Unię czekają trudne czasy po szczycie [rozmowa]
Rozmowa z dr Aleksandrą Kruk, politolog z Uniwersytetu Zielonogórskiego, o przyszłości UE.
W weekend spotkają się przywódcy unijni na szczycie w Bratysławie. Po raz pierwszy bez Wielkiej Brytanii. Unia wyraźnie się dzieli i chyba nikt nie potrafi już tego podziału zatrzymać.
Wyjątkowość szczytu w Bratysławie postrzegam w tym, że będzie kumulował ukryte w UE interesy własne państw. Unia Europejska znajduje się w kryzysowej sytuacji i coraz bardziej obserwujemy próby tworzenia koalicji państw, które reprezentują wspólne interesy i opinie. Te działania w dużej mierze oparte są na kryterium geograficznym. Dla części państw priorytetem są problemy na południu, inne pilnie obserwują sytuację na wschodniej granicy UE. Aktualne wydarzenia uzmysławiają, że historyczny czy instytucjonalny sposób patrzenia na Europę nie wystarczy w kontekście wymiaru tożsamościowego i różnic ekonomicznych. Z punktu widzenia Grupy Wyszehradzkiej trzeba zaznaczyć, że głos tego ugrupowania jest słyszalny głównie przez pryzmat kryzysu migracyjnego. Ale można przypomnieć, że wcześniej Vaclav Klaus budził wśród europejskich elit, np. Hansa-Gerta Pötteringa, podobne irytacje, jak dziś Wiktor Orban.
Na czym teraz zależy Niemcom?
Chociaż dostrzegamy słabość V4, to z pewnością ważne przed spotkaniem w Bratysławie jest uświadomienie sobie, że Niemcom zależy na wypracowaniu formuły działań z Polską, Czechami, Słowacją i Węgrami. To ważna informacja, bo przecież do szczytu przygotowują się też inne państwa, które potrzebują poparcia kanclerz Angeli Merkel.
Polska, podobnie jak Węgry, z kraju, który jeszcze przed rokiem nie sprawiał problemów, stała się teraz krajem, któremu UE wnikliwiej się przygląda, głównie przez Komisję Wenecką. Nasz rząd jednak nazywa tę komisję organem politycznym, a jej obserwacje opiniami, które nie są znaczące. To jak nas odbiera teraz Unia?
Gdy czytam prasę europejską, to zwracam uwagę na pesymistyczne ustosunkowanie się zachodnich mediów do aktualnego sporu konstytucyjnego w Polsce. Gerhard Gnauck z niemieckiego „Die Welt” wy-snuł apokalipsę, że Polsce grozi katastrofa. Na łamach „The Guardian” dominowała krytyka Jarosława Kaczyńskiego. Jednak warto zauważyć, że Brytyjczycy dość pozytywnie wypowiadali się na temat Beaty Szydło, zwracając uwagę, że będąc kobietą jest bardziej ugodowa niż jej polityczny mentor. Francuska „Le Monde” podkreślała głęboką polaryzację społeczeństwa w Polsce. Aby uniknąć oceniania sytuacji w Polsce wyłącznie oczami Europy Zachodniej, można rozważyć aprobujące opinie dla polskich władz ze strony prezydenta Rumunii Klausa Iohannisa z Partii Narodowo-Liberalnej.
Donald Tusk apelował przedwczoraj, aby rząd polski nie chwiał łodzią, jaką jest Wspólnota, ale w odpowiedzi od obecnego rządu dostał uśmiech pod nosem, który mógł oznaczać jedno: niech się Tusk nie wtrąca, wiemy lepiej, czego potrzeba Polakom.
Bez wątpienia byłoby korzystniej, gdyby Donald Tusk, szef Rady Europejskiej, oraz Beata Szydło pokazali, że polski głos na forum UE jest wyważony. Ale unijna dyplomacja jest przyzwyczajona do przejawów polskiej sarmackości. Klasycznym przykładem jest sytuacja z 2008 roku, gdy wyniknął problem uczestniczenia przez prezydenta Lecha Kaczyńskiego i premiera Donalda Tuska w spotkaniu Rady Europejskiej. Do problemu musiał się odnieść Trybunał Konstytucyjny. W tym sensie jest to pewien regres kultury politycznej w Polsce, że autorytet tej instytucji został uszkodzony.
Szczyt w Bratysławie ma pomóc wypracować pakiet reform UE, by poradzić sobie z takimi wyzwaniami, jak rosnące zadłużenie niektórych państw członkowskich, zagrożenie terrorystyczne, napływ migrantów i kryzys strukturalny.
Tymi sprawami zajmuje się prezydencja słowacka, mająca miejsce po niderlandzkiej, a poprzedzająca maltańską. Dynamika zmian w Unii Europejskiej i Brexit wymusiły modyfikację uchwalonego pod koniec 2015 roku Programu Strategicznego Prezydencji. Jednak już wtedy Rada Unii Europejskiej wyznaczyła pięć modułów, którymi powinny zajmować się składy Rady UE. Prace miały dotyczyć walki z bezrobociem, kreowania wzrostu i konkurencyjności, polityki klimatycznej, obszaru wolności, bezpieczeństwa i sprawiedliwości. Podczas prezydencji miały być podjęte próby wzmocnienia pozycji UE i jej obywateli na arenie światowej.
W którą stronę pójdzie Unia po szczycie?
Państwa Unii Europejskiej będą bardziej podkreślać partykularne interesy, a ich obywatele protestować przeciwko pogorszeniu sytuacji na rynku pracy. Obywatele UE będą oczekiwali zwiększenia wysiłków na rzecz zapewnienia im bezpieczeństwa. Obecne polityki unijne, w dużej mierze dotyczące różnych wymiarów bezpieczeństwa, np. socjalnego, będą musiały stawić czoło opinii publicznej i konkurencji światowej.