Tragedia w Szczyrku. Śmierć 8 osób. To była znana rodzina, miasto w żałobie. Kto winny?
Wybuch gazu w Szczyrku, do jakiego doszło w środę o 18.30, pochłonął życie ośmiu osób. Zginęli dziadkowie, małżonkowie z trójką dzieci oraz kuzyn rodzeństwa. To rodzina znana w mieście, jedna z pierwszych, która założyła tu serwis narciarski. - To byli bardzo pracowici, życzliwi ludzie - mówią szczyrkowianie.
W Szczyrku wszyscy się znają, jeśli nie osobiście, to przynajmniej z widzenia, ze słyszenia. Informacja, że do eksplozji doszło przy ulicy Leszczynowej, w domu rodziny od lat związanej z narciarstwem, rozeszła się po miejscowości lotem błyskawicy.
- To była znana, wielopokoleniowa rodzina ze Szczyrku, z bogatymi tradycjami sportowymi, narciarskimi. Kaimówka [to wyciąg narciarski - red.] - od samego nazwiska właściciela - była bardzo mocno związana ze Szczyrkiem - mówi Sabina Bugaj, dyrektor Miejskiego Ośrodka Kultury Promocji i Informacji w Szczyr-ku. I dodaje: - Bardzo fajna rodzina, sympatyczni ludzie, zwariowani na punkcie sportu. Jedni z pierwszych, którzy mieli wyciąg narciarski i serwis sprzętu narciarskiego u nas. Byli bardzo aktywni i latem, i zimą. To niewielki ośrodek, ale funkcjonujący tyle lat bardzo dobrze, również dlatego, że wszyscy razem się trzymali - dodaje.
W zniszczonym przez wybuch gazu trzykondygnacyjnym domu przy ul. Leszczynowej mieszkało w sumie dziewięć osób - dziadkowie, małżonkowie przed czterdziestką z trójką dzieci w wieku 3, 6 i 9 lat oraz kobieta z synem w wieku szkolnym. To właśnie ona w chwili, gdy doszło do tragedii, była poza domem - wracała z pracy. Jako jedyna przeżyła.
- Straciła syna, rodziców i kuzyna z rodziną. Nie może to do mnie dotrzeć... - mówi jedna ze znajomych tragicznie zmarłej rodziny.
- To nas najbardziej przytłacza, poza całą tą tragedią. Ci ludzie zginęli, ale jak teraz ta kobieta ma dalej funkcjonować? Jak ma żyć? - głos jednej z mieszkanek Szczyrku łamie się. Inna dodaje: - Stoję tu i płaczę, bo nie mogę uwierzyć w ten koszmar!
Znajoma rodziny podkreśla, że to byli dobrzy ludzie pasjonujący się sportem od pokoleń.
- Narciarstwo to była ich pasja, zarażali nią innych. Ania [mama trojga dzieci - red.] była taka bardzo rodzinna. Kochała dzieci nad życie. Miała dar ich wychowywania. Wojtek, jej mąż, zajmował się nar-ciarstwem, lada dzień miał jechać na lodowiec - wspomina znajoma.
- Wszyscy ich znali. Serwis narciarski, szkolenie dzieci to było ich życie - podkreśla Tomasz Laszczak, dyrektor działającego po sąsiedzku Centralnego Ośrodka Sportu w Szczyrku.
Antoni Gluza ze Szczyrku dodaje, że z panem Józefem (który zginął w wybuchu), jego młodszym bratem Tadeuszem oraz ich siostrą Marią widział się jeszcze trzy dni temu na pogrzebie sąsiada.
- A teraz jego też nie ma... Straszne...- wzdycha pan Antoni.
- Sympatyczni, przemili ludzie. Z dziada pradziada szczyrkowianie - opowiada ks. Jan Byrt, proboszcz parafii ewangelicko-augsburskiej na Salmopolu. Wspomina, że bardzo mu się podobało to, że zawsze na koniec sezonu narciarskiego organizowali bezpłatne zawody dla małych narciarzy.
- Zresztą jak widzieli, że jakiś dzieciak był z uboższej rodziny, to też mógł jeździć za darmo. Nie byli nastawieni na jakieś wielkie zyski - podkreśla ks. Byrt.
Wczoraj Szczyrk pogrążony był w żałobie. Nie przypominał miasta, które znamy. Ulice były puste, panowała przejmująca cisza. Burmistrz Szczyrku ogłosił, że flaga państwowa przepasana kirem znajdzie się na budynkach podległych miastu. Poprosił także mieszkańców, by nie organizowali imprez w najbliższych dniach.
Prokuratura bada, kto zawinił
W czwartek zakończyła się trwająca 19 godzin akcja poszukiwawcza. Zginęło osiem osób - czworo dzieci oraz czworo dorosłych, a dom przy Leszczynowej 6 został zrównany z ziemią. Gruzowisko przeszukiwało około 250 strażaków.
Zakończenie akcji poszukiwawczej nie oznacza, że zakończyły się prace na miejscu tragedii. Wciąż strażacy działają z udziałem prokuratorów oraz ekspertów od gazownictwa.
Prokuratura Okręgowa w Bielsku-Białej wszczęła już śledztwo pod kątem sprowadzenia zagrożenia życia i zdrowia wielu osób. W czwartek przeprowadzono wstępne oględziny zwłok. Teraz eksperci przeprowadzą ich sekcje. - Zabezpieczono sprzęt, który znajdował się na miejscu tragedii. Będziemy sprawdzać jego stan techniczny i badać, czy miał on związek ze sprawą - mówiła prokurator Agnieszka Michulec z bielskiej prokuratury. Sprzęt należy do firmy Aqua System. Polska Spółka Gazownictwa wydała komunikat, w którym poinformowała, że najbardziej prawdopodobną przyczyną katastrofy było uszkodzenia gazociągu w czasie prac prowadzonych właśnie przez tego przedsiębiorcę.