rzucić pod pociąg. Nigdy się nie spotkałem z sytuacją, żeby ktoś był nieszczęśliwy z powodu takiego pytania.
Niektórzy twierdzą, że takie pytania mogą prowokować do myśli samobójczych.
Dawniej tak uczono. Ja widzę to odwrotnie: że właśnie wtedy pacjent słyszy, że ktoś go rozumie - że skoro zadał takie pytanie to znaczy, że wczuł się w sytuację. I dzięki temu się otwiera. Takie pytanie pomaga, ale musi mieć właściwą formę. Nie można nikogo lekceważyć i poniżać. Mamy jeszcze sporo do zrobienia. Dwa środowiska, które powinny być najbliższe dzieciom - dom i szkoła - dla wielu są katorgą. Pewna dziewczynka wróciła kiedyś z przedszkola i powiedziała, że więcej tam nie pójdzie. Koleżanka jej powiedziała, że ją udusi, gdy jej czegoś nie przyniesie. A potem uderzyła ją w brzuch. Co zwykle mówią rodzice w takiej sytuacji? „Nie przejmuj się”, „Następnym razem jej oddaj”, „Trzeba było powiedzieć pani”. W ten sposób edukujemy dziecko, a „kat” zostaje bezkarny. Skrzywdzone dziecko myśli: znowu mnie nie rozumieją. Czy przyjdzie ponownie, żeby się poskarżyć?
Jaka powinna być właściwa reakcja rodziców?
Rodzice powinni dziecko przytulić i powiedzieć: dziękuję, że nam to powiedziałaś. Kiedy coś cię zasmuci, zawsze masz do nas przyjść. I następnego dnia powinni razem pójść do przedszkola. Upewnić dziecko, że nic mu nie grozi. Porozmawiać z panią, z tą dziewczynką i jej rodzicami. Ta sytuacja nie może być nie rozwiązana. Tamta dziewczynka musi się przekonać, że to, co zrobiła jest złe. I nie ma na to przyzwolenia.
Amerykański suicydolog Norman Farberow twierdził, że stawiając dziecku wymagania niewspółmierne do jego możliwości i stale okazując niezadowolenie, można wyhodować samobójcę…
To bardzo mądre spostrzeżenie. Możliwość tolerowania czy akceptowania przez dzieci wymagań szkoły czy rodziców, też jest ograniczona. Perfekcjonizm również może prowadzić do samobójstwa. Nie da się cały czas poprawiać wszystkiego. Jeśli nauczyciel nie potrafi powiedzieć: Jurek, zostaw tę trójkę, uczciwie na nią zapracowałeś, następny sprawdzian napiszesz lepiej, jeśli będziesz chciał. Każdy mówi: popraw. Wtedy uczeń skupia się, by poprawić, a już go goni następny sprawdzian. Kiedy ma czas, żeby odpocząć, zrelaksować się, powygłupiać z rodzicami, obejrzeć film z przyjaciółmi? Pomożemy dzieciom, jeśli przestaniemy się na siebie obrażać jako dorośli, gdy zaczniemy słuchać i usłyszymy ból dzieci, którym się nie chce żyć.
Z tego wynika, że samobójstwo to raczej efekt długich rozmyślań, a nie impulsu?
Każde samobójstwo - to dotyczy zarówno dzieci, jak i dorosłych - jest zaplanowane i przygotowane. Jednak może do niego doprowadzić impuls, określone zdarzenie będące kroplą, która przepełnia czarę. W danym dniu może wydarzyć się coś, co zmotywuje człowieka do tego, że trzeba to zrobić teraz.
Jakie są główne powody samobójstw wśród ludzi dorosłych?
