Tragedia Górnośląska jak Tragedia Pruska? Nic nie mogło powstrzymać Armii Czerwonej
Nie ma naukowego pojęcia: tzw. tragedii górnośląskiej, jej ram czasowych. To określenie pojawiło się w dyskursie politycznym na Górnym Śląsku i pierwotnie odnosiło się do 1945 roku i sowieckich deportacji mieszkańców Górnego Śląska na Wschód do niewolniczej pracy, jako żywe reparacje wojenne. Za zgodą aliantów.
Decyzją Sejmiku Województwa Śląskiego obchodzimy Rok Pamięci Ofiar Tragedii Górnośląskiej 1945.
Wzorem Śląska, mniejszość niemiecka Warmii i Mazur zorganizowała u siebie po raz pierwszy obchody Tragedii Pruskiej. Odnosi się do tej samej historii 1945 roku.
W Bartągu na Warmii i Mazurach mniejszość niemiecka uznała, że skoro jest Tragedia Górnośląska, odnosząca się do tych samych wydarzeń 1945 roku, wkroczenia Armii Czerwonej, oni swoje doświadczenia końca drugiej wojny nazwą Tragedią Pruską. W miejscowym kościele, w miniony czwartek odprawiono mszę za ofiary Tragedii Pruskiej. Po raz pierwszy użyto tej nazwy. Inicjatywa należała do lokalnej mniejszości niemieckiej i Ziomkostwa Pruskiego w Olsztynie.
- W Prusach Wschodnich miały miejsce pierwsze i najcięższe walki pomiędzy Armią Czerwoną, a wojskami niemieckimi po wkroczeniu Rosjan na tereny Niemiec. Zginęło tysiące cywilów, których przez dziesięciolecia nie można było upamiętnić. Wreszcie możemy oddać im cześć - komentował Ralf Meindl z mniejszości niemieckiej Warmii i Mazur.
Portal: slaskipolska.pl odpowiedział: "Życzymy sukcesów w popularyzowaniu tragedii niemieckiego wschodu. Proponujemy zarazem rozpoczęcie owej popularyzacji od 1 września 1939 roku".
Norman Davies w "Bożym igrzysku" napisał, że gdy Armia Czerwona przekroczyła granice Wielkiej Rzeszy, wkraczając na Śląsk, do Prus i na Pomorze scenom "niepohamowanej radości odbierały urok sceny równie niepohamowanego okrucieństwa wobec niemieckiej ludności cywilnej". Często nie rozróżniano między przyjacielem a wrogiem. Na niemieckich żołnierzy polowano jak na dzikie zwierzęta, rzucano się na wszystkie niemieckie kobiety. "Podpalenia, pobicia, morderstwa, zbiorowe gwałty i samobójstwa całych rodzin znaczyły drogę armii wyzwoleńczych na skalę nie znaną nigdzie indziej w Europie".
Mają własną definicję
Masowe wywózki na Wschód do niewolniczej pracy dotknęły w 1945 roku mieszkańców niemieckiego Górnego Śląska w taki sam sposób, co mieszkańców Warmii i Mazur, Dolnego Śląska, a wcześniej obywateli Rzeszy w Rumunii, Bułgarii, Węgier, Czechosłowacji. Były częścią tego samego planu Stalina. Niemcy, w ramach reparacji wojennych, mieli odbudować zniszczony Związek Radziecki.
- Dziś każdy na swój sposób definiuje tragedie końca drugiej wojny światowej, ale może to dobrze, bo dzięki temu o tym się dyskutuje - mówi Bernard Gaida przewodniczący Związku Niemieckich Stowarzyszeń Społeczno-Kulturalnych w Polsce. - Dla nas, mniejszości niemieckiej, Tragedia Górnośląska jest czymś więcej niż deportacją na Wschód i wysiedleniem Niemców, czymś więcej niż funkcjonowaniem obozów pracy, które likwidowano pod sam koniec lat 40. Ta tragedia nadal trwała, choć nie dotyczyła już fizycznego niszczenia ludzi. Polityka antyniemiecka polskich władz zmierzała do zniszczenia niemieckiej tożsamości na tych terenach. Dopiero w 1989 roku został praktycznie zniesiony zakaz nauki języka niemieckiego. Nie zapomnieliśmy, co stało się w obozach w Łabędach, Świętochłowicach, Łambinowicach. To z inicjatywy naszych członków zaczęto upamiętniać te miejsca. Na Górnym Śląsku dla pamięci o powojennych losach niemieckiego Wschodu zrobiono najwięcej. Dlatego mniejszość niemiecka z Warmii i Mazur czerpie stąd przykład. Tragedię Górnośląską definiujemy inaczej, szerzej, ale nie walczymy z tym pojęciem.
