Z prof. Adamem Makowskim z Instytutu Historii i Stosunków Międzynarodowych Uniwersytetu Szczecińskiego.
Panie profesorze. W 35. rocznicę stanu wojennego, było tak. Rano kwiaty przed stocznią składał marszałek województwa, w południe prezydent Szczecina, wojewoda, Solidarność. Po południu manifestacja przeciwko rządom PiS. Podobnie było w całym kraju. Czy my naprawdę już nie umiemy być razem, nawet podczas ważnych świąt?
Prof. Adam Makowski: Akurat w przypadku rocznicy stanu wojennego, to ona zawsze była i będzie wykorzystywana politycznie. Nawet gdybyśmy ukrzyżowali Kiszczaka i Jaruzelskiego, to nic by to nie zmieniło. Ale nie podpiszę się pod tezą, że my, Polacy, jesteśmy jakoś szczególnie kłótliwi czy podejmujemy działania absurdalne, różne innym narodom. Nie różnimy się specjalnie od innych.
To może historia nas tak ukształtowała?
Mamy inne uwarunkowania historyczne, w związku z tym pewne emocje są większe. Naprawdę to ma głębokie ukształtowanie historyczne. To jak każdy z nas jest ukształtowany przez doświadczenia osobiste, tak Polacy są kształtowani przez doświadczenia narodowe. A to nasze doświadczenie narodowe, gdy chodzi o sprawy wolności, niepodległości, suwerenności, odpowiedzialności za siebie jest takie, że państwo przestało być wartością kilkaset lat temu. I stało się nią na powrót dopiero niedawno, w okresie międzywojnia i po 1989 r.
To według Pana profesora nie ma się czym przejmować?
Podchodzę do tego bez emocji. Uważam, że jest to sprawa całkowicie naturalna. Nie odnoszę tego tylko do stanu wojennego, ale do przeszłości, która nigdy nie mogła być rozliczona i to nie w sensie karnym czy politycznym. Zabrakło jednoznacznej oceny uczestników wydarzeń. 35 lat to w życiu człowieka dużo czasu. Ale dla społeczeństwa, to nie jest długi okres. Nie doszło nawet do zmiany pokoleniowej. W okresie międzywojennym takim punktem odniesienia był zamach majowy. Bardzo rzadko jesteśmy na bieżąco stwierdzić, że jakieś wydarzenie jest wydarzeniem historycznym. I 1989 rok i wybory czerwcowe to nie był dla wielu ludzi znak, że mamy do czynienia z czymś historycznym. Dopiero perspektywa powoduje, że jakieś wydarzenie urasta do rangi przełomu.
Każdy z nas chciałby w momencie przełomowym stać po właściwej stronie. To naturalne?
Tak. Ten spór jest całkowicie naturalny. Dzisiaj wprowadzenie stanu wojennego jest łatwe do oceny, w związku z tym bardzo łatwo jest sięgać po stan wojenny do legitymizacji dzisiejszych postaw.
To też obserwujemy na co dzień. O co jest spór?
Nikt publicznie dziś nie broni stanu wojennego. Spór jest nie o to, czy stan wojenny jest słuszny, tylko o to, kto ma większe prawo do kombatanctwa, do martyrologii po 13 grudnia. Jedna strona mówi do drugiej, a druga do pierwszej, że postępujecie jak postępowało ZOMO, a nikt nie chce stanąć po stronie ZOMO. To naturalne. Nie przeżyliśmy jeszcze w skali narodu tego problemu, aby on odszedł do lamusa. To cały czas część naszego życia politycznego. Nie oswoiliśmy tej wolności.
Może przez ostatnie lata mogliśmy zrobić więcej dla pojednania? Lustracja, dekomunizacja?
Mogliśmy zrobić dużo więcej, ale cokolwiek byśmy zrobili, to dzisiaj i tak byłyby dwie strony barykady. Nawet gdybyśmy krzyżowali Jaruzelskiego i Kiszczaka, zlustrowali i zdekomunizowali wszystko. Dlaczego?Bo choćby, jak w przypadku stanu wojennego, nie rozmawiamy o nim pod względem historycznym, tylko wykorzystywany jest do polityki. Historycy z grubsza wiedzą, co się wtedy zdarzyło. Ale politycy wolą wykorzystywać takie okazje, aby zaatakować swoich konkurentów.