Przede wszystkim duża samotność, która nie polega na tym, że nie ma ludzi, ale że nie ma z kim porozmawiać. Człowiek boi się człowieka, bo każdy chce być idealny. Dlatego nie jest łatwo powiedzieć o tym, co zrobiłem źle, z czym sobie nie radzę, co jest dla mnie trudne. Trudno znaleźć kogoś, komu można zaufać i szczerze porozmawiać. Kolejnym powodem odbierania sobie życia są problemy ekonomiczne. Obserwuję pęd ludzi do tego, by mieć. Trafił do mnie młody, dwudziestokilkuletni chłopak, który wyjeżdżając do pracy za granicę musiał przyjmować środki antydepresyjne, bo tak tęsknił za rodziną. W 27. roku życia i w drugim roku małżeństwa brakowało mu... ogrodzenia wokół własnego domu. Przyczyną samobójstw jest również lekceważenie różnego rodzaju stanów psychicznych. Depresja nieleczona nie mija. Zaburzenia lękowo-depresyjne czy obsesyjno-kompulsywne nie przechodzą same z siebie. Aż 15 proc. osób z takimi zaburzeniami popełnia samobójstwa. Kolejnym powodem targnięcia się na swoje życie może być niska samoocena. Coś złego zrobiliśmy ze społeczeństwem, ponieważ nie umiemy sobie radzić z porażkami. Nie wpisujemy niepowodzeń w rozwój człowieka. Zostawi kogoś dziewczyna - koniec świata. Rzuci ją chłopak - wszystko jest bez sensu. Nie powinno tak być. U dzieci częstą przyczyną prób samobójczych są odrzucenia rówieśnicze i rodzinne. Rodzice nie mają czasu, żeby z nimi porozmawiać, wsłuchać się w ich problemy. Nauczyciele nie zwracają uwagi. Jeśli dziecko siedzi w kącie i czuje się potrzebne tylko wtedy, kiedy ktoś chce od niego odpisać zadanie, to nie znaczy, że jest szczęśliwe. Odrzucenie rówieśnicze, rywalizacja z użyciem nowych mediów, niszczenie zdjęciami, SMS-ami - to sprawia, że ktoś w pewnym momencie może zwątpić w sens życia. Sztuką jest zatrzymać się i porozmawiać o tym, czego człowiek oczekuje. Sztuką jest tak słuchać, żeby usłyszeć. Przecież ktoś nie powie o swoich problemach od razu, na pierwszym oddechu. Przy pierwszej wizycie, w pierwszym zdaniu możemy nie usłyszeć, że chce sobie odebrać życie. Kiedyś psychologowie mówili, że 8 na 10 osób o tym mówi. Z mojej 19-letniej praktyki wynika, że wszyscy mówią. Tylko my nie słyszymy. Te osoby mówią wprost i nie wprost. Werbalnie i niewerbalnie. Dopiero potem, gdy zaczynamy analizować ich życie, to zauważamy, że dawały wiele znaków, że informowały o swoim zamiarze.
Jakie to mogą być znaki?
Robienie porządków, kupowanie czegoś. Opowiadano mi o sytuacji, że pewna kobieta kupiła kabel i drabinę. Nikogo nie zainteresowało, na co jej to potrzebne. A to były narzędzia do odebrania sobie życia. Inne znaki to dzielenie się tym, co mamy, rozdawanie przedmiotów, żegnanie się z ludźmi, zamykanie pewnych spraw, wydawanie rodzinie poleceń typu: to oddajcie, tak zróbcie. Czasem te osoby nagle zaczynają modlić się za swoich bliskich, zamawiają msze święte, jadą na pielgrzymkę. A niektórzy mówią wprost: ech, jakby się człowiek nie obudził, toby nikt tego nawet nie zauważył.
Zwykle odbieramy takie słowa jako zwykłe gadanie.
Tak. Myślimy: jak on od pięciu lat w ten sposób mówi, to tego nie zrobi. A właśnie za którymś razem zrobi. Pamiętam sytuację, że młody chłopak chciał odebrać sobie życie. Strasznie się przed tym bronił, sygnalizował na prawo i lewo, ale rodzice to bagatelizowali. Mówili mu: jakbyś się wziął do roboty i miałbyś zajęcie, to byś nie myślał o głupotach. Dopiero nastraszenie rodziców policją sprawiło, że pojechali z synem do psychiatry i... chłopak żyje. Trzeba włączyć leki, wprowadzić psychoterapię i zdiagnozować, dlaczego takie myśli przychodzą.
