Tutaj leki wydają... roboty. Tak wygląda apteka w Wielkopolskim Centrum Zdrowia Dziecka w Poznaniu
Wielkie mechaniczne ramię, które blister tabletek rozcina na pojedyncze pastylki. Obok inna maszyna - układa leki na półce według dat. To nie film science fiction, tak wygląda apteka w Wielkopolskim Centrum Zdrowia Dziecka.
Myśląc „apteka” od razu pojawia nam się obraz pomieszczenia z półkami od podłogi do sufitu, wypełnionymi różnymi lekami. Przed nimi, przy długiej ladzie, stoi osoba w białym fartuchu.
Tak wygląda większość aptek, które znamy. Zupełnie inaczej prezentują się za to apteki szpitalne. Te służą pacjentom przebywającym w lecznicach. To właśnie z nich lekarze i pielęgniarki biorą leki potrzebne do tego, by wyleczyć pacjenta.
Jednak w Poznaniu, jest taka apteka, która przewyższa wszelkie, dotychczas nam znane, standardy. Dlaczego? Bo pracę wykonują w niej... roboty. Znajduje się ona w Wielkopolskim Centrum Zdrowia Dziecka. Apteka zlokalizowana jest w piwnicy. To ogromna przestrzeń. Chociaż co jakiś czas przewijają się tam pracownicy w białych fartuchach, to jednak tym, co najbardziej przyciąga uwagę są trzy maszyny. Dwie z nich wielkości domków ogrodowych.
Największa, to magazyn główny apteki. To tu przechowywane są wszystkie opakowania leków, jakimi dysponuje ten szpital dziecięcy.
- Na dzień dzisiejszy możemy przechowywać tu 16 tysięcy opakowań. Oczywiście, gdy będzie taka potrzeba, będzie można to zmodyfikować - opowiada Monika Wiesiołek, kierownik apteki.
- Co robi ten robot? Gdy przyjeżdża towar, to po sprawdzeniu z fakturą, wrzucamy go w całości na taśmę. Uruchamiamy automat. W jednym jego ramieniu jest sześć różnych kamer, dzięki czemu urządzenie samo od razu skanuje lek, robi raport i przy okazji mierzy opakowanie, żeby wiedzieć, na którą z półek ten lek odłożyć. Segreguje je głównie wielkością opakowań, chyba, że są to leki bardzo silnie działające, to wówczas odkłada je na oddzielną półkę, Jeśli są to leki, które muszą być przechowywane w lodówce - to również sam sobie tę lodówkę otworzy i włoży do nich opakowania.
Dokładnie w ten sam sposób automat może wydawać leki z magazynu. Po wprowadzeniu przez pracowników odpowiednich danych na ekranie robota, jak nazwa leku i liczba opakowań, maszyna sama wyciągnie medykament z półki i wrzuci go do specjalnej wydawki. Tak więc robot może robić dwie rzeczy - magazynować i wydawać leki.
- Co istotne, robot zawsze w pierwszej kolejności wyda lek, a dopiero później będzie magazynował kolejne, ponieważ dostarczenie produktu na oddział jest najważniejsze - zwraca uwagę kierownik apteki.
Najciekawsze jest jednak to, że robot ten nie lubi „siedzieć” bezczynnie. W momencie, gdy nie ma żadnego zadania, sam robi porządki w magazynie.
- Kiedyś przyszłam do apteki i widzę, że robot pracuje, ale nie miał komendy ani załadunku leków, ani wyładunku. Zastanawiałam się, co on robi. Zaczęłam go obserwować i okazało się, że on układał sobie leki według dat ważności i numerów serii. I faktycznie, w ten sposób je wydaje - nie według zamówień czy faktur, a właśnie według dat. Ten robot zawsze wyda w pierwszej kolejności preparat z najkrótszą datą ważności. O, taki mądrala
- śmieje się Monika Wiesiołek.
Gdzieniegdzie w aptece można dostrzec nieduże pojemniki.
- To są kasetki, jedna przeznaczona jest dla jednego pacjenta - komentuje. - Na niej widnieje imię i nazwisko pacjenta oraz informacja z jakiego jest oddziału i jakie leki powinien przyjmować. W jednej takiej kasetce gromadzone są leki na jedną dobę - podziałki wyznaczają ranek, południe, popołudnie i wieczór. Tę kasetkę wypełniamy dzięki drugiej maszynie, zwanej tabletkarką.
Tabletkarka to stojący w drugiej części apteki duży robot, wielkości dość sporej kabiny prysznicowej. Jego specjalność? Wycinanie i dzielenie. Automat z jednego listka, np. dziesięciu tabletek wycina pojedyncze pastylki i pakuje je do specjalnych folijek.
