Tragedia sprzed wielu lat wzruszyła czułe serca
Obelisk na cmentarzu upamiętnia zamordowanych w 1945 r.
29 stycznia 1945 r. trzynaścioro mieszkańców podkargowskiego Karszyna spotkało na drodze pijanego czerwonoarmistę. To spotkanie kosztowało ich życie.
Dziś gmina postanowiła upamiętnić te cywilne ofiary wojny. Na cmentarzu w Karszynie stanął obelisk.
- Jesteśmy winni im pamięć. To były niewinne osoby, które 70 lat czekały na godny pochówek - mówi Jerzy Fabiś, burmistrz Kargowej. - Gwoli ścisłości; gmina na ten cel nie wyłożyła ani złotówki. Firma pana Tarnowskiego w tzw. czynie społecznym zbudowała podstawę z kostki granitowej i umieściła kamień polny o masie ok. 500 kg. A zakład pana Domagalskiego wygraweruje na kamieniu krzyż.
Wykonawcy zdążyli z pracami przed 1 listopada. To pewnie ostatni już etap tej historii.
29 stycznia 1945 roku do grupy kilkunastu osób, cywilów, zaczął nagle strzelać sowiecki żołnierz. Wersja nieoficjalna brzmi ,,z niewyjaśnionych powodów’’. Podobno żołnierz miał tłumaczyć, że hitlerowcy zabili całą jego rodzinę, dlatego on będzie się mścił na Niemcach.
- Dramat rozegrał się przy drodze, niedaleko kościoła i piekarni , dzień po wejściu Rosjan do Karszyna - opowiada Tadeusz Mąkosa, wywodzący się z Karszyna regionalista, autor monografii tej wsi. - Wystraszeni cywile szli z centrum na ubocze. To były dwie rodziny, które nie uciekły z innymi przed nadchodzącymi wojskami.
Od kul pijanego żołnierza zginęło trzynastu mieszkańców Karszyna, rodziny Vogt i Mätzschke. Byli to Niemcy, ale i Polak. Najstarsza z ofiar miała 65 lat, najmłodsza ledwie trzy. To była dziewczynka. Nazywała się Renate Mätzschke.
- Zabitym Polakiem był Władysław Dymalski, który trafił do Karszyna jako robotnik przymusowy z Ostrowa Wlkp. - mówi T. Mąkosa. - On próbował uspokoić żołnierza i wytłumaczyć mu, że to dobrzy ludzie. Zginął jako pierwszy. Ciała zastrzelonych leżały na poboczu drogi blisko dwa miesiące. Tragiczne, że najmłodsze 2,5-letnie dziecko nie zginęło od kul. Zamarzło cały czas tuląc się do swojej zabitej mamy. Ludzie słyszeli płacz dziecka, ale byli zastraszeni, bali się mu pomóc.
Dopiero kiedy ziemia rozmarzła, zakopano zabitych w tym samym miejscu, gdzie zginęli. Przez lata nowi mieszkańcy Karszyna zapomnieli o dramacie. Ale nie wszyscy. Dwa lata temu członkowie Stowarzyszenia Pomost, zajmującego się odnajdywaniem szczątków niemieckich żołnierzy i cywilów odnaleźli szczątki pomordowanych. Odbył się ponowny pogrzeb a później w kościele w Kargowej zamontowano tablicę upamiętniającą ofiary tej tragedii.
- Trzeba wspomnieć, że bardzo życzliwi sprawie i pomocny był nasz ksiądz Marek Pietkiewicz oraz księża ewangeliccy z Zielonej Góry i Drezna - mówi T. Mąkosa. - O dramacie sprzed lat pamiętają współcześni. Wzruszające jest to, że gdy małe dziecko dowiedziawszy się o historii dziewczynki z 1945 r. zostawiło na jej mogile swoją ulubioną pluszową maskotkę... a ą