Czy dramatyczna diagnoza lekarska może być powodem targnięcia się na swoje życie?
Tak też może być. W tej grupie ryzyka są osoby z chorobami terminalnymi, przewlekłymi czy nowotworami zagrażającymi życiu. To dobre pytanie, bo zdarza się, że chorzy onkologicznie giną w wypadkach samochodowych. Są teorie, że mogły popełnić samobójstwo.
Istnieją stereotypowe opinie na temat samobójstw, np. że silny, bezkompromisowy mężczyzna nie może targnąć się na swoje życie. Czy pewne cechy osobowości czynią z niektórych potencjalnych samobójców?
Zygmunt Freud mówił, że każdy z nas ma tendencje do samounicestwienia. Prof. Barbara Pilecka w jednej z książek napisała, że każdy, kto choć raz uwierzy w to, że może popełnić samobójstwo, kiedyś to zrobi. Są to trudne tezy. Jednak patrząc przez pryzmat mojego doświadczenia, zauważam, że nikt z nas nie jest tak mocny, żeby mógł powiedzieć: mnie to nigdy nie spotka. Myśl o samounicestwieniu może wrócić nawet po wielu latach. Dlatego tak ważne jest, by umieć pomóc w odpowiednim momencie.
Kim jest samobójca? Czy można mówić o jakimś profilu?
Są to osoby bardzo wrażliwe. Przeżywające coś mocno, bez umiejętności dystansu. Czasem zamknięte, zakładające jakieś maski, żeby świat niczego nie zauważył. Najbardziej zaskakuje fakt, że najczęściej odbierają sobie życie nie ci, którzy są ciągle smutni, przygnębieni, ale ci, którzy są duszą towarzystwa. Trudno stworzyć bardziej szczegółowy profil, ponieważ nawet listy, które samobójcy zostawili, nie są takie same.
Czytał je ksiądz?
Niektóre tak. Zwykle lepiej ich nie czytać, tylko zniszczyć. Jest pewien rodzaj samobójców, którzy odbierają sobie życie po to, by kogoś ukarać. Bywa też samobójstwo z zemsty: teraz będziesz cierpiała. A gdy ktoś dopisze jeszcze coś w liście, to niczemu nie służy.
Co zwykle piszą samobójcy?
Te listy, które czytałem, zawierały podziękowania, prośby o wybaczenie, by się nie gniewać na nich, słowa pożegnania. Czytam je zawsze ze łzami w oczach, bo człowiek się żegna i przeprasza, natomiast w ogóle nie czuje dramatu, tylko ulgę. Jego najsilniejszym pragnieniem jest to, że wreszcie z czymś zerwie, coś nie będzie go dłużej dręczyło, będzie poza nim.
To pragnienie jest silniejsze niż obawa, że ci, którzy zostaną, będą cierpieć?
Nigdy nie rozmawiałem z tymi, którzy odebrali sobie życie, ale pewnie tak. Czasem nawet pisali w listach, że będą się opiekować bliskimi z góry. I dlatego na pogrzebach osób, które popełniły samobójstwo, potrzeba niesamowitej subtelności. Nie można powiedzieć czegoś za dużo, nie można przesadzać w mówieniu dobrze o zmarłym. Na takich pogrzebach zawsze jest potencjalny samobójca. Ktoś, kto chce posłuchać, co mówią o osobie, która odebrała sobie życie i co powiedzą kiedyś na jego pogrzebie.
Czy trafiają do księdza na terapię osoby po nieudanych próbach samobójczych?
Tak. I te rozmowy są naprawdę trudne. Niektórzy są zadowoleni, szczęśliwi, że żyją, ale inni nie cieszą się z faktu, że zostali uratowani. Czasem po próbie samobójczej przychodzi otrzeźwienie, ale zwykle jest krótkotrwałe. Każda osoba, która miała próbę samobójczą, pozostaje w grupie ryzyka i potrzebuje leczenia psychiatrycznego i wsparcia psychologicznego.