- Jedna tabletka trafia do jednej folijki. To jest bardzo duże ułatwienie dla całego szpitala, bo dzięki temu leki się nie marnują. Kiedyś na jeden oddział szło całe opakowanie danego leku. Pacjenci zużyli kilka tabletek, a reszta zostawała, bo nie było rotacji leków między oddziałami. Następnie kończyła się data ważności leku i musiał iść do utylizacji. A ta niestety wcale nie jest tania
- wspomina Wiesiołek.
- A w tej chwili, nawet jeśli ktoś z oddziału przyniesie dany lek, mówiąc, że pacjent już go nie bierze, to on może wrócić do naszej szpitalnej apteki i mieć drugie życie na innych oddziałach i innych pacjentach, tak długo, jak jest on ważny.
Maszyna w środku ma kilka ramion. Jedno z nich pobiera wcześniej załadowany blister. Następnie kładzie go na specjalnej desce i przycina odpowiednio na pojedyncze tabletki. Kolejnym etapem jest zapakowanie pastylek w szczelne foliowe woreczki. W takiej formie drugie ramię odkłada przycięte i zapakowane tabletki do specjalnych niebieskich kasetek.
- W pojedynczej znajduje się tylko jeden lek. Zapasy magazynowane w tabletkarce wystarczają na około miesiąc. Automat sam alarmuje, gdy zapas się kończy - dodaje Monika Wiesiołek.
Oprócz tabletek pacjenci często przyjmują też syropy. W ich przygotowaniu personel także wspiera specjalny robot. Jak mówią pracownicy, tu również chodzi o niemarnowanie leków.
- Według sztuki farmaceutycznej, jedną butelkę syropu powinien zażywać tylko jeden pacjent. Ale dziecko zużyje tylko kilka łyżek i co dalej? Znów kolejny lek do utylizacji. Dlatego zakupiliśmy kolejnego robota, który dzieli syropy na saszetki
- tłumaczy kierownik apteki.
Saszetki te przypominają trochę opakowania ketchupów, dawanych w barach szybkiej obsługi.
- Do maszyny wkładamy butelki z tym samym syropem, maksymalnie może być ich siedem. Niżej są odpowiednie rurki i lejki - część z nich jest jednorazowa, część można odmontować i umyć. Automat zlewa te płyny i dzieli na odpowiednią pojemność: od 2,5 do 10 ml. Na koniec otrzymujemy takie foliowe saszetki. Te można podać dziecku na łyżce, albo nawet wycisnąć bezpośrednio do buzi - podkreśla Wiesiołek.
Mogłoby się wydawać, że taka automatyczna apteka nie potrzebuje już pracowników - w końcu pracę wykonują roboty. Na szczęście, nie wszystko jeszcze zdominowały maszyny i również w tak dobrze zmechanizowanym miejscu potrzebna jest praca ludzi.
- Mówili, że do tego będzie potrzeba mniej farmaceutów, niż zwykle. Nieprawda. Nawet załadowanie samej tej maszyny magazynującej wymaga od nas więcej pracy niż kiedy sami wykładaliśmy leki na półki, bo odkładaliśmy np. całe kartony. A teraz taki karton muszę otworzyć, wyjąć leki i wrzucić je do maszyny. Co więcej takiego robota trzeba włączyć i wydać mu polecenie
- podsumowuje Monika Wiesiołek.
Jednak pracownicy apteki przyznają, że w skali całego szpitala pomoc robotów zdecydowanie usprawnia pracę.
- Po pierwsze, nie musimy już sami w aptece sprawdzać stanu magazynu i liczyć co miesiąc każdego leku. Po drugie, robot sam pilnuje dat ważności leków. Kolejna rzecz, o której już wspominaliśmy, leki wydawane są dla danych pacjentów, a nie na jeden oddział, dzięki czemu tak duża ich liczba nie musi być utylizowana... - wymienia kierownik apteki.
- Ale to, co w tym wszystkim jest najważniejsze, to mniej pracy pielęgniarek na oddziałach. Dzięki robotom nie muszą one osobiście wydzielać tych leków, pilnować, które z nich są dla danego pacjenta, tylko od razu z apteki dostaje gotową kasetkę z porcją leków na pacjenta na cały dzień. Dzięki temu mają więcej czasu dla samych pacjentów.
---------------------------
Zainteresował Cię ten artykuł? Szukasz więcej tego typu treści? Chcesz przeczytać więcej artykułów z najnowszego wydania Głosu Wielkopolskiego Plus?
Wejdź na: Najnowsze materiały w serwisie Głos Wielkopolski Plus
Znajdziesz w nim artykuły z Poznania i Wielkopolski, a także Polski i świata oraz teksty magazynowe.
Przeczytasz również wywiady z ludźmi polityki, kultury i sportu, felietony oraz reportaże.
Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.
-
Prenumerata cyfrowa
Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.
już od
3,69 ZŁ /dzień