Tragedia w Mielcu. Zadźgał kobietę w centrum miasta. Z zazdrości?
Miała 35 lat. Była jedyną córką swoich rodziców. Miała troje dzieci i plany na przyszłość. W piątek, 11 sierpnia, została zamordowana. Podejrzanym jest jej mąż. Uciekł z miejsca zbrodni, a potem sam zgłosił się na policję
Rzędzianowice to spora wieś niedaleko Mielca. Zadbane domy, czyste obejścia. Tutaj wychowywała się Agata M. Tutaj chodziła do szkoły, wszyscy ją tu znali. Nie miała rodzeństwa.
- To była normalna dziewczyna, choć trzeba powiedzieć, że szczęścia do mężczyzn za bardzo nie miała - mówi jeden z sąsiadów zamordowanej. - Wyszła za mąż za chłopaka z naszej wsi. Ja jej mówiłem, że to nie jest odpowiedni partner dla niej, ale nie słuchała. Urodziła dwoje dzieci, chłopca, który ma dzisiaj 12 lat, i dziewczynkę, która ma 9 lat. Ale małżeństwo się rozpadło.
Ludzie we wsi wiedzą swoje, przecież przed sąsiadami trudno cokolwiek ukryć. Ale nie o wszystkim chcą mówić.
- On, ten jej pierwszy mąż, nie za bardzo rwał się do roboty, lubił towarzystwo kolegów, tak za bardzo życiem i obowiązkami się nie przejmował - ocenia jedna z sąsiadek. - Podobno miał problemy ze spłatą alimentów, teraz ludzie różnie gadają. Ale może się zmienił, bo przecież przed tą tragedią znów zamieszkali razem.
Drugiego męża poznała w internecie
Po rozwodzie Agata sama wychowywała dzieci, pracowała w jednej z firm w strefie ekonomicznej w Mielcu. Jak opowiada jedna z jej koleżanek, swojego drugiego męża kobieta poznała za pośrednictwem internetu.
- Bardzo chciała mieć szczęśliwą rodzinę, dlatego szukała partnera, na swoje nieszczęście znalazła Pawła - mówi dziewczyna. - On był jakiś dziwny, nie za bardzo się spodobał jej rodzinie i znajomym. Koleżanki mi mówiły, że w internecie były o nim mało pochlebne opinie, a zwłaszcza na temat jego kontaktów z kobietami. Poza tym już miał jedną żonę i troje dzieci. Skoro mu się nie udało stworzyć trwałego związku, to ja bym się głęboko zastanowiła, czy mu zaufać - zamyśla się kobieta. I dodaje: - I znalazłabym jego pierwszą żonę, żeby się dowiedzieć, czemu się właściwie rozstali, mimo że mieli trójkę dzieci.
Agata wyszła za Pawła. Znajomi mówią, że na początku wyglądali na bardzo zakochanych. Ona wyjechała z rodzinnej wsi, zamieszkała z mężem w Stalowej Woli. Małżeństwo trwało rok, z tego związku urodziła się córka, dzisiaj ma 9 miesięcy.
- Ale coś się tam nie układało, ludzie mówią, że on bywał agresywny, że wszczynał awantury, podobno cierpiały na tym także dzieci. A one były dla niej najważniejsze, pewnie dlatego od niego odeszła - mówi sąsiad rodziny Agaty. - Ja go mało znałem, czasem się go tutaj widywało, ale do bliższej znajomości nie doszło.
Odeszła od męża trzy tygodnie przed śmiercią
Widać kobieta miała dosyć, bo trzy tygodnie przed śmiercią opuściła męża i wróciła do rodzinnego domu do Rzędzianowic.
- Zamieszkała z rodzicami i - o dziwo - pogodziła się z byłym mężem. On tutaj z nimi zamieszkał, zajmował się dziećmi - opowiada sąsiad rodziców Agaty. - Wydawało się, że wszystko jest na dobrej drodze, żeby sobie życie ułożyć, a tu takie nieszczęście...
W ubiegły piątek Agata pojechała przed południem do Mielca, miała zrobić zakupy i załatwić jakieś sprawy w banku.
- Jej syn czekał na nią przed sklepem we wsi chyba ze dwie godziny - opowiada mieszkanka Rzędzianowic. - Dzwonił do niej kilka razy, nie odbierała. Potem mu się telefon rozładował, więc ja dzwoniłam ze swojego, ale też nie odbierała. Jej syn mi wtedy powiedział, że mama jak nie zna numeru, to nie odbierze, bo się boi, że to może być jej mąż, Paweł.
A ona wtedy nie odbierała od swojego dziecka telefonu, bo już nie żyła.
Znajomi Agaty przypuszczają, że Paweł śledził Agatę i musiał wiedzieć, że będzie tego dnia w Mielcu.
- A może zobaczył ją przypadkiem? - zastanawia się koleżanka kobiety. - Tylko w takim razie dlaczego miał przy sobie nóż? To może wskazywać, że on to zaplanował. Agata mówiła, że jest strasznie za-zdrosny i potrafi być agresywny. Ale żeby zabić? Dlaczego?
W biały dzień w centrum miasta
Do tragedii doszło przed godz. 11 na ul. Pułaskiego w Mielcu. Mężczyzna pojawił się nagle, dopadł kobietę i ugodził ją kilka razy nożem w klatkę piersiową. Agata usiłowała się bronić, zasłaniała się rękami. Świadkiem zdarzenia był ratownik medyczny z Mielca. Natychmiast pośpieszył kobiecie z pomocą, próbował ją reanimować, ale niestety, jej życia nie udało się uratować, rany okazały się śmiertelne.
Sprawca uciekł z miejsca zdarzenia. Podobno umył ręce w pobliskim sklepie i zniknął. Przez kilka godzin szukała go policja, zorganizowano blokady dróg. Jak się później okazało, mężczyzna pojechał do Stalowej Woli i po kilku godzinach sam się zgłosił na policję.
Bez ojca, bez matki
Śledczy dysponują już wstępną opinią po przeprowadzonej sekcji zwłok Agaty.
- Na ciele kobiety lekarz stwierdził wiele ran, zarówno ciętych, jak i kłutych oraz kłuto-ciętych w obrębie klatki piersiowej, ale też na rękach. Urazy na rękach to tak zwane urazy obronne, zaatakowana ko-bieta broniła się - mówi prokurator Andrzej Dubiel, rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Tarnobrzegu. - Z ustaleń lekarza wykonującego badanie sekcyjne wynika, że bezpośrednio do zgonu doprowadziła rana drążąca w serce, zadana prawdopodobnie z dość dużą siłą. Sprawca posługiwał się nożem z ostrzem o długości około 16 centymetrów. Narzędzie to zostało zabezpieczone przez policjantów na miejscu tragedii.
Podczas przesłuchania w prokuraturze 39-letni Paweł M. nie przyznał się do winy i odmówił składnia zeznań. Został aresztowany. Na razie na trzy miesiące. Grozi mu kara dożywocia.
- Tych dwoje starszych dzieci ma przynajmniej ojca, ale ta malutka Patrycja nie ma teraz ani ojca, ani matki - kręci głową sąsiad rodziców Agaty. - Matka zabita, ojciec pójdzie do kryminału, pewnie tam będzie to końca życia. Może dziadkowie się nią zajmą? Ale co tu dużo mówić, to jest ogromna tragedia. W naszej wsi nigdy czegoś takiego nie było...