Dr hab. Adam Dziurok z katowickiego IPN uważa, że Tragedią Górnośląską należy objąć czas do jesieni 1946 r. Wprawdzie ustały represje aparatu sowieckiego, ale Górnoślązacy odczuli skutki działań polskiego aparatu represji. I taki ciąg zdarzeń IPN ppkazał na wystawie z okazji Roku Pamięci Ofiar Tragedii Górnośląskiej 1945, "Koniec i początek". Sowieci nadchodzą, mordują i gwałcą, ale komuniści, przejmując władzę na Górnym Śląsku "od początku korzystali ze wsparcia Armii Czerwonej". W Polakach na siłę szuka się winnych wszystkich tych nieszczęść.
Prof. Davies pisze: "Zaświadczone w dokumentach zniszczenie Śląska - o wiele poważniejsze od analogicznych wydarzeń na terenie środkowych Niemiec - skłoniło niektórych historyków do podejrzeń, iż była to celowa polityka zmierzająca do wypędzenia ludności niemieckiej z rodzinnych domów, w przewidywaniu przyszłych porozumień poczdamskich".
Zostawcie Kresowian
IPN znajduje wśród Kresowian sprawców nieszczęść Ślązaków, bo zajmowali opuszczone przez Niemców majątki, "w obcym kulturowo miejscu", co potęgowało konflikty. IPN nazywa przesiedlenia Kresowian "repatriacją". Nic tak nie rani Polaków z dawnych Kresów, jak to słowo. Przymusowe przesiedlenie, którego doznali, było wypędzeniem z ojczyzny, a nie powrotem.
- Kresowianie nie są winni naszych powojennych dramatów. Ich wygnania z domów, są porównywalne z naszymi - mówi prof. dr hab. inż. Joachim Kozioł, przewodniczący Stowarzyszenia Pamięci Tragedii Śląskiej 1945 . - Nasze stowarzyszenie powstało w 1991 roku, by nie zapomnieć o losach deportowanych Górnoślązkach. Mój ojciec był wśród ofiar. Nigdy go nie poznałem, bo gdy go zabrało NKWD, miałem półtora roku. Zmarł w Donbasie z głodu, nadludzkiego wysiłku. Z czasem poszerzyliśmy zakres naszej działalności i tą pamięcią chcemy objąć wszystkie ofiary Armii Czerwonej wkraczającej w 1945 roku na Górny Śląsk. Tamte mordy, gwałty, rabunek mienia także składają się na tragedię śląską. Podobnie jak gehenna więźniów obozu w Świętochłowicach, Łambinowicach. W stowarzyszeniu jest aktualnie około 60 osób, w tym bezpośredni świadek tych dramatów, deportowany w 1945 roku do Karagandy.
Prof. Kozioł dodaje, że nie szukają winnych swojego losu, ale pamiętając o tym, co wydarzyło się w przeszłości, chcą przestrzegać przed podobnymi zdarzeniami w przyszłości.
Historia według IPN
"Koniec i początek. Rok 1945 na Górnym Śląsku" to tytuł wystawy otwartej w westybulu Śląskiego Urzędu Wojewódzkiego, przygotowanej przez katowicki oddział IPN.
Wystawa zorganizowana została w związku z obchodami Roku Pamięci Ofiar Tragedii Górnośląskiej, deportowanych 70 lat temu przez Sowietów do niewolniczej pracy na Wschód. Historię 1945 roku opowiedziano na 20 planszach, od strony technicznej w sposób bardzo tradycyjny: napisy zdjęcia, napisy zdjęcia, nie tylko z Górnego Śląska. O deportacjach mówi tylko jedna z tych plansz. Pozostałe mówią, co doprowadziło do tych deportacji, a więc II wojna światowa, którą wywołali Niemcy. Wystawa przypomina też o wysiedleniach Niemców z terenów, które po II wojnie przypadły Polsce, o obozach, w których więziono Niemców bądź uznanych za Niemców, w tym funkcjonariuszy NSDAP, SS, członków niemieckich organizacji społecznych, żołnierzy Wehrmachtu, ale też działaczy polskiego podziemia.
*Zamieszki przed siedzibą JSW: Policja znowu strzelała do związkowców WIDEO + ZDJĘCIA
*Psychopata z Zabrza więził kobietę w kanale. Opis tortur jest drastyczny. Czy zostanie skazany?
*Zielony jęczmień na odchudzanie? Tak! To działa. Właśnie zielony jęczmień stosują gwiazdy TV
*Zwolnienia grupowe w Biedronce to fakt. Oto pracownicy do zwolnienia
*Śląsk Plus - pierwsza rejestracja za darmo. Zobacz nowy interaktywny tygodnik o Śląsku