Jest wyrok za śmierć w czasie handlu narkotykami pod Dębnem. Klient został śmiertelnie raniony, a potem... zawieziony do szpitala.
Siedem lat więzienia oraz 50 tys. zł zadośćuczynienia dla rodziny ofiary - taki wyrok usłyszał w gorzowskim sądzie 29-letni Wojciech P. 3 listopada 2014 r. w lesie pod Dębnem spowodował śmierć Pawła K., któremu sprzedawał narkotyki.
Półtora roku temu o sprawie było bardzo głośno. Wszystko za sprawą wstrząsających okoliczności sprzed szpitala wojewódzkiego w Gorzowie.
W listopadowy wieczór, około 21.00, przed szpitalny oddział ratunkowy podjechała honda bez tablic rejestracyjnych. Dwóch mężczyzn przywiozło nią ciało 22-letniego Pawła K., przekazało je lekarzom i... odjechało.
Medycy podjęli próbę przywrócenia funkcji życiowych. Na nic się to jednak nie zdało. Okazało się, że Paweł K. zmarł już w drodze do szpitala. Miał ranę kłutą klatki piersiowej. Późniejsza sekcja zwłok wykazała, że zmarł na skutek krwotoku wywołanego ciosem zadanym nożem.
Jak zginął 22-latek, wyjaśniło się po kilku dniach. Do prokuratury w Gorzowie w towarzystwie adwokata przyszedł Wojciech P. Podczas składania wyjaśnień przyznał się do udziału w zdarzeniu. Opowiedział też, jak doszło do tragedii. Śledczy jeszcze tego samego dnia go aresztowali.
W sądzie Wojciech P. mierzył się z dwoma zarzutami - zabójstwa oraz handlu narkotykami
Do zabójstwa doszło w lesie pod Dębnem. - Mężczyźni umówili się na handel narkotykami. Wojciech P. przyjechał ze swoją dziewczyną, z kolei Paweł K. wraz z czterema kolegami. Gdy miało dojść do transakcji, K. nie chciał zapłacić. Doszło między nimi do szarpaniny - mówi nam Jerzy Wierchowicz, obrońca 29-latka. W ruch poszedł nóż. Diler ugodził nim opornego w płaceniu nabywcę. W ocenie mecenasa jego klient działał w obronie koniecznej, bo to ten, który nie chciał zapłacić, był agresorem. Poza tym jego grupa była dużo liczniejsza.
Po ociekającej krwią szarpaninie diler z dziewczyną uciekł, a ugodzony 22-latek poprosił kolegów o zawiezienie go do szpitala. Choć do lecznicy w Dębnie były jedynie trzy kilometry, wraz z dwoma kolegami pojechał w kierunku Gorzowa. Dlaczego? - Tak chciał Paweł K. Poza tym oni się bali i spanikowali - opowiada nam mecenas Wierchowicz. Po drodze kilkukrotnie się zatrzymywali. - Raz zrobili to po to, aby ściągnąć tablice rejestracyjne, innym razem, aby się naradzić, co dalej zrobić. Z kolei w Witnicy próbowali znaleźć jakiś punkt pomocy medycznej - relacjonuje mecenas. Efekt? 22-latek zmarł w drodze.
W sądzie Wojciech P. mierzył się z dwoma zarzutami - zabójstwa oraz handlu narkotykami.
- Za zabójstwo sąd wymierzył mu karę pięciu lat więzienia, za drugi z zarzutów - trzy lata więzienia - mówi Renata Nowosadzka, rzeczniczka Sądu Okręgowego w Gorzowie. Ponieważ łączna kara nie musi być sumą kar „cząstkowych”, Wojciech P. usłyszał wyrok o rok niższy, czyli siedem lat odsiadki.
Decyzja sądu nie jest jeszcze prawomocna. Mecenas Wier¬chowicz już zapowiada apelację. - Chcę, by ugodzenie nożem, którego dopuścił się mój klient, zostało zakwalifikowane jako ciężkie uszkodzenie ciała w obronie koniecznej. Wówczas kara mogłaby być nawet o około połowę niższa - mówi „GL” adwokat.