Wyłudzili od seniorów ponad pół miliona złotych. Najmłodsza z oszukanych ofiar miała 70 lat. Sąd nie miał litości. I słusznie.
- Kary są surowe, ale sprawiedliwe. Tego rodzaju czyny muszą spotykać się z surową reakcją wymiaru sprawiedliwości. Oskarżeni wykorzystywali podeszły wiek ofiar oraz uczucia, jakie żywili do członków rodziny. Pozbawiali ich niekiedy oszczędności całego życia - podkreślał sędzia Janusz Sulima z Sądu Apelacyjnego w Białymstoku. W środę oddalił odwołanie obrony i utrzymał wyrok 7 lat więzienia dla Sylwestra Z. i 5 - dla Dominika G.
To oni odbierali pieniądze od seniorów omamionych historyjkami o wnukach w potrzebie lub rzekomych policjantach szykujących zasadzkę na złodziei. Ofiary pochodzą z Białegostoku, Bielska Podlaskiego, a także Kołobrzegu, Konina, Łodzi, Zgierza i Płocka. To kilkadziesiąt osób, z których najmłodsza w 2013 r. (tego roku dotyczą zarzuty) miała 70 lat. Troje nie dożyło końca procesu. Ludzie stracili od 1 tys. zł do nawet 30 tys. zł. W sumie ponad 550 tys. zł. i 800 dolarów. Skazani mają naprawić wyrządzoną szkodę. W jednym z przypadków chodzi nie tylko o 18 tys. zł pożyczki, jaką zaciągnęła oszukana kobieta, ale i odsetki, jakie później spłacała.
Podsądni usłyszeli łącznie ponad 60 zarzutów. Odpowiadali także za pranie brudnych pieniędzy i rozbój. Wobec opornego mężczyzny, który w ostatniej chwili zorientował się w przekręcie, Sylwester Z. użył siły: odepchnął i zabrał pieniądze.
Z. i G. zostali zatrzymani na gorącym uczynku. Przez rok siedzieli w areszcie. Później zostali zwolnieni. Na publikacji orzeczenia nie pojawili się. Wcześniej przyznali się do większości oszustw. Zaprzeczali jednak, że działali w zorganizowanej grupie przestępczej. Ten paragraf zaostrza karę i dlatego kwestionowali go obrońcy. Ale sąd nie miał wątpliwości: oskarżeni należeli do szajki.
- Choć nie musieli znać jej dokładnej struktury, to niewątpliwie wykonywali polecenia osoby stojącej wyżej w hierarchii - mówił sędzia Sulima.
Przyjeżdżali we wskazane miejsce i tam czekali w gotowości na polecenie „telefonisty”. To on dzwonił (najczęściej z Wlk. Brytanii) do ofiar i zwodził, aż „połkną haczyk”. Według śledczych, oskarżeni za każdym razem 80 proc. odebranej kwoty przesyłali właśnie na Wyspy. Tak zacierano ślady przestępstwa, a pieniądze szybko wypłacane były przez innego członka mafii.
Niestety, mimo starań mundurowych, organizatorzy bandyckiego procederu wciąż pozostają nieuchwytni. Podobnie jest w innych tego typu sprawach. Na ławie oskarżenia zasiadają zwykle kurierzy. Dostają często wyroki „bez zawieszenia”. Dla zniechęcenia. Cały proceder to jednak wciąż plaga. Wczoraj w Białymstoku i pow. sokólskim były co najmniej dwie próby oszustwa metodą „na pracownika CBŚP”. Kobieta już była przed okienkiem w banku, żeby wypłacić większą sumę. Powstrzymała ją kasjerka. W całym ub. r. podlaska policja zarejestrowała 140 usiłowań i prawie 30 skutecznych tego typu oszustw.