Co czuje potencjalny samobójca?
Nie wiem. Czasem mam wrażenie, że w ostatniej chwili ktoś próbuje jeszcze zmienić zdanie, próbuje się jeszcze ratować. Były sytuacje, że na drzewie, na którym ktoś się powiesił, widać było korę zdartą butami, jakby chciał zmienić zamiar, ale było już za późno. Nie wiem, co czuje ktoś tuż przed śmiercią. Sądzę, że to dla tej osoby jakaś ulga i jak najbardziej realne rozwiązanie.
Jeśli ktoś miewa myśli samobójcze, może sam sobie pomóc?
Powinien poprosić o pomoc. Żaden kardiolog nie wyleczył samego siebie. Psycholog potrzebuje psychologa. Ksiądz, żeby uzyskać odpuszczenie grzechów, musi iść do drugiego księdza. I w tym jest wyjątkowa mądrość. Sama wiedza nie pomaga. Potrzebny jest drugi człowiek, z którym można porozmawiać, który mnie wysłucha, podpowie. Zwyczajnie jest.
Jaka jest najtrudniejsza historia, z którą ksiądz się zmierzył?
Każda zostawia ślad. Każda oddziałuje. Każdą noszę w sercu. Pamiętam historię rodziny, w której ojciec zmarł na nowotwór w lipcu, a w grudniu mama odebrała sobie życie. Zostawiła czterech kilkuletnich synów. To bardzo trudna sytuacja. Każda śmierć ma na mnie wpływ i zawsze pytam samego siebie, czy możliwe jest, aby zdążyć wszystkim pomóc, zdążyć na czas?
Czy samobójcy zawsze działają z zamiarem pozbawienia życia, czy raczej wołają o pomoc?
Oni wołają o pomoc dużo wcześniej. A potem analizują to, co usłyszeli, widzą, kto przejął się ich sytuacją. Pewien chłopak miał być wypisany z oddziału psychiatrycznego. Powiedział ojcu, że popełni samobójstwo. I ten mężczyzna zgłosił to lekarzowi. A lekarz odpowiedział: on tak panu mówi od dziesięciu lat. I dał wypis, wbrew temu, co mówił syn, o co prosił ojciec. I następnego dnia po południu chłopak już nie żył. Odebrał sobie życie przez powieszenie, tuż obok domu rodzinnego. To, że ktoś mówił o samobójstwie i nie popełnił go, nie znaczy, że w końcu tego nie zrobi.
Jak możemy zapobiegać?
Zacznijmy ludzi kochać na tyle, żeby chcieć z nimi być. Doceniać to, co robią. Słuchać innych. Zadajmy sobie pytanie, ile w ostatnim dniu, tygodniu, poświęciliśmy czasu dzieciom na to, żeby porozmawiać o niczym. Nie pytać o szkołę, zadanie, lekturę, dyktando, sprawdzian, dodatkowe zajęcia. Tylko z nimi pobyć. Kiedy ostatnio rodzice odwołali dyżur, założyli dres i powiedzieli dzieciom: dzisiaj jesteśmy razem. Gdybyśmy zrobili wśród dzieci anonimowe ankiety, one by nam powiedziały, że cierpią przez nas, dorosłych. Łatwo jest się na nie zdenerwować, bo nie słuchają, trudniej jest sprawić, żeby czuły się kochane i powiedziały o tym, co je boli.
CV: KSIĄDZ DR JERZY SMOLEŃ
Urodzony w 1968 roku w Dobrej koło Limanowej. Wykładowca Akademii Ignatianum w Krakowie, psycholog, psychoonkolog, pracuje w Poradni Zdrowia Psychicznego.
Zajmuje się opieką - psychologiczną i duszpasterską - osób w kryzysach oraz psychologią mediów.