Ukrainiec został zabity na bydgoskiej ulicy. Mam nadzieję, że nie za to, że mówił w obcym języku
Po zakłuciu 41-letniego mężczyzny w przesmyku pomiędzy Gdańską i parkiem Kazimierza Wielkiego powróciła dyskusja o bezpieczeństwie w centrum Bydgoszczy. Gdy czytam padające w niej głosy - że za mało jest patroli straży miejskiej i policji albo że patrole kręcą się tylko w okolicy Starego Rynku, to zastanawiam się, czy ci, którzy te głosy wydają, aby na pewno wiedzą, na jakim świecie żyją.
Zaatakowany nożem człowiek stracił życie w ciemnym zaułku w karnawałową noc z soboty na niedzielę, około wpół do drugiej.
Owszem, chcielibyśmy, aby takiego dnia, o takiej porze i w takim miejscu każdy z nas też mógł czuć się bezpiecznie. Ale to czysty idealizm. Nie było i nie jest tak w Bydgoszczy, nie jest w Toruniu, Warszawie. Ba, odkąd zaczęła się wędrówka ludów, nie jest tak też w niemieckich miastach ani w stawianej kiedyś za wzór bezpieczeństwa Skandynawii. A za dodatkowe patrole miasto musiałoby dodatkowo zapłacić. I nie wiem, czy bydgoszczanie skłonni byliby zgodzić się na to, że na przykład ruszą dodatkowe patrole w śródmieściu, lecz z tego powodu stanie remont Starego Rynku.
Z dalszej części artykułu dowiesz się:
- ilu obcokrajowców mieszka obecnie w Bydgoszczy
- jaka jest wersja wydarzeń zatrzymanego nożownika
Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.
-
Prenumerata cyfrowa
Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.
już od
3,69 ZŁ /dzień