Niektóre artykuły żywnościowe mogą zdrożeć nawet o kilkadziesiąt procent.
- Nasze plony spadły o połowę, więc co najmniej o połowę pójdą w górę także ceny. Dla przykładu weźmy śliwkę czy brzoskwinię. Rok temu kosztowały 3-4 zł, teraz muszą kosztować 6 zł – mówi nam Tomasz Dzwonkowski, sadownik spod Gorzowa.
Rosnące ceny jedzenia coraz bardziej przerażają wielu Lubuszan.
- W sklepach nie ma produktów, których cena nie wzrosła. Strach pomyśleć, co będzie za jakiś czas. Nie wspomnę o maśle, bo ono poszło kilka złotych w górę. Kiedyś za osełkę płaciłem ponad pięć złotych, dzisiaj cena sięgnęła już ośmiu. Droższy jest nawet chleb – mówi Waldemar Kajkowski z Żar. Na drożyznę narzekają też sklepikarze.
- Widać spadek sprzedaży. Ludzie kupują mniej warzyw, owoców, masła. Z tego, co sprzedam, nie jestem w stanie kupić następnej partii towaru i muszę dokładać. Zdrożało też paliwo, więc i transport, a dalej to już jest reakcja łańcuchowa. Coraz mniej opłaca się prowadzić sklep. Obroty maleją z dnia na dzień. Drożyzna najbardziej uderza w najmniejszych sprzedawców – zdradzała z kolei Małgorzata Szczepańska, właścicielka sklepu spożyw¬czo-przemysłowego w Przewozie.
Zdaniem Stanisława Myśliwca, prezesa Lubuskiej Izby Rolniczej, z wyższymi cenami będziemy musieli się zmagać jeszcze długie miesiące. Drożej przyjdzie nam płacić nawet co najmniej rok.
- Na wielu polach stoi woda, plony gniją. Koniec sierpnia to czas dożynek, a tu trudno o nich mówić, bo wielu rolników jeszcze nie zebrało plonów. A skoro nie zebrało, to i nie mogło zrobić zasiewów. Problemy będą więc także w przyszłym roku. I w 2018 r. też żywność będzie droga – mówi prezes Myśliwiec.
Prezes izby rolniczej przewiduje, że zdrożeje masa produktów.
- Tej jesieni jabłka i gruszki będą kosztowały 3-4 zł. Podrożeje też m.in. olej. Rzepak powinno się zbierać około 20 lipca. Mamy sierpień, a są w Lubuskiem tereny, gdzie on wciąż jeszcze w polu. Niebawem spodziewać się można także wzrostu cen mięsa. Na Podkarpaciu kilogram schabu już poszedł w górę o pięć złotych. Za chwilę drogie mięso będzie również i w naszym regionie – prognozuje szef Lubuskiej Izby Rolniczej.
Drogo jest. A będzie drożej
Stanisław Myśliwiec, prezes Lubuskiej Izby Rolniczej, nie ma złudzeń – w najbliższych miesiącach będziemy musieli zmierzyć się ze wzrostem cen żywności, wielu produktów spożywczych.
– Nawet o 100 proc. mogą wzrosnąć ceny owoców. Powód? Wiosną przemarzły drzewa owocowe, więc jabłek czy gruszek może być ledwie 20 proc. tego, co bywa zwykle. Jeśli ktoś zawsze zbierał w sadzie tonę owoców, teraz może zebrać 200 kg. Za jabłka i gruszki w zeszłym roku konsumenci płacili 1-2 zł. Tej jesieni będą one jednak kosztowały 3-4 zł – mówi prezes izby.
Podobnie będzie z warzywami. – Pola są rozmokłe, ciężko wjechać na nie ciężkim sprzętem, bo on tylko ugrzęźnie. Kto więc ma duże pole, będzie miał problemy ze zbiorami. Kapusta, cebula – to wszystko przegnije w polu. Ziemniak też nie lubi wody. Jego będzie mniej na rynku, więc i cena będzie rosła. Już od września – prognozuje S. Myśliwiec.
O wzroście cen mówią nam zresztą sami producenci.
