Trybunał Stanu uśpienia i apatii [wideo]

Czytaj dalej
Fot. Geert Vanden Wijngaert
Jacek Deptułajacek.deptula@pomorska.pl

Trybunał Stanu uśpienia i apatii [wideo]

Jacek Deptułajacek.deptula@pomorska.pl

Przez 26 lat Trybunał Stanu "skazał" dwóch polityków rządu z lat 89/90 - Jerzego Ćwieka i Dominika Jastrzębskiego - za aferę alkoholową. Kary były symboliczne

Trybunał Stanu - często mylony z Trybunałem Konstytucyjnym - poza pompatyczną nazwą jest zaledwie papierowym tygrysem. W każdej kadencji parlamentu staje się straszakiem opozycji na rządzących i wice wersa. Gdyby jednak poważnie potraktować jego szerokie kompetencje, stałby się rzeczywistym sądem dla polityków rządzących Polską. A byłoby kogo sądzić - TS może skazać na utratę opraw wyborczych, odznaczeń aż po kary więzienia.

W założeniu przed Trybunałem Stanu może stanąć prezydent RP za złamanie konstytucji lub ustaw, również premier i ministrowie, szefowie NBP, NIK i najwyżsi dowódcy wojskowi. Politycy mogliby odpowiadać także za błędne decyzje, które naraziły państwo na ogromne straty materialne. Ale to tylko pobożne życzenia.

W ostatnich 26 latach trybunał „skazał” dwie osoby za gigantyczne straty wynikające z afery alkoholowej.

Cudzysłów jest uzasadniony - dwaj ministrowie zostali symbolicznie ukarani - pięcioma latami zakazu kandydowania w wyborach i sprawowania kierowniczych funkcji. Groteskowo wygląda też trwająca... 10 lat sprawa przeciw Emilowi Wąsaczowi, ministrowi skarbu w rządzie Buzka. Politykowi zarzuca się spowodowanie wielkich strat przy prywatyzacji PZU i Telekomunikacji Polskiej.

Oto cały dorobek Trybunału Stanu.



W grudniu zaprzysiężono kolejny 18-osobowy skład TS, dobrany oczywiście przez polityków (sędziowie - i to jedyny plus - nie pobierają pensji, tylko diety za posiedzenia). Jak dotąd nie ma żadnych planów zmiany trybunału z fasadowej instytucji w prawdziwy sąd nad politykami. Powód jest oczywisty - funkcjonariuszom wszystkich opcji taka sytuacja bardzo odpowiada. W rzeczywistości wszystko sprowadza się do straszenia konkurentów politycznych „majestatem” Trybunału Stanu. Potrząsanie partyjną szabelką ma dowieść, że politycy patrzą sobie na ręce w imię - a jakże - odpowiedzialności za Polskę.

Nic więc dziwnego, że ostatnio sporo mówi się o postawieniu przed Trybunałem Stanu wroga PiS numer jeden - Donalda Tuska. Już w listopadzie Adam Lipiński, minister w Kancelarii Premiera, przekonywał, że byłego szefa rządu należy postawić przed trybunałem, ponieważ „ma sporo na sumieniu”. Kilku prominentnych polityków PiS poszerza krąg „podejrzanych” o Radosława Sikorskiego i Bogdana Klicha - za doprowadzenie do katastrofy smoleńskiej. Podobno nie ma to być odwet, ponieważ prezes Kaczyński zapowiadał, że takiego nie będzie.

Potwierdza to Ryszard Czarnecki, europoseł i prominentny członek PiS: - Nie sądzę, aby były jakiekolwiek pomysły, by postawić pana Tuska przed trybunałem. Na pewno nie będziemy osłabiać jego pozycji w staraniach o drugą kadencję szefa Rady Europejskiej.

Czarnecki dodaje, że Trybunał Stanu jest potrzebnym ogniwem demokracji w Polsce:

- Życzę polskiej polityce, by ta instytucja nigdy nie miała pracy. Jej likwidacja dziś byłaby odczytana jako chowanie bata na polityków.