– Kalafior podrożał już z 2 zł na 2,50 zł. Pietruszka kosztowała 3 zł, będzie po 4 zł – wylicza Mariusz Dzedzej z Jamna w powiecie sulęcińskim. Przypomina też, co działo się z ceną np. czereśni. Rok temu ich kilogram kosztował 4-5 zł, a tego lata – kilkanaście.
Rosnące ceny doprowadzają do kuriozalnych sytuacji. Choćby na zielonogórskim targowisku Konfin, które słynie jako alternatywa dla pobliskich marketów. Jest na nim drożej, ale za to „prawie jak od chłopa”.
– Ostatnio spotkałam w Biedronce znajomego, który handluje tutaj owocami i ten kupował w supermarkecie właśnie owoce. Tłumaczył, że ceny w hurtowniach poszły tak do góry, że to dla niego jedyny ratunek, aby utrzymać się na
powierzchni – mówi nam pani Krystyna.
Jeszcze większy problem niż z warzywami jest ze zbożami. W ich przypadku kłopoty zaczęły się jeszcze w zeszłym roku.
– W 2016 była susza, która spowodowała, że zboża się dobrze nie zakorzeniły, więc już to powoduje mniejsze zbiory. Wiosną tego roku przyszły przymrozki, które zniszczyły kolejną część. A lato, jakie mamy, wszyscy widzimy. W polach stoi woda, nie było dużo słońca, więc i ze żniwami kiepsko. Są miejsca w Lubuskiem, gdzie jeszcze 60-70 proc. nie zostało skoszonych. Rzepak powinno się zbierać około 20 lipca, a koło Wilkanowa czy Gorzowa sam widziałem, że on jeszcze jest w polu. Jeśli dziś litr oleju kosztuje w sklepie około sześciu złotych, to jeszcze w tym roku będzie kosztował osiem – przewiduje szef izby rolniczej.
Problemy ze zbożami będą musiały przełożyć się na ceny pieczywa. O ile zboże na paszę rolnicy mają, to ze zbożem konsumpcyjnym będzie problem. W kłosach pszenicy ciężko szukać białka. Musimy więc szykować się na to, że chleb podrożeje nawet o złotówkę.
Nasze portfele drenować będzie także mięso. – Ono może zdrożeć o 30-40 proc. I to już niebawem! Od kolegów z izby rolniczej na Podkarpaciu dowiedziałem się właśnie, że tam już cena schabu momentalnie wzrosła z 13 do 18 zł za kilogram. Do Polski dotarł już afrykański pomór świń i zamykane są hodowle trzody chlewnej. Z południa kraju podwyżki „rozleją” się na inne rejony, bo sprzedawcy zaczną sprowadzać mięso z tych rejonów, gdzie jest taniej. A gdy mięsa nam zacznie ubywać, to i ono będzie musiało zdrożeć – mówi Myśliwiec.
Jedyną „pociechą” dla konsumentów może być to, że prawdopodobnie nie zdrożeje już masło. W zeszłym roku kostka kosztowała nawet poniżej 3 zł. Dziś są sklepy, gdzie osiąga ona cenę nawet 7-8 zł. W związku z tym sprzedaje się go mniej, więc producenci i sprzedawcy nie będą mieli jak windować cen jeszcze bardziej.
Tak nie musi się stać jednak z innymi produktami mlecznymi. – Producenci mogą powoływać się na problemy z żywnością dla bydła, których to kłopotów nie ma, i też podnosić ceny – mówi Myśliwiec.
– Rosnących cen trudno nie zauważyć. Mam jednak na nie sposób – mówi Jan Majcher z Kożuchowa. – Jestem działkowcem. Warzywa i owoce mam swoje i nie muszę za nie płacić w sklepie.
Z podwyżek niezadowolony jest Henryk Wojecki z Zielonej Góry: – Słyszę w telewizji, że są one niewielkie, ale czy ktoś, kto tak mówi, próbował przeżyć miesiąc za tysiąc złotych? Nie, i nic dziwnego, że potem dają mi tylko pięć złotych rewaloryzacji…