Przerzucanie się trybunalskimi groźbami jest tradycją w polskiej polityce. W dwudziestoleciu międzywojennym Trybunał Stanu osądził jedną osobę - ówczesnego ministra skarbu Gabriela Czechowicza. Chodziło o przekazanie - na wniosek Józefa Piłsudskiego - ośmiu milionów złotych do tzw. funduszu dyspozycyjnego Marszałka. Ale pieniądze te wydano na kampanię wyborczą Bezpartyjnego Bloku Współpracy z Rządem Józefa Piłsudskiego. Rzecz jasna minister nie został skazany dzięki odraczaniu sesji parlamentu, by wreszcie zastraszony marszałek Sejmu Ignacy Daszyński wykreślił sprawę z porządku obrad.

Jednak b. poseł Platformy Janusz Dzięcioł prezentuje zupełnie inny punkt widzenia. Twierdzi, że zabawa polityków z dzisiejszym Trybunałem Stanu dopiero się zaczyna. - Uważam, że to swego rodzaju puszka Pandory - tłumaczy. - Jeśli PiS postawi kogoś przed trybunałem, ruszy lawina. Wojna partyjną dintojrę, prędzej czy później ten problem wybuchnie i zacznie się serial, z którego nic dobrego dla państwa nie powstanie.

Jarosław Kaczyński na pewno pamięta, że za czasów rządów PO przed trybunałem omal nie stanął Zbigniew Ziobro za działalność w latach 2005-2007. Zabrakło pięciu głosów, i to głosów posłów PO, którzy nie przyszli wtedy na obrady Sejmu. Czy było to celowe odpuszczanie grzechów po to, by konkurencja zrewanżowała się kiedyś tym samym?

W sensowność funkcjonowania Trybunału Stanu w obecnym kształcie nie wierzy Marek Borowski, parlamentarzysta od 1989 roku. - Musimy pamiętać, że od 25 lat trybunał niczym się nie wykazał - przekonuje niezależny senator. - Niczym! Swego czasu był pomysł, by najważniejsi politycy nie stawali przed sądami powszechnymi, tylko przed Trybunałem Stanu.

Jego kompetencje obejmują bowiem również przestępstwa pospolite i skarbowe. - Jednak ten pomysł upadł - mówi senator Borowski. - Jedną z wad TS jest to, że jego sędziowie wybierani są przez poszczególne partie. W grudniu dziewięć osób desygnowało PiS, a klub Platformy rekomendował trzech sędziów. Tak więc jest to polityczne ciało złożone tylko w połowie z prawników.

Wygląda więc na to, że albo mamy uczciwych polityków, albo Trybunał Stanu jest fasadą podtrzymującą iluzję, że najważniejsze osoby w państwie mogą odpowiadać za swoje fatalne decyzje.

Senator Marek Borowski jest pewien, że bez zmian Trybunał Stanu nie spełni - jak do tej pory - swojego zadania. Obawia się też, że wokół tego trybunału może rozpocząć się chocholi taniec, jak wokół Trybunału Konstytucyjnego. Może na to wskazywać np. fakt, że prof. Mariusz Muszyński, sędzia Trybunału Konstytucyjnego zaprzysiężony przez prezydenta Andrzeja Dudę, jest jednocześnie... zastępcą szefa Trybunału Stanu. Zdaniem konstytucjonalisty prof. Marka Chmaja to sytuacja niedopuszczalna. Twierdzi, że w nie można łączyć członkostwa w Trybunale Konstytucyjnym i Trybunale Stanu. Sędzia nie może prowadzić działalności publicznej w kilku instytucjach.

Czas pokaże, czy Trybunał Stanu przeistoczy się w kolejną agendę PiS. Partia ma komfortową sytuację. W sejmowej Komisji Odpowiedzialności Konstytucyjnej, która rozpoczyna procedurę pociągnięcia do odpowiedzialności polityka, zasiada 17 posłów. PiS ma w niej dziesięciu, w tym przewodniczego i dwóch wiceprzewodniczących. Wśród nich są fundamentaliści partii - Krystyna Pawłowicz, Jacek Żalek i Stanisław Pięta.

Jeśli jest prawdą, że PiS nie chce odwetu, w trybunale zmieni się niewiele. A jeśli to tylko frazesy, Donald Tusk prędzej czy później trafi przed jego oblicze.

Jacek Deptułajacek.deptula@pomorska.